Hellgate: London

Redakcja

07.11.2007 15:13, aktual.: 01.08.2013 01:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Witają nas zaśmiecone ulice. Wszędzie walają się jakieś kartony, części od samochodów. Powybijane okna przyglądają się groźnie, dziwnie ostrzegając jednocześnie przed losem śmiałków, którzy tak jak my myśleli, że przeżyją na ulicy na tyle długo, by móc obronić się przed tym, co czai się tuż za rogiem. Niepewnie wykonujemy pierwsze kroki i po chwili widzimy dziwną postać, kulejącą i zmierzającą w stronę śmietnika. Może to rodak? Oto pocztówka z Londynu, ale tego komputerowego, zaatakowanego przez hordy demonów. Miasta zniszczonego, spalonego, dotkniętego skazą zła, a jednak broniącego się wciąż przed najeźdźcami ostatnią, napędzaną desperacją dawką sił.

Kiedy przybyły demony ludzie nie mieli żadnych szans. Broń owszem, działała na niezbyt sympatycznie wyglądających, a jeszcze gorzej cuchnących przeciwników, ich jednak było liczebnie tylu tam, skąd przyszli, żeby i tak spokojnie zniszczyć Londyn. Niegdyś stolica imperium, nad którym słońce nigdy nie zachodzi, dzisiaj leży w agonii. Po powierzchni włóczą się zombie, pełzają dziwne gluty z rogami i skaczą diabełki. Gdzieś w podziemiach jednak egzystuje ruch oporu, ostatnia nadzieja niegdysiejszych autochtonów. Teraz niedobitki ludzkości muszą z uwagą poruszać się w kanałach lub przez opuszczone stacje metra, które nie wiadomo dlaczego nie zostały jeszcze o dziwo zaatakowane. To stąd przypuścimy nagły, niespodziewany i bolesny atak na przeciwnika, a główną bronią w nierównej walce z mrocznym złem będzie naturalnie nie kto inny jak gracz siedzący przed monitorem.

No cóż, tak prosto z mostu - fabuła w tym oczekiwanym od dawna hack’n’slashu jest zwyczajnie cienka. Naciąganych momentów jest sporo i trudno czasami zrozumieć logikę za wysyłaniem naszego bohatera w takie, czy inne miejsce - ale przecież żołnierzowi nie wypada kwestionować rozkazów, nie? Także kiedy od początku przymkniemy oko na niedoskonałości fabularne z pewnością łatwiej nam będzie wytrwać do końca. Kluczem do dobrego hack’n’slasha są zawsze ciekawe w rozwoju postaci i masa przedmiotów do zdobycia. Każdy doskonale zdaje sobie sprawę, iż główną przyczyną, dla której ktoś chce ocalić ludzkość to w końcu pieniążki i tony sprzętu.

Obraz

Niegdyś twórcy zapowiadali, że będą tylko dwie klasy postaci do wyboru, lecz na całe szczęście otrzymujemy ich dokładnie sześć. Możemy więc pobiegać sobie z mieczem w dłoni jako Strażnik lub Mistrz Ostrzy, oczarować świat w ciele Zaklinacza lub Przywoływacza, tudzież wykorzystać nowinki techniczne walcząc Inżynierem albo też Strzelcem. Jak można domyślić się już po nazewnictwie, każdy typ postaci skupi się na innego rodzaju umiejętnościach i trzeba przyznać twórcom, że tutaj wyszli ze swojego zadania znakomicie. Trochę nieczytelne te wszystkie drzewka na początku, lecz błyskawicznie przyjdzie nam się w nich połapać, by obrać jakąś rozsądną taktykę rozdzielania punktów doświadczenia zdobytych w walce.

[break/]Mistrz Ostrzy na przykład szybciej usiecze podłą rogatą zarazę, a Strzelec najpierw trafi jegomościa granatem, by po chwili doprawić go strzałem snajperskim. Pomysłów Flagship na pewno nie zabrakło i to widać. Jak to jednak z hack’n’slashami bywa, Hellgate: London tu wyjątkiem wcale nie jest, dopracowanie klas wychodzi dopiero przy trybie multiplayer - ten zaś nie dość, że darmowy (choć płatna opcja „premium” kusi), to do tego zwyczajnie świetny.

Obraz

Czym byłby bohater bez wielkiego miecza lub długiego karabinu, za pomocą którego pozbawi życia każde stworzenie w zasięgu wzroku? W Hellgate: London różnych przedmiotów znajdziemy tonę, a nawet setkę ton. Wyobraźcie sobie ilość dostępnego w grze oręża, jeśli samych pistoletów plazmowych, ogniowych, laserowych, czy tam zwyczajnie pojmowanych jako standardowych jest megadużo. Każda klasa oczywiście posiada arsenał dla siebie typowy. Grając Strzelcem wybierać będziemy między przeróżnego rodzaju karabinami, strzelbami, granatnikami, czy rakietnicami. Mistrz Ostrzy wykorzysta dziesiątki rodzajów czarodziejskich mieczy, a Zaklinacz innego typu dziwne urządzenia służące do ogniskowania energii magicznej.

Do tego dochodzą oczywiście części naszej garderoby, od rękawic po spodnie, włączając jakieś dziwne kamizelki. Dodatkowo ważnym elementem są przeróżne modyfikacje broni, które znajdujemy na powierzchni - możemy na przykład zamontować w naszym karabinie amunicję wybuchającą, albo lunetę zwiększającą celność. Na każdej stacji metra znajdują się specjalne maszyny do rozkładania sprzętu dzięki czemu nie tracimy naszych ulubionych modyfikacji wraz ze sprzedażą starszych modeli ekwipunku.

Obraz

Samą akcję obserwujemy bądź z oczu naszego bohatera, jak ma to najczęściej miejsce w przypadku zabijaków posługujących się magią czy bronią strzelecką, lub też zza jego pleców. Sterowanie przypomina bardzo standardowe FPSy, przez co Hellgate: London przy pierwszym podejściu wygląda właśnie raczej na strzelankę z elementami RPG, niż tam rasowego hack’n’slasha. Jest to jednak wrażenie mylące, bo żaden bohater, który w karcie postaci ma, iż nie potrafi strzelać nie trafi w nawiedzonym Londynie nawet spasionego gołębia, wszystkim tak rządzą obliczenia. Od razu muszę powiedzieć, że preferuję i polecam widok zza pleców - jest wtedy jakoś tak bardziej klimatycznie…

[break/]Trudno jest nie zachwycić się grafiką Hellgate: London. Miasto, mimo faktu, że wszystko tutaj prezentuje się w sumie podobnie (no może tak ci Anglicy budowali), jest naprawdę ładne. Z początku poruszać się będziemy głównie opuszczonymi tunelami metra pod powierzchnią, po różnego rodzaju labiryntach, czy bardzo starych korytarzach, które są przede wszystkim wizualnie klimatycznie. Kiedy już wyjdziemy na (nie)świeże powietrze, naszym oczom ukaże się widok iście przerażający. Miasto dosłownie umiera. Po niebie snują się dziwne statki demonów (prawie napisałem obcych), a biegające wszędzie potwory ślinią się na niegdyś całkiem czyste (ach te rozgniecione gumy do żucia!) ulice Londynu. W DX 10 wygląda to oczywiście przepięknie, ale nawet DX 9 daje radę i jest na co popatrzeć. Same efekty czarów są niczego sobie, a granaty efektownie wybuchając wywołują małą falę uderzeniową - w tej kwestii naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Owszem, zdarza się, że postacie na siebie zachodzą, albo na przykład trup nienaturalnie długo leci w powietrzu, ale to może taka specjalna cecha demonów?

Niestety takich niedociągnięć jest jednak sporo. Ot, gra potrafi się po prostu zwiesić przy przejściu z poziomu do poziomu. Czas dogrywania również nie jest wcale taki krótki, szczególnie przy wczytywaniu ekranu wyboru bohatera. Do innych bolączek gry zaliczyć należy jeszcze jej całkiem sporą powtarzalność. Przez użycie silnika losującego układ poziomów Hellgate: London robi się lekko monotonny już po kilku godzinach. Sceneria zmienia się oczywiście, ale tak naprawdę obraca się tylko wokół zniszczonych tuneli, zburzonego miasta i niektórych poziomów w piekle (które również nie wygląda na zadbane). No i samo mordowanie mrocznych hord to czasami za mało, żeby przykuć do komputera na dłużej. Pewnie, fani przypomną sobie czasy przechodzenia Diablo II po tysiąc razy, ale czy to wystarczy, aby grę Flagship Studios uczynić legendarną?

Obraz

Nieważne, czy jest to wina idei gatunku, czy samej produkcji - Hellgate: London po kilku godzinach robi się po prostu nudny i to jest gry największa bolączka. A do tego dochodzi sporo „baboli” w postaci przenikania się obiektów, zacinającego się dźwięku, czy zwyczajnie zwiech... Tytuł jednak niewątpliwie korzysta z kilku ciekawych pomysłów, włączając w to całkiem fajną, postapokaliptyczną otoczkę, tony przedmiotów do podniesienia, wielkie giwery i jeszcze większe miecze. Klasy postaci, co oczywiste, różnią się od siebie, przez co granie nimi naprawdę wciąga (choć jak pisałem - do czasu). Jeśli tylko tryb wieloosobowy przeżyje na tyle długo, by zapewnić twórców o sensie tworzenia drugiej części, to może kiedyś zobaczymy produkcję, która niekoniecznie będzie próbowała starego Diablo II pokonać, ale przynajmniej zreformować na tyle, aby gatunek dumnie wypłynął na wody XXI wieku i nie utonął od bagażu przeszłości.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)