Halo 3

Redakcja

03.10.2007 17:05, aktual.: 01.08.2013 01:55

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Już na wstępie warto szczególną uwagę zwrócić na fakt, iż nie tylko sama „płytka” z opisywaną grą oferuje światu być może najlepszą dotąd wizję futurystycznych batalii. To równocześnie cała seria reklam, których treść, mocno fabularna, tworzy niebanalne i świetnie uformowane środowisko wszelkiego typu emocji. Uczuć, które od zawsze towarzyszyły i będą towarzyszyć każdemu, kto postanowi walczyć o symboliczne wyzwolenie. „Uwierz...” - slogan reklamowy spotów Halo 3 zrealizowanych z fenomenalnym efektem, w kontekście Master Chiefa może oznaczać bardzo wiele. Wspaniałe, że dzięki dziełu Bungie każdy może doświadczyć prawdy na swój własny, indywidualny sposób.

When the Hero must never fallZapewne każdy z Was zastanawia się jaki jest finał tej niezwykłej, toczącej się na przestrzeni trzeciej już gry opowieści? Zarówno pierwsza, jak i druga część niespotykanie mocno dla reprezentowanego gatunku rozwinęła element ścieżki fabularnej, oferując nam intrygującą, pełną ciekawych zwrotów akcji opowieść o walce ludzi z kosmicznymi najeźdźcami. Najpierw wraz z Master Chiefem poznaliśmy wroga zagrażającego ludzkiej populacji, potem, poświęcając bardzo wiele, staraliśmy się za wszelką cenę go pokonać, by na końcu zrozumieć co też dla każdego z nas jest najważniejsze. No właśnie, co? Halo 3 rozpoczyna się dokładnie w momencie zakończenia poprzedniej odsłony i praktycznie od razu, bez zbędnych wstępów porywa nas w samo centrum walki o przyszłość ludzkiej egzystencji. Po twardym lądowaniu w sercu ziemskiej dżungli natrafiamy na patrol żołnierzy pod komendą sierżanta Johnsona oraz potężnego, znanego nam już Arbitra. Wraz z nimi docieramy do podziemnej bazy UNSC, głęboko pod ruinami New Mombasa, gdzie w istotnej rozmowie z prowadzącą placówkę, Mirandą Keys, dowiadujemy się, iż Covenanci odnaleźli potężny artefakt mogący zagrozić całej ludzkości. Na domiar złego nasza wierna „wirtualna” przyjaciółka, Cortana, jak wiemy zaginęła...

Więcej zdradzać Wam nie będę. Zrobiłem to co większość dziennikarzy na całym świecie – postanowiłem nie niszczyć Wam tej bardzo osobistej, pełnej emocji oraz wartości historii. Opowieści, którą każdy z nas powinien poczuć i przeżyć samotnie. Zapewniam – jest ona zdecydowanie najlepsza w swoim gatunku, oferująca prawdopodobnie jedno z najbardziej odważnych i wstrząsających zakończeń w dziejach cyfrowej treści.

Obraz

The truth is out there...Każdy szanujący się fan serii wie, że świat Halo to nie tylko fantastyczny scenariusz, ale tworzony wraz z lokacjami klimat. Potężne kaniony, pełna żywej zieleni dżungla, przepiękne wodospady oraz oczka wodne, wielgachne bazy perfekcyjnie wkomponowane w skalne ściany, doliny wypełnione głazami i skąpą roślinnością – to naprawdę prezentuję się wprost fenomenalnie. Czy to spoglądamy na śnieżne stoki skute taflami lodu, piaszczyste klify, błękitne morze, ogromne jaskinie, a nawet zniszczone autostrady, ruiny, doki... za każdym razem, skąpani w blasku niesamowicie wykonanego nieba doświadczamy tego samego wrażenia – WOW! Bungie mocno przyłożyło się w kwestii architektury kolejnych terenów i to widać w każdym elemencie.

[break/]Oczywiście wszystko za sprawą oprawy graficznej, która ostro namieszała, i to jeszcze przed premierą tytułu. Początkowo poczułem lekkie rozczarowanie. Pomyślałem – jednak „złośliwe” komentarze i screeny kilku zachodni „fachowców” mogły okazać się trafne? Pierwszy kontakt z misją w dżungli, czy podziemnej bazie w żadnym wypadku nie zaoferowały mi zapowiadanego „szczęko, next-genowego kopa z karate”. Wszędobylski brak wygładzania krawędzi, pustki, dość mała ilość detali – nie wyglądało to dobrze. Co zatem zaszło w szeregach Bungie, iż zadecydowało to o taki a nie innym „pierwszym wrażeniu”?

Obraz

Wystarczy jedynie chwila cierpliwości, aby zrozumieć zabiegi zastosowane ze strony twórców. Czekające na nas potężne batalie pełne przeróżnej maści jednostek, eksplozji, złożonej architektury i filmowego rozmachu - programiści musieli dokonać pewnych wyborów. Rezygnując choćby z wymienionego antialiasingu oraz 60 klatek na sekundę dostali potrzebne zapasy mocy przeliczeniowej i za to stworzyli świat prawdziwie zapierający dech w piersiach. Kiedy zobaczycie ogólną płynność animacji oraz jakość zwiedzanych połaci terenu, spektakularność rozgrywanych na naszych oczach potyczek, wodę i efekty z nią związane, świetnie wykorzystany bump-mapping, oświetlenie, a także jego realistyczną pracę, lecz przede wszystkim ogrom pojawiających się na ekranie sylwetek walczących - zrozumiecie co to znaczy praca najlepszych na świecie fachowców. Pierwsze lokacje to zatem typowe wprowadzenie, a nawet lekki prztyczek w nosa ze strony Bungie, mający na celu przygotowanie nas na obraz mimo wszystko najwyższej klasy.

Względem poprzednich części poprawiono wykonanie twarzy poszczególnych postaci, co niestety nie znaczy, że nie mogło być w tej materii lepiej. Ot, wyrażają one w końcu jakieś emocje, lip-synch prezentuje dobry poziom - za to już ilość detali obecna na takim ekwipunku czasami może przyprawić o zawroty głowy. Dodatkowo interakcja z otoczeniem nabrała większego wymiaru i teraz rzeczywiście wiele więcej elementów możemy przesunąć, zniszczyć lub wykorzystać przeciwko naszemu wrogowi. W tym aspekcie można było co prawda posunąć się do jeszcze większych rewolucji dla całej serii, ale najwidoczniej na to Bungie już nie miało czasu.

Obraz

Aim for the headsZmian w sterowaniu za dużych nie ma - przede wszystkim wykorzystano inne w stosunku do dotychczasowego Xboksowego kontrolera rozłożenie przycisków i zwyczajnie gra się lepiej, bo wygodniej. Jeden z przycisków odpowiada także za świeżą funkcję – korzystanie z wprowadzonego w „trójce” specjalnego sprzętu bojowego. Kolejną nowością jest zmiana w widocznym na ekranie HUDzie, którego design przywodzi na myśl serię Ghost Recon: Advance Warfighter – wszystkie wskaźniki są lekko zakrzywione na płaszczyźnie owalnej, co skuteczniej uświadamia nam kim tak naprawdę sterujemy w grze.

[break/]To co cieszy to fakt, że nadal istnieje możliwość korzystania z oręża przeciwnika. Dzięki temu mamy do dyspozycji zatrważającą ilość dostępnych broni z których większość stanowią świeżutkie dla serii zabawki. Oprócz jak zwykle użytecznego Assault Rifle, Battle Rifle i innych doskonale znanych nam już giwer otrzymujemy tutaj także chociażby ogromny młot bojowy, czy arcyskuteczny na średni dystans laser, plus nowe rodzaje granatów. Dochodzi także wspomniany ekwipunek specjalny, między innymi Bubble Shield tworzący wokół nas nieprzenikalne pole siłowe, czy przenośną wyrzutnię grawitacyjną. Polecam zapoznanie się z tymi „bajerami”, chociaż tak naprawdę w ferworze walki w kampanii dla pojedynczego gracza za wiele się z nich nie korzysta. Jednak warto oswoić się z ich działaniem przed skokiem w multi.

Obraz

Pojazdów, również nam nie żałowano. Oprócz tych poznanych już w częściach poprzednich, w „garażu” znajdziemy szybki, dwuosobowy pojazd ATV Mongoose, Brute Choppera – potężny, bardzo zwrotny motor, do tego futurystyczny oraz porządnie uzbrojony helikopter Hornet bardzo skuteczny przeciwko jednostkom Banshee, a także Prowlera, czyli lekką, lewitującą jednostkę często wypełnioną mocną ekipą Brutów.

When we die not aloneTo co jednak cieszy najbardziej to obecność sporej grupy komandosów towarzyszącej nam przez praktycznie całą zabawę. Widać, że twórcy gry wzorując się na konkurencyjnych produkcjach docenili aktywne uczestnictwo sprzymierzeńców w czasie jakiekolwiek batalii, które to nie tylko podkręca samą dynamikę, ale równocześnie tworzy atmosferę wiarygodnej bitwy pochłaniającej wiele ludzkich istnień. Dzięki temu zabiegowi gra staję się jeszcze bardziej bogata i to w wielu aspektach. Fabuła rozwija wątki nie tylko Master Chiefa, krzyki oraz polecenia naszych podkomendnych świetnie tworzą tło gęstej, wojennej atmosfery, a sama walka nabiera jeszcze większego, filmowego wymiaru.

Obraz

Oczywiście element ten nie byłby przeze mnie tak chwalony, gdyby nie jakość sztucznej inteligencji do której seria powoli nas już przyzwyczaiła. Zarówno przeciwnicy jak i sojusznicy prezentują całkiem dobre algorytmy. Strzelają celnie, doskonale odnajdują zasłony skąd prowadzą ogień zaporowy, płynnie przechodzą z jednego celu na drugi, a przypadki zacięcia i zagubienia nie zdarzają się im praktycznie w ogóle. To jednak zaledwie połowa wyśmienitego tortu. Co powiecie na 35 tys. linii dialogowych, którymi zależnie od sytuacji posługują się obecni na placu boju żołnierze, przez to zasypując nas dosłownie gradem celnych, często niesamowicie zabawnych uwag.

[break/]Many, many men…Multiplayer w Halo 3 to przykład procentowania ogromnego doświadczenia developerskiego, jak i pokaz rozsądku ze strony producenta gry. Twórcy nie starali się wykreować czegoś zupełnie nowego, a jedynie dopracowali już sprawnie działającą mechanikę. Po co od nowa wynajdywać koło.

Obraz

Pozostał system dobierania graczy podobnych sobie w kwestii umiejętności, co korzystnie wpływało na zbalansowaną i pełną ciekawych potyczek walkę. Teraz, jednak oprócz „skill pointów” otrzymujemy także doświadczenie dzięki czemu przyglądając się rankingom poszczególnych graczy wiemy nie tylko ile kto spędził z dana grą czasu, ale także jaki faktyczny jest stan jego umiejętności.

Lista multi została podzielona na dwie grupy: rozgrywki rankingowe za które dostajemy zarówno Exp. oraz Skill, a także Social – na samo doświadczenie. Każda z nich oczywiście rządzi się swoimi zasadami, proponując nam charakterystyczne mapy, tryby, a nawet ilość uczestników zabawy. Zatem teraz wszyscy fani nie tylko rankingowych wojen, ale również bardziej społecznych pojedynków powinni być usatysfakcjonowani. A czym? Jest tego jak zwykle sporo. Wszelkiej maści Deathmatche podzielone na określony arsenał, Ccapture the Flag polegające również na podkładaniu bomb i walce o dany teren, Oddball gdzie czaszki jak się okazuje mają niesamowitą wartość, itd. Najlepsza jest jednak obecność Custom Games w którym możemy stworzyć własny i oryginalny rodzaj zabawy. Ukończony umieszczamy w sieci i czekamy na opinie innych gracz. Rewelacja...

Obraz

Ranked Playlist, czyli ta „poważna” część multiplayera zwyczajowo daje nam możliwość uczestniczenia w przeróżnej maści rywalizacjach. Lone Wolves to oczywiście Free for All pod inną nazwą. W Team Slayer jedna ekipa bije drugą. Przy Team Objective nacisk kładziony jest na określonym zadania i pracy zespołowej. W końcu mamy Team Tactical - stawiający przede wszystkim na spokój oraz taktyczne podejście do bitwy. Co do reszty typów: Social Doubles, Big Team Battle, Rumble Pit to kolejne wariacje trybów podstawowych, pełne różnych i nietypowych ustawień.

[break/]Map mamy teraz 11. Każda jak się domyślacie jest zróżnicowana pod względem wielkości, budowy i klimatu. Z ciekawszych: The Guardian to duża, pełna zieleni miejscówka, Narrows prezentuje dwie odległe bazy oraz full otwartej przestrzeni, zaś The Pit oferuje nam zabawę w opuszczonym hangarze przy lotnisku. Wiele z plansz wzorowanych jest na tych z Halo 2, co z miejsca widać. Gracz czuje się jak w domu.

Obraz

Podsumowując zabawę sieciową w Halo 3 - nie dziwię się setkom tysięcy graczy, iż nie zdążyli jeszcze „przejść” singla. Świetne mapy, rewelacyjnie przygotowane tryby oraz ogrom możliwości jakich możemy doświadczyć podczas zabawy z tym tytułem czyni ofertę Bungie jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą, na rynku. Gdyby się czegoś czepiać to nadal nie mamy wyszukiwarki meczy, dzięki której moglibyśmy odnaleźć właśnie odbywającą się potyczkę określoną przez nas za pomocą wyznaczonych cech.

Something else?Rzeczy o których dotąd nie wspomniałem - cieszą wielostopniowe uszkodzenia pojazdów. Fury tracą szyby, koła się wyginają, wehikuły eksplodują w kuli pięknego ognia. Czasem coś wniknie w podłoże, ale to norma w grach wszelakich. Rozgrywka choć liniowa oferuje kilka dróg do jednego celu, a przemierzane tereny cieszą wielopoziomowością. Niesamowicie wypada co-op online, w którym kampanię bije równocześnie do czterech graczy. W tym trybie fabuła do ukończenia jest jednak i w 6 godzin, co w zwykłym singlu zajmie nam z 10. Halo 3 to również powrót „backtrackingu”, który na szczęście jest mało bolesny i wynika raczej z samego głównego wątku, aniżeli lenistwa programistów. Fajnie, że gdy gdzieś tam się zgubimy pojawia się strzałka wskazująca nam drogę do celu. Mała, ułatwiająca życie sprawa.

Obraz

BelieveHalo 3 to mimo wszystko geniusz, chociażby komercyjny. Wspaniała fabuła oraz iście filmowy finał (czy aby na pewno?) sagi, rewelacyjna oprawa A/V, niepowtarzalna grywalność, a także kultowy już multiplayer. Wady? Grafa mogłaby być lepsza, czasami zbyt mocno widać schematyczność budowli (no ale taki urok Halo), zaś wspominany backtracking trąci sztucznym wydłużaniem zabawy. Tak czy siak… Moment, mam telefon. Halo? Kto tam? Gra roku?

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)