L.A.G — wymierający gatunek
05.08.2017 20:22
Właśnie wróciłem z urlopu. Urlopu, podczas którego musiałem być w ciągłym kontakcie ze współpracownikami. Urlopu, podczas którego pracować jest rzeczą normalną. Niezbyt wypoczęty psychicznie, miałem chwilę czasu dla siebie podczas powrotnego lotu. Lotu, który pilotował Tony. Nie, Tony nie jest pierwszym kapitanem. Tony to samolot, pilot i obsługa w jednym. Tony to fenomen, który w tym roku wykonał już blisko tysiąc lotów. Tony się nie myli i to jest świetne. Zresztą nie tylko Tony, pozostałe samoloty od dawna nie miały już opóźnień, wszystko co do sekundy.
Po wylądowaniu, odebraniu bagażu i przejściu sprawnej weryfikacji tożsamości, udaję się do strefy TAXI. Podjechała biała taksówka. Wsiadam do auta, w którym to oczywiście nie ma kierowcy. Nic dziwnego, skoro jakiś czas temu rządy na całym świecie doszły do wniosku, że należy zakazać prowadzenia samochodów. Nadeszła era pojazdów autonomicznych – wygodnych, bezpiecznych i tanich. Podróż trochę się dłużyła, nie było do kogo się odezwać, nie jak za czasów taksówkarzy, którzy to mieli wiele do powiedzenia. Dzisiaj to już przeszłość, drobna zmiana, a setki tysięcy ludzi straciło pracę. Ich pracę, jeżdżenie, zastąpiła Inteligencja. Ta sztuczna. Oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, aby podczas powrotu taksówką posłuchać muzyki czy obejrzeć film, ale nie mam ochoty. Patrzę na mijający krajobraz – autonomiczne pojazdy, bezosobowe fabryki, budowy prowadzone przez zautomatyzowane maszyny koordynowane z drugiego końca globu.
Po dłuższej chwili docieram do domu. Zmęczony podróżą, biorę szybki prysznic i kładę się spać. Po niecałych dwóch godzinach budzę się wypoczęty i z głową pełną przemyśleń i rozwiązanych problemów. To zasługa SAS – Systemu Aktywnego Snu. W niepamięć odeszły czasy, w których szło się bezproduktywnie spać na dobrych kilka godzin, często wstając potem jeszcze bardziej zmęczonym.
Rozmawiam z Lolą o tym, co wymyśliłem w trakcie snu. Nie, Lola to nie dziewczyna z ulicy do bara-bara. Lola to moja osobista asystentka głosowa. Jest bystra, po chwili wszelkie moje przemyślenia zamieniła w konkretne poprawki w projektach nad którymi pracuję i obszerne notatki. Zuch dziewcz… Asystentka.
Jest godzina 1.30, zatem czas na zakupy. Zamawiam taksówkę i wychodzę z domu. Przy furtce już czeka biały pojazd, wsiadam, podaję cel podróży i po chwili jestem w supermarkecie. Rozglądam się. Widzę samych klientów, żadnej obsługi. Ruch jak zwykle, w końcu poprzez zoptymalizowanie snu, jesteśmy „na chodzie” przez większość doby. Chodzę między regałami szukając potrzebnych mi produktów. Jest, znalazłem, sięgam po niego z półki, a w jego miejsce pojawia się kolejny. Idę dalej, lekki tłum, przechodząc ocieram się o Xaviera. Nie, Xavier to nie jest mężczyzna moich marzeń, i pomimo tego, że związki mężczyzny z mężczyzną są czymś powszechnym, to pod tym względem pozostałem tradycjonalistą. Xavier to automat, który segreguje nową dostawę towaru na półki. Idę dalej. Mijam Lucy. Nie, Lucy to nie automat. Lucy to była kasjerka, która również straciła pracę na rzecz Inteligencji. Mam już wszystko, pakuję do torby, a przy wyjściu mój zegarek pika, potwierdzając płatność i wychodzę jak gdyby nigdy nic. Właśnie wydałem 1,23 GlobalCoinów. Klienci dziwnie na mnie patrzą. Wstyd się przyznać, ale mój zegarek to złom, dalej pracuje na przestarzałej technologii NFC, GSM i GPS. Po prostu go lubię, ale od przyszłego roku, w związku z wyłączeniem tych trzech przestarzałych, niebezpiecznych, mało precyzyjnych i mało efektywnych rozwiązań, czeka mnie zmiana. Dobra zmiana. Nie myślę jednak o tym, chcę wracać do domu. Taksówka dalej na mnie czeka. Idę w jej kierunku. Dzwoni mój telefon. Odbieram – Cześć tu Lola, widzę, że właśnie zapłaciłeś za zakupy, ale zapomniałeś makaronu. Faktycznie. Wracam po makaron, i kieruję się ponownie do taksówki. A nie mówiłem, że Lola to zuch dziewcz… Aystentka.
Jestem w domu. Porządkuję zakupy i biorę się do pracy. W końcu w biurze muszę pojawić się dopiero rano, więc zdążę jeszcze zdalnie popracować i wykonać kolejną sesję aktywnego snu. Potrzebuję starszych notatek, szukam, nie znajduję. Lola podpowiada, aby przejrzeć w kantorku pudło nr 3 na drugim regale z lewej strony. Znowu w punkt. Zuch dziewcz… Asystentka. Wyciągam potrzebną teczkę z notatkami, wracam do biurka.
Po drodze wypada mi na podłogę Polaroid. Nie, Polaroid to nie bot, automat czy asystent. Polaroid to potoczna nazwa odbitki zdjęcia zrobionego aparatem o takiej samej nazwie. Wiem, że możesz tego nie wiedzieć, używało się tego dziesiątki lat temu. Podnoszę go z podłogi. Przecieram z kurzu. Oglądam. Widzę siebie, Marka, Paulinę, Asię, Patryka, Annę, Macieja. Byli wyjątkowi. Dzisiaj wszyscy jesteśmy tacy sami. Zabiliśmy w sobie wyjątkowość i indywidualność. Rozchorowałem się. Dopadła mnie depresja. Niby nic takiego, dzisiaj jest częstsza niż migrena. A jednak. Nie radzę sobie. Pamiętam jak to było kiedyś. Kontaktu nie utrzymujemy od dawna, oni odeszli. A jednak wspomnienia są ciągle żywe. Jest coraz gorzej. Nie daję rady. Wiem, że to jest ten moment. Postanowione. Chcę popełnić samobójstwo. Cyfrowe samobójstwo. Niby nie takie prawdziwe, ale zarazem najprawdziwsze, ostateczne. Zdaję sobie sprawę, że zostało niewielu takich jak ja. Przedstawicieli L.A.G. – Last Analog Generation. Ostatnie Analogowe Pokolenie wymiera, a razem z nim i ja. Nie chcę tak umrzeć, przed śmiercią chcę przypomnieć sobie „życie”. To prawdziwe, nie sztuczne jak Inteligencja. Robię to, popełniam samobójstwo. Cyfrowe. Rezygnuję z tego co mnie otacza. Trafiam do getta. Nie ma tu nic. A jednak jest wszystko. Są ludzie. Jest inteligencja, ale nie ta sztuczna, ta prawdziwa, ludzka. Odżywam. Żyję. Umieram.
_____________________ Grafika - Gerd Leonhard on Flickr