Silent Hill Origins

Redakcja

20.05.2008 10:00, aktual.: 01.08.2013 01:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Silent Hill to bez wątpienia seria wyjątkowa, charakteryzująca się niezwykłą treścią – wniosła ona przez lata wiele dobrego do gatunku survival horrorów. Niestety, ale opowieść o „cichym wzgórzu” z każdą kolejną odsłoną zaczęła robić się coraz bardziej skostniała, zachowawcza, mało rewolucyjna, choć nadal pozostała dość emocjonująca. Najnowsza część sagi ponownie bezwzględnie ten „trend” ukazuje…

Ten ostatni razByć może niektórzy z Was tego nie wiedzą, tak Silent Hill Origins najpierw pojawiło się na konsolę Playstation Portable. W tej wersji tytuł odniósł ogromny sukces przykuwając uwagę fanów przenośnej platformy wspaniałą oprawą A/V oraz intrygującym scenariuszem. Równocześnie wielkim atutem tego projektu stał się fakt, że gra ta była pierwszą tego typu na handhelda Sony. Nietrudno zatem udało się osiągnąć wrażenie pewnej oryginalności - przecież mimo wszystko wciąż nie każdy mieszkaniec niebieskiej planety posiada Playstation 2, stąd wielu nigdy nie miało okazji cieszyć się poprzednimi odsłonami serii... No i przede wszystkim gra to prequel do całości sagi o mrocznej mieścinie.

Obraz

Ponownie w miasteczkuScenariusz jest całkiem niezły, choć początek tego nie zapowiada. Główny bohater, kierowca ciężarówki o imieniu Travis Grady, wycieńczony już długą podróżą postanawia skrócić sobie nieco drogę. W tym celu, generalnie zmierzając w stronę miejscowości Brahne, nieświadome obiera on drogę przez przedmieścia Silent Hill . Wszędzie pusto, cicho, spokojnie, gdy nagle na drodze pojawia się tajemnicza postać. Szybka kontra, lekki poślizg i wielki TIR staje w poprzek drogi. Zdezorientowany, lekko otumaniony kierowca wyskakuje z wozu, aby odszukać niedoszłą ofiarę. W pobliżu nie znajduje jednak nikogo. Za to w powietrzu unosi się dziwna mgła, która niezwykle gęsto spowija całą okolice...

[break/]Owa mgła szybko okazuje się być dymem, zaś jego źródłem gorejący w płomieniach dom na uboczu. W środku nasz bohater odnajduje makabrycznie poparzone ciało jakiejś dziewczynki, osóbki z nadal tlącą się weń iskrą życia... Travis jeszcze tego nie wie, ale to dopiero wstęp do horrorów, które rozegrają się na jego oczach w tajemniczym miasteczku. Uratowana przez niego postać szybko stanie się najistotniejszym elementem ścieżki fabularnej Silent Hill Origins, tak jak i całej sagi zresztą. Więcej zdradzić tylko mogę, że sylwetka Travisa Grady jest niesłychanie bliska słynnemu seryjnemu mordercy, Kubie Rozpruwaczowi. Mroczny rzeźnik powraca, by na nowo uskuteczniać swoje modus operandi...

Obraz

Mechanika starego technikaFabularnie jest zatem całkiem nieźle. Szkoda, że równocześnie rozgrywka nie stanowi już takiego magnesu jak jeszcze kilka lat temu - wszystko to za sprawą wytartych dosłownie do krwi schematów, których za żadne skarby nie chcą się pozbyć programiści gry. Przemierzane lokacje kojarzą mi się zatem z topornym, mozolnym, pozbawionym większej wiarygodności błądzeniem. Plątaniem się w skostniałych mechanizmach, które już dawno powinny zostać odłożone do zakurzonej szuflady. Rozumiem, że posiadacze Playstation Portable mieli z nimi do czynienia pierwszy raz na tej platformie, tak dlaczego my, raczej doskonale doświadczeni w częściach poprzednich, otrzymujemy na PS2 jedynie bezpośredni, prosty port? Łatwe pieniądze?

Obraz

Ale o czym ja dokładnie biadolę: Otóż chociażby o systemie, który nadal opiera się na zasadzie „chcesz otworzyć te jedne, wybrane, wyjątkowe drzwi? Zrób najpierw kilkanaście innych, praktycznie niezwiązanych z tym czynności, w celu odnalezienia upragnionego klucza”. Przecież normalnie wystarczyło by podejść do nich i zasalutować z buta (Alone In the Dark zapowiada się pod tym względem srogo). Ja rozumiem, że dzięki takiego typu zabiegom dłużej przemierzamy lokacje i przy okazji jesteśmy zmuszani walczyć z wyskakującymi na nas, wymyślnymi maszkarami, tak twierdzę, iż czas w końcu ruszyć naprzód. Ile to razy jeszcze będziemy musieli, że posłużę się akurat wyssanym z palca przykładem, rozbić porcelanową lalkę znaleziona w lodówce, wyjąć zeń cukierka, zjeść go i wypluć diament, którym to rozkruszymy szklaną gablotę z siekierą strażacką. Jakby nie można było byle czym zbić szyby...

[break/]Straszna latarkaObok niezłej fabuły, budowany przez kolejne lokacje klimat to zdecydowanie następny atut, by w recenzowany tytuł (już w obojętnie jakiej wersji) zagrać. Zwłaszcza szpital Grove Ceder Sanitarium wbił mi się głęboko w pamięć. Wzorowany na prawdziwej miejscówce znajdującej się w Denver, podzielony na dwa skrzydła, swoim wyglądem przypomina zarys złowróżbnego nietoperza. Należy zaznaczyć to grubymi literami - Silent Hill Origins naprawdę straszy. Głównie zasługa to co prawda wręcz genialnej muzyki autorstwa Pana Yamaoki, lecz również różnorakie schizowe patenty, z „obserwatorem-podglądaczem” na czele, gwarantują klasyczne mrowienia na karku. Kiedy za oknem ciemno, a sąsiedzi już dawno położyli się spać, sesja w nową produkcję Konami dla wielu może jawić się jako koszmar najgorszego kalibru. Więc tutaj rewelacja.

Obraz

Zespół stresu pourazowegoNiepokojące odgłosy, przerażające wizje – Silent Hill Origins niewątpliwie otrzymało to wszystko w spadku po serii. Mocny wyraz kolejnych pokręconych miejscówek, świetne zaplecze efektów dźwiękowych i wspominana rewelacyjna niepokojąca nuta. Ale jak to z portami z PSP bywa - technicznie, oprawa graficzna tytułu jest co najwyżej średnia, a w porównaniu z leciwą już w końcu drugą częścią serii opisywany tytuł wypada zwyczajnie blado. Wszystko za sprawą małej ilości detali, czasami prymitywnej animacji, a także generalnie braku pomysłów na nowe, przerażające monstra.

Obraz

Początek końca...Silent Hill Origins jest grą bardzo dobrą, lecz niestety posiadającą brzemienne w skutkach naleciałości portu z małej konsolki. Z jednej strony mamy ciekawy skrypt fabularny, z drugiej przeciętną nawet na standardy Playstation 2 oprawę graficzną. Zagrać na pewno trzeba, ale wszyscy fani serii nie powinni oczekiwać fajerwerków godnych świętowania nowego roku. Nie da się nie zauważyć także, że przenosiny tytułu na kolejny sprzęt to pewna forma naciągania graczy na nową przygodę w „cichym miasteczku”, zaś wyeksploatowana mechanika produkcji dodatkowo utwierdza w przekonaniu, że prawdopodobnie twórcy tytułu sami zagonili się w ślepy zaułek. I to w uliczkę, do której bardzo często zagląda sam Piramidogłowy...

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)