Specjalista ds. teleinformatycznych i koniec kariery kolejnego pomocnika informatyka cz.61
07.10.2015 18:31
W szpitalu pracuje już siódmy rok (ale ten czas zasuwa - chyba na prawdę czas na jakieś zmiany), przez ten czas przez mój warsztat informatyczny przewinęło się kilkanaście osób (praktykanci, stażyści czy pracownicy etatowi). Pisałem o nich nie raz i nie dwa (tu, tu, tu, tu, tu, tu, tu, tu, tu i pewnie jeszcze kilka razy), jeden był lepszy inny gorszy ale zawsze jakoś dawałem sobie z nimi radę i nasza współpraca do złych nie należała. Tym razem było podobnie.
W połowie czerwca poformowano mnie, że ze względu na przeciążenie (kurcze to ktoś jednak zauważył, że mam za dużo na głowie) obowiązkami dostanę pracownika na cały etat. Zaczęły się więc pielgrzymki ludzi, którzy chcieliby dostać ten etat. Po kilku rozmowach kolejny raz doznałem szoku o poziomie wiedzy zwłaszcza świeżo upieczonych techników-informatyków. Zero kompletne. Jako któryś z kolei pojawił się Radek - młody, wystraszony i z wiedzą no powiedzmy marną, jednak coś w tym gościu było na tyle pozytywnego, że postanowiłem właśnie jemu zaproponować etat.
Bardzo szybko okazało się, że jego wiedza nie jest aż taka mała jak to się wydawało na początku. Ale może po kolei, ze względu na dostawianie kolejnych komputerów nie miałem za bardzo czas aby zrobić mu swój ulubiony numer, czyli dać do złożenia kompa z jednym uszkodzonym podzespołem. Dostał od razu trochę części i polecenie - " Z tego mają powstać 3 komputery, a młody zadowolony jak diabli wziął się za mozolne składanie kompów i instalowanie potrzebnego oprogramowania. Poszło mu to w miarę sprawnie i szybko. No dobra, będą z niego ludzie pomyślałem sobie. Kolejny tydzień, kładziemy przewody (kurde znowu) przez dwa tygodnie młody dzielnie latał z kablami młotkiem i drabiną, ani razu nie narzekając, że ciężko, a był to lipiec - okres chyba największych upałów. Po godzinie stania na drabinie jego koszulkę można było wykręcać z potu. No no no, po takiej szkole to już chyba nić nie będzie w stanie go przestraszyć. Złożyć kompa potrafi, praca fizyczna nie jest dla niego problemem. No to jedziemy dalej. Skoro kompy poskładane, przewody leżą to niech się młody wykaże kolejny raz. Polecenie brzmiało: Radek kompa ma być tu, tu i tu. A sam zabrałem się i poszedłem do swoich zajęć, po kilku godzinach myślałem, że lekarze go zjedzą, albo nie dopuszcza go do instalacji komputerów, a on dzwoni i informuje mnie że mu się nudzi bo wszystko gotowe. Jak on się z tymi lekarzami dogadał? Nie mam bladego pojęcia. Kolejny plus dla młodego. Przygotowanie kilku nowych stanowisk zaliczył śpiewająco.
Po jakiś miesiącu jego pracy mamy sporą awarię w weekend. Przeszła dość gwałtowna burza i telefony nie działają. Ja nie mam jak się dostać do pracy dzwonie więc po młodego. O dziwo dość ochoczo i szybko pojawia się na miejscu w sobotę późnym popołudniem. Okazuje się, że problem nie jest jeden a kilka. Uszkodzone 4 kompy (głownie karty sieciowe) dwie drukarki powiedziały, że mają dość i nie działa jakieś 10 telefonów. Kompy to betka, młody podokładał karty sieciowe i pochwalono go za szybkie "naprawienie Internetu". Drukarki niestety musiał pozmieniać (na szczęście na miejscu miał nowe), została mu walka z niedziałającymi telefonami. Po jakieś godzinie sprawdzania stwierdził, że to musi być coś z centralą telefoniczną, bo żadnego nie da się naprawić znanymi mu sposobami. Długo zastanawiałem się jakie to sposoby skoro podczas rozmowy o pracę stwierdził, że kompletnie nie zna się na budowie i zasadzie działania linii telefonicznych. Oczywiście w poniedziałek potwierdziłem jego diagnozę i wezwaliśmy serwis.
Cały sierpień to niestety monotonna zwykła praca informatyka. A to zacięty papier, a to nie działająca drukarka, a to jakaś inna pierdoła. Z większością rzeczy Radek dawał sonie radę bezproblemowo. Skoro tak dobrze mu szło to postanowiłem w drugiej połowie sierpnia wyskoczyć gdzieś na tydzień, zostawiając go samego z tym całym bałaganem. Przez tydzień mojego urlopu zadzwonił może ze 3 razy z jakimś pytaniem (jeden z jego poprzedników potrafił zadzwonić 5 razy dziennie, sławne już zdanie z HZ w Kliczkowie - "Skup się, bo to skomplikowane hasło :)). Po powrocie usłyszałem masę komplementów na jego temat, jaki to Radosław dobry, uczynny i w ogóle, same naj.
Jakoś tak się trafiło, że we wrześniu przez nasz warsztat przewinęło się kilkanaście starszych uszkodzonym komputerów, a więc młody zaś walczył z czyszczeniem i składaniem kolejnych gratów. Myślałem, że w końcu się wścieknie i rzuci to w diabły, bo dostałem kilka wyjątkowo brudnych, które trzeba było rozebrać, wyczyścić i posprawdzać co nadaje się do ewentualnego ponownego wykorzystania. Z kolejnym zadaniem poradził sobie koncertowo.
Żeby jednak nie było tak kolorowo to nie można wychwalać młodego, bo nam w piórka obrośnie trzeba byłoby znaleźć coś negatywnego w jego pracy. I kurcze tu mam problem, bo z krótko pracował abym dał mu się pobawić na serwerach, a więc nie wiem jak jego wiedza z tego zakresu. Linuxa dotknął tylko raz, ale szybko przerzuciłem go do innej roboty, a wiec i na tym polu nie miał okazji do wykazania się. Spóźniać do pracy mi się nie chciał a wszystkie polecenia wykonywał prawidłowo.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Młody dostał się na dzienne studia i z końcem września zostawił mnie samego na tym nierównym polu walki. No cóż trzeba będzie rozejrzeć się za kolejnym nabytkiem. Mam nadzieje tylko, że będzie on choć w połowie tak dobry jak Radek.
Na koniec jeszcze tylko link do spisu treści mojego blogowania i zapraszam do czytania moich kolejnych wpisów. Mając na uwadze młodych blogerów (tych starszych zresztą też:)) polecam zapoznać się z tym wpisem, wasze wpisy tylko na tym zyskają, bo niektóre pomimo świetnej treści formatowanie mają bardzo niepoprawne.