Assassin's Creed: Altair's Chronicles

Redakcja

03.04.2008 10:00, aktual.: 01.08.2013 01:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nie wiem, czemu tak wielu ludzi dziwi się sukcesowi, jaki odniósł Assassin's Creed stając się oto najszybciej znikającym z półek nowym tytułem w historii Ameryki. Przecież od momentu obwieszczenia światu mechaniki AC i ujawnienie trailera na E3, oczy każdego posiadacza obecnej generacji konsol były zwrócone w stronę Jade Raymond i Patrice'a Desilets, developerów tejże gry. Dużo większym szokiem – i to dosłownie podwójnym – była zapowiedź dotarcia Altaira Ibn Al-Ahada na system przenośny, w dodatku ten słabszy technicznie, bo od Nintendo. DS w końcu nie za dobrze radził sobie z wyświetlaniem scenerii w pełnym 3D. Właśnie – tutaj czas przeszły.

Za „minimalizację” przygód zabójcy wzięła się dość utytułowana firma Gameloft i to „ci od komórek” właśnie za Assassin's Creed: Altair's Chronicles stoją. Zrezygnowano całkowicie z motywu badań genetycznych. Akcja toczy się tylko i wyłącznie w czasach krucjat z XII wieku. Gra jest prequelem do „większej” wersji, zaś cała historia opowiada o artefakcie znanym jako Chalice (ang. Kielich) oraz próbie odzyskania go, a następnie zniszczenia, przez znajomą nam już postać w kapturze i czerwonej przepasce na biodrach. Jakkolwiek zrozumienie pierwowzoru nie wymaga ogrania Kronik Altaira, to jednak w paru momentach gra rzuca światło na niewyjaśnione wątki i uzupełnia fabułę oryginału.

Obraz

Od razu w oko wpada niezła grafika jak na konsolę o parametrach technicznych mikrofalówki. Miejscówki najeżone są różnorakimi budowlami, po ulicach kręcą się przechodnie, a akcja jest dwupoziomowa – podobnie jak w “dużej” wersji można wejść tu na większość dachów. Gra robi wrażenie, choć prezentuje się jak podrasowany tytuł z PSOne, co w wypadku gry na DS-a stanowi jednak spory komplement. Jasne, że wszelkie efekty świetlne nie są mistrzostwem świata, ale już na przykład świetnie poruszający się Altair to dość mocny punkt gry. Wszelkie wdrapywania się na budynki, walki ze strażnikami i skoki (ostatnia wersja nasuwa skojarzenia z Matriksem) wyglądają nieźle, jedynie czasem grze zdarzy się zgubić kilka klatek ruchu i przejście między pozami nie jest płynne, acz generalnie główny bohater jest naprawdę sprawnie animowany. Z resztą postaci bywa różnie, ale generalnie zawsze dużo gorzej. Przechodnie mogą tylko chodzić lub biec, zaś strażnicy i Templariusze mają zaprogramowane raptem kilka reakcji na krzyż.

[break/]Przechodząc AC na DS-ie nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że przycinam w staroszkolną wersję jednego z pierwszych Prince of Persia. Przeszkody (przepaście, czy wyskakujące ze ścian ostrza) i uczucie płynące z grania jest takie samo, praktycznie tylko fabuła przypomina nam, że nie ratujemy ponownie księżniczki. Wbrew pozorom gameplay nie jest ubogi – co prawda na początku większość umiejętności jest ukrytych, ale z biegiem czasu Altair uczy się podkładać bomby, stawiać zasłony dymne, używać łuku, skakać na linach, obezwładniać z bliska przeciwników, jak i wiele więcej. Gra jest bardzo prosta i autorzy z Gameloft chyba wręcz przedobrzyli z dobrodziejstwem inwentarza, bo kilku zdolności się praktycznie nie używa, zaś na upartego całość Altair Chronicles można przejść używając jednego kombosa.

Obraz

Sporo osób było rozczarowanych systemem walki w oryginalnym Assassin's Creed, bo uważały że średniowieczny zabójca w rzeczywistości raczej unikałby bezpośrednich starć. Cóż, w przenośnej wersji Altair jest jednoosobową armią i trzeba tę gorzką pigułkę przełknąć możliwie najszybciej. Nie stroni się tu od pojedynków, a niejednokrotnie trzeba wyrżnąć w pień całkiem konkretny oddział strażników. W trakcie gry dochodzą nowe ciosy, ale cały system oparto na dwóch przyciskach: X i Y. Zwyczajnie je klepiąc można osiągać rezultaty nie gorsze niż przy dokładnym wciskaniu wyszukanych kombinacji ciosów. Po pokonanych wrogach zostają nam specjalne kule, które mogą uzdrowić Altaira, albo posłużyć jako waluta, za którą podbijemy moc oręża. W trakcie starć z nielicznymi bossami pojawiają się wstawki QTE (wciskanie wyświetlanych przycisków), lecz są one niemiłosiernie wykastrowane i nie dostarczają satysfakcji.

Obraz

Czasem fabuła wymaga od gracza cichego przesłuchania jakiegoś gościa, lub też zabawienie się w kieszonkowca. Wtedy do akcji wchodzą jedyne motywy z wykorzystaniem ekranu dotykowego konsolki. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z wariacją na temat Elite Beat Agents – pykając rysikiem w ekran w odpowiednich momentach powodujemy rozluźnienie mięśni delikwenta. Druga minigierka polega na wyciąganiu klucza z czyjejś sakiewki nie dotykając jej ścian, czy znajdujących się tam innych przedmiotów. Żadna z tych opcji nie zachwyca. Szkoda, że nie doszlifowano tego elementu, bo stanowi ciekawą, acz rzadką odskocznię od biegania po dachach i walczenia z mrowiem strażników.

[break/]Ogólnie zdziwiła mnie mała “handheldowość” AC: Altair's Chronicles. Jest to dość długa gra, niewiele w sumie ustępująca pod tym względem pierwowzorowi, ponieważ przebicie się do końca zajmie kilkanaście godzin. Punktów kontrolnych po drodze jest sporo, ale niestety nie można gry zapisać w każdym momencie i u mnie wyglądało to generalnie tak, że DS sporo czasu leżał odpalony i zamknięty. Nie chciałem powtarzać od początku poziomu, a nie zawsze miałem czas lub ochotę przeć dalej.

Obraz

Irytuje masa małych błędów, które nie zdążyły zostać usunięte do czasu premiery. W kilku miejscach nie wiadomo, co trzeba zrobić, bo kamera zasłania najważniejszy fragment kładki. Czasem szwankuje celowanie, nie zawsze gra wychwytuje także kiedy zmieniamy broń. Kilka razy spadłem w przepaść, gdyż oberwałem strzałą niewidzialnego łucznika, albo perspektywa ukazania akcji mnie myliła i nie mogłem wskoczyć na następną platformę. Takich mankamentów znalazłoby się więcej – przeciąganie skrzynek i wszelkie akcje kontekstowe są niesamowicie toporne. Nie dość, że trzeba stanąć w odpowiednim miejscu, to jeszcze akcja możliwa jest dopiero po ułamku sekundy. Nie muszę mówić, że to dużo jeśli na karku ma się kilku przeciwników.

Obraz

Raz w grze pojawia się renderowany filmik, poza tym fabuła przekazywana jest w formie całkiem naturalnie rozpisanych dialogów. Dubbingu nie uświadczymy, ale muzyka i dźwięki otoczenia w pewnym stopniu to rekompensują. Motyw przewodni skomponowany przez Jespera Kyda pojawia się w Altair's Chronicles często, ale ma on taką moc, że akurat tutaj nie mam absolutnie nic przeciwko. Słychać też, że sporo pracy dźwiękowców poszło na otoczenie, dzięki czemu miasta i ogrody brzmią prawie jak żywe. Gra może wydawać się straszliwie monotonna, acz historia oraz przyjemny w odbiorze gameplay sprawiły, że ja bawiłem się przy niej dobrze. Na pewno nie jest to żaden killer, lecz fani Altaira spokojnie mogą tytuł ten zakupić teraz, reszta zaś – jak stanieje.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)