True Crime: New York City

Redakcja

30.04.2007 15:58, aktual.: 01.08.2013 01:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nowojorska metropolia jak magnes przyciąga scenarzystów, którzy bezwzględnie atakują ją statkami kosmicznymi, czy ogromnymi, zielonymi jaszczurkami. Oprócz tego Big Apple jest filmową sceną nieskończonej ilości intryg policyjnych, mafijnych i politycznych. W grach komputerowych, jak dotąd, temat Nowego Jorku nie przejawiał się aż tak często - od czasu do czasu rozgrywaliśmy kilka poziomów w metrze, czy biegaliśmy po wieżowcach. True Crime: New York City przynajmniej w teorii postanowiło wypełnić tą lukę. Spójrzmy, czy warto zainwestować w produkt ze stajni Aspyr.

W grze wcielamy się w postać Marcusa, młodego policjanta. Nasz bohater został wychowany na ulicach Nowego Jorku, gdzie lojalność jest wszystkim, a kłótnie rozwiązywane są przez świszczące w powietrzu kule. Marcus kiedyś był dość niesfornym chłopcem - może wpływ miał na niego tatko gangster, a może to zwyczajnie wina otoczenia. W każdym bądź razie przyjaciel ojca, glina, postanawia zrobić z młodzika ludzi i wysyła go do akademii policyjnej, po której ukończeniu to bohater zaczyna robotę jako chłopak z drogówki. Dzięki mozolnej pracy po jakimś czasie awansuje jednak w końcu na detektywa. I tu zaczyna się całkiem długa historia. Już po kilku dniach w nowej pracy mentor Marcusa ginie w eksplozji, a nasz bohater zostaje zrekrutowany przez FBI w celu odszukania policyjnego kreta, który udaremnia wszelkie akcje zmierzające do zniszczenia syndykatów rządzących miastem.

Z samego początku fabuła wydaje się niezłym materiałem na świetną grę kryminalną. Spodziewać się więc powinniśmy niezłego rozwinięcia akcji i wielu wątków pobocznych do zgłębienia podczas zwiedzania nigdy nie zasypiającego miasta. Gry komputerowe oferują przecież scenarzyście bardzo wiele możliwości, których pozbawione są na przykład filmy. Niestety, osoba odpowiedzialna za historię w True Crime: New York City postarała się tylko na początku, tym samym marnując ogromny potencjał tkwiący w samym pomyśle. Przede wszystkim zaskakuje schematyczność, w którą produkt wpada już tuż po rozpoczęciu właściwej rozgrywki. Bez przesady, ile razy byliśmy już świadkami nieoficjalnego śledztwa prowadzonego przez wyszczekanego gołowąsa w sprawie morderstwa bliskiej osoby? Na to pytanie nie trzeba chyba odpowiadać.

Obraz

True Crime: New York City przypomina w strukturze rozgrywki serię Grand Theft Auto. Naszego czarnoskórego bohatera oglądamy zza jego pleców, czyli mamy do czynienia z grą TPP. Do naszej dyspozycji oddano dość szerokie połacie Nowego Jorku, po którym możemy sobie krążyć ile wlezie. Minimapa pokazuje nam, gdzie powinniśmy udać się, aby móc wypełnić następne zadanie główne, rozwijające odrobinkę fabułę. Większość tych questów jest po raz kolejny bardzo schematyczna i sprowadza się do złapania jakiegoś delikwenta, by po krótszym lub dłuższym pościgu oddać się agresywnemu przesłuchaniu typa zakończonego pozyskaniem nazwiska następnego pana do odnalezienia. Oprócz zadań głównych możemy sobie pozwolić na bezpośrednie interwencje w akcje na samych ulicach miasta. Co dziwne, zdarza się to niezwykle często, ale o tym później…

[break/]Na samym początku gry musimy nauczyć się podstawowych umiejętności, którymi dysponuje pakerny oficer policji. Dość toporny samouczek pokaże nam więc takie techniki jak chociażby różne style walki wręcz. Marcus może zwyczajnie okładać przestępców kończynami wszelkimi lub dostępną na wyposażeniu glin pałką. Jeśli to zawiedzie, zawsze da radę użyć broni ostrej, także w celu zastraszenia przestępcy. Szkolenie policyjne obejmuje jednak nie tylko użycie brutalnej siły. Nauczymy się prawidłowo skuwać oskarżonych, łapać ich w biegu, czy obezwładniać kilkoma zręcznymi ruchami. Kiedy już przejdziemy te dość interesujące elementy szkolenia, możemy poszaleć sobie po mieście służbową furką - prawdziwy policjant powinien bowiem umieć zatrzymywać uciekającego innym pojazdem przestępcę, czy celnie strzelać z rozpędzonego auta.

Obraz

Wszystko to brzmi bardzo fajnie, ale niestety zaczyna tracić na atrakcyjności już w trakcie wypełniania poleceń samouczka. Ot, poszczególne zadania można od razu zupełnie zignorować i po prostu biec do przodu. W ten sposób szybko skończymy trening. Przedziwne niedopatrzenie programistów. Od początku ogromnie irytującym elementem jest samo sterowanie postacią, które należy do najbardziej żałosnych, z jakimi się dotychczas spotkałem. Zamiast wykorzystywać kilka przycisków do tego samego celu, tylko w zmieniających się okolicznościach, w True Crime: New York City przyjdzie nam używać oprócz myszki i WSADu również klawiatury numerycznej! Wyobraźmy sobie taką sytuację: ruchliwymi ulicami ścigamy gwałciciela, biegniemy za nim ile fabryka w nogach dała i strzelamy ostrzegawczo w powietrzne. Typ nie reaguje i dalej pruje przed siebie, próbując nam uciec. Jeśli chcemy go dorwać musimy nie dość, że za pomocą myszki oraz klawiatury go dogonić, to jeszcze dodatkowo wcisnąć odpowiedni klawisz numeryczny. Powodzenia, użytkownicy notebooków!

Nie jest to jedyny minus mechanizmów zaproponowanych nam przez True Crime: New York City. Silnik gry stwarza mnóstwo niedorzecznych sytuacji, które dodatkowo wspomagają burakowość rozwiązań klawiszowych. Przechodnie odbijają się od siebie, przez co pościg za podejrzanym zmienia się w chaotyczne machanie myszką. Oprócz tego postacie potrafią zatrzymać się na niewidzialnych przeszkodach, co niby ułatwia nam wykonywanie misji, ale na dłuższą metę strasznie irytuje. Obywatele Nowego Jorku wyglądają praktycznie identycznie, gdyż silnik wykorzystuje tylko kilka modeli postaci - często śledzić będziemy piętnastoosobową grupę bliźniaków zamierzających popełnić jakieś przestępstwo.

Obraz

Jeśli jednak myślicie, że to koniec problemów z tym tytułem, to bardzo się mylicie. Oprócz nudnej struktury misji głównych, zaskakuje poziom agresji mieszkańców miasta. Gdyby gra choć trochę przypominała rzeczywistość, nie radziłbym nikomu udawać się do najbardziej znanego amerykańskiego miasta. Jadąc samochodem dookoła Central Parku będziemy wielokrotnie mieli możliwość aresztowania porywaczy, którzy zbzikowali i wzięli za zakładnika Bogu ducha winnego przechodnia. Oprócz tego typu bandytów czekają nas jeszcze zatrzymania złodziejaszków, gwałcicieli, morderców, podpalaczy, czy agresywnych bywalców dyskotek, którym nie spodobała się muzyka puszczana przed DJa. Jak widać, rodzajów przestępstw na ulicach jest wiele. Szkoda tylko, że ta różnorodność została zmarnowana przez niedorzeczną wręcz ich ilość, jeśli o częstotliwość występowania chodzi. Nie możemy w zasadzie przejechać stu metrów, aby nie dostać raportu o właśnie popełnianym wykroczeniu. Jeśli chcemy ruszyć fabułę do przodu to zmuszeni jesteśmy ignorować wołania o pomoc i po prostu przejeżdżać obok.

[break/]Jeśli pozwolimy, by nasze poczucie obywatelskiego obowiązku wzięło górę na chęcią szybkiego skończenia tej koszmarnej nudy, jaką jest True Crime: New York City... Cóż, czeka nas mnóstwo wyjątkowo nużących misji. Większość sytuacji kryzysowych rozwiążemy za pomocą broni palnej. Zazwyczaj nie pomaga pokazanie odznaki (chyba, że chcemy „zarekwirować”, czyli legalnie zwinąć komuś pojazd) i musimy za podejrzanym udać się w pościg, wszystko przy użyciu dziesiątek klawiszy na klawiaturze oczywiście. Ostatecznie da radę takiego delikwenta po prostu zastrzelić, co z radykalnie zakończy daną sprawę, ale doda nam kilka punktów do etykietki „złego gliny”. Nie ma się jednak czym przejmować, gdyż bycie dobrym lub parszywym policjantem nie ma absolutnie żadnego wpływu na rozgrywkę. Następny dobry pomysł zmarnowany. Ale taka jest właśnie cała ta gra.

Obraz

Po Nowym Jorku nie będziemy poruszać się na piechotę. Do naszej dyspozycji twórcy oddali całkiem sporą ilość samochodów. Oprócz tych, które przydzielone nam zostaną na komisariacie, możemy zatrzymywać wozy obywateli miasta. Po prostu stajemy przed wybranym autem i pokazujemy blachę. Jeśli to nie poskutkuje to dodatkowo oddajemy kilka strzałów ostrzegawczych w powietrze i już kierowca z przyjemnością użycza nam swojej własności. Niestety, model jazdy jest strasznie kiepski. Samochody pokonują najcięższe zakręty bezproblemowo, a jedyne różnice między poszczególnymi modelami to ich prędkości maksymalne.

Graficznie True Crime: New York City nie dość, że nie trzyma poziomu, to jeszcze stoi poniżej średniej. Miasto wygląda naprawdę przeciętnie i gdyby nie jako takie podobieństwo do prawdziwego Nowego Jorku, zapewne nikt nie miałby ochoty na zwiedzanie growego Big Apple. Wspomniane już modele postaci zbyt często się powtarzają, wszystko wygląda więc dość sztucznie. Z dźwiękiem jest już troszkę lepiej, szczególnie przypaść może do gustu ścieżka muzyczna, która składa się z wielu znanych rapowych, czy rockowych kawałków. Na uwagę zasługuje także bardzo porządny dobór głosów postaci.

Obraz

Na samym początku gry można pomyśleć, że wszystko będzie dobrze. Mniejsze błędy zazwyczaj ignorowane są przez graczy, jeśli produkt ma niesamowity klimat i jest po prostu miodny. W przypadku True Crime: New York City nadzieje takie są niestety bezpodstawne. Całość nie dość, że jest niedopracowana, to jeszcze zwyczajnie brzydka. Niestety nie wykorzystano sporego wachlarza możliwości, które niesie ze sobą tematyka policyjna. Do tego zaskakuje ilość przedziwnych rozwiązań, szczególnie w kwestii klawiszologii. Wszystko prezentuje się tak, jakby programiści chcieli utrudnić graczowi rozgrywkę i specjalnie go zniechęcić. Wyszedł z tego typowy średniak.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)