Powitajmy Rok 2015!
10.01.2014 21:10
Spoglądając za okno, gdzie poza kwitnącymi bzami, przepiękną wiosenną pogodą i wracającymi z ciepłych krajów bocianami widzę ludzi witających nowy rok, nie mogę oprzeć się pokusie.
Okrągła data wita nas nowościami niezwykle ciekawymi. Pojawił się wreszcie długo wyczekiwany 14 calowy Samsung Note 7 z dwudziestoma rdzeniami a obok nowej weryfikacji za pomocą linii papilarnych na Facebooku, mamy wreszcie panel zakładek w nowej Operze. Ważnym wydarzeniem o którym nie mogę zapomnieć jest premiera taniego, domowego, 120 calowego telewizora 16K, i czwartej części Hobbita, która została jednak wycięta z 6 godzinnej trzeciej części. Musze też przypomnieć niestety smutne momenty czyli wprowadzenie przymusu akceptacji na stronach internetowych poza ciasteczkami, również pierników, serników, babeczek i mazurków świątecznych, oraz konieczne przyznanie się do płacenia abonamentu radiowo-telewizyjno-internetowego pod karą 25 lat więzienia z posłuszną obietnicą wspierania KRRIT(oraz teraz Internetu) dożywotnimi ochotniczymi dotacjami nie mniejszymi niż 150 złoty miesięcznie. Na naszym podwórku dobroprogramowym warto wspomnieć o incydencie, który wywołał nie lada wojnę w komentarzach – czyli wprowadzenie Asystenta Czytania Blogów.
Abstrakcja? Fantazje? Może smutna rzeczywistość…
… Prawdą jest, że mamy rok dopiero 2014, prawdą jest, że żadna z tych rzeczy nie ma szans na wydarzenie się. Ale czy możecie mi i sobie to zagwarantować.
Stagnacja rynku mobilnego
Przez ostatni rok z trwogą przyglądam się temu co dzieje się w segmencie smartfonów. A właściwie, co się nie dzieje - brak rewolucji. Różnego rodzaju nowe produktu tak naprawdę wypełniają nisze o których już dawniej wiedzieliśmy i w tym momencie mamy już zapchany kompletnie rynek z każdym możliwym rodzajem telefonu w każdym możliwym rodzaju cenowym i do tego w każdej możliwej wielkości. Cztero, sześciu, a nawet dwucalowe – potrzebujesz to znajdziesz. Musisz mieć super aparat – żaden problem. Dobra bateria? Takie smarty też znajdziesz. Pięć za mało, siedem za dużo – są sześciocalowce. Siri, Asystent, Cortana, Google Now? Mówisz – dosłownie – i masz.
Doszliśmy więc do momentu, w którym wojna smartfonowa toczy się na poziomie jakim jest na komputerach i laptopach od kilkunastu lat. Więcej rdzeni, więcej pamięci, więcej wszystkiego a wszystkie innowacje są tak naprawdę sprowadzane do ciekawych artykułów w prasie i jednego modelu w siedmiu egzemplarzach. Bo czy ktoś zamierza kupić telefon z zakrzywioną obudową? Jasne, że nie to, bo to nie jest przyszłość. To chwyt marketingowy. Rosnące zapotrzebowanie i moda na smartfony nie znikną z dnia na dzień – ale nie mogę oprzeć się pokusie stwierdzenia, że i ich kres nadejdzie.
Gdy lata temu Jobs zaprezentował iPhona świat wstrzymał oddech. Nie był to ani pierwszy smart, ani najlepszy. Był najbardziej intuicyjny i biorąc pod uwagę każdy kraj zachodni – był tani. Niewiele różniło się to od sytuacji z komputerami, gdy w równie dawno temu Jobs zaprezentował Maci, które mocno zwichnęły rynek Amerykański (będący głównym rynkiem zbytu komputerów). Nie był to ani pierwszy komputer, ani najlepszy. Był za to intuicyjny - i tak, zgadliście – na mitycznym „zachodzie” był niezwykle tani. Aby tak nie czepiać się lekko sztywnego dziś Steva, podobną akcję zrobił Pan równie sztywny Ford.
I jeśli przyjrzymy się dokładnie temu co obserwujemy w tych trzech branżach (a teraz i powolutku w czwartej – tablety) zauważymy, że koło historii lubi bardzo się powtarzać. Samochody od dziesiątek lat nie zmieniły się zbytnio. Są raz mniej obłe, raz bardziej. Więcej w nich bezpieczeństwa, mniej palą i może są bardziej inteligentne, ale to wciąż samochody takie jak pamiętamy z lat 90. Podobnie z komputerami, w których od przeszło 10 lat zmienia się jedynie liczba rdzeni w procesorze i częstotliwość taktowania pamięci. Smartfony, jak najnowsze dziecko naszej cywilizacji cały ten okres formowania się i innowacyjnej ekspansji do formy stagnacyjnej przeszły niezwykle szybko. Tylko 3‑4 lata wystarczyły aby jedyne co zobaczymy nowego w Galaxy S5 to rdzenie. I trzeba się z tym pogodzić.
Trochę inaczej jest w kwestii naszego bezpieczeństwa – lub nie
Ten rok zaskoczył wszystkich – wracając na chwile do firmy Jobsa – logowaniem się do telefonu za pomocą odcisku palca. Google wpaja nam dwuetapową weryfikację a Facebook pozwala zalogować się jednym kontem prawie wszędzie. Rozdmuchane do granic bólu afery z NSA, PRISM i ich podobnymi wyczuliły nas na troskę o nasze dane. Nasze dane, które wbrew zdrowemu rozsądkowymi i tak trzymamy w jednym miejscu. Czy to u Zuckerberga czy w Mountain View. Oczywiście dodajemy kolejne warstwy zabezpieczeń, aby żadne Amerykańskie Służby nam nie gmerały.
Dygresja: Bawią mnie komentarze antyamerykańskie, plujące na NSA, gdzie po krótkiej i treściwej informacji o złym rządzie, złym Facebooku, złym Googlu i złym Microsofcie – ktoś podaje alternatywną przeglądarkę/serwis/hosting z końcówką .ru – nosz k***! Bo byty po‑KGB-owskie to takie świętoszki!
Czym różni się zabezpieczone przez kolejne hasła konto, od lokalizacji wklejonych na tablicę przez aplikację do oceniania restauracji? O tym jak wykorzystać to pierwsze wie raptem parę osób. Jak wykorzystać to drugie wiedza wszyscy. Ale czy rok 2015 przyniesie zmianę tego – nie bo tak naprawdę jesteśmy zwierzętami chcącymi się socjalizować z innymi. Sposób jest mało istotny, a skoro są narzędzia umożliwiające robienie tego w łatwy sposób, nikt ich nie porzuci. Oczywiście pianie o wszechobecności Face’a czy wieczności Google nie mają sensu, gdyż nikt z nas szklanej kuli nie ma, ale nawet bez wróżenia z fusów wiem, że jeśli nie oni, to pojawi się inny gracz umożliwiający to w łatwy i przyjemny sposób. A wieloetapowa ochrona pozwoli nam czuć się bezpiecznie gdy będziemy udostępniać innym informacje o nowym samochodzie wartym 100 tysięcy, który parkujemy pod blokiem. A co!
Za to naprawdę fascynuje mnie rozwój samej sieci internetowej i standardów z nią związanych
Bo tutaj jest prawdziwa wojna każdego dni. Z daleka wydaje się, że i tu mamy stagnację (jest jakiś HTML, jest jakiś CSS, jakiś YouTube i tyle) to zaskakuje sposób ich wykorzystania. Kolejne wersje przeglądarek starają się zabrać nam coraz większa cześć interakcji z komputerem do siebie, podczas gdy OSy stoją w rozkroku. Chromebooki o dziwo się sprzedają, powstają przeglądarkowe systemu operacyjne, chmura przejmuje coraz więcej naszego codziennego życia z komputerem i nawet konsole są dzisiaj bardziej Internet-Content niż game. Zagadką zostaje moja ukochana Opera… ale może nie dobijajmy umierającego konia.
Oczywiście w przeciwnym rogu zaj*stości stoi interpretacja ciasteczkowa, która każe nam klikać w te cholerne OK, Zrozumiałem, Tak Zgadzam się. Bo gdyby chociaż to wykształciło w ludziach jakiś odruch sprawdzenia, po co tej witrynie moje pierniczki. Ale jedyne co wykształciło się u użytkowników Internetu to totalne ignorowanie treści i bezmyślne klikanie w zatwierdzenie informacji i ciastkach. No i jeszcze te pogruszki jakby ktoś to sprawdzał i nakładał kary – na pierwszą medialną wtopę tego typu wciąż czekam i albo było o niej cicho albo jest tylko miejską legendą niczym toruński Maybach.
Najgorsze jest to, że patrząc na to z pewnego dystansu boje się, co mogą w tym roku wymyślić.
No i został nasz kawałek ziemi. Złe Programy! Złe!
Asystent pobierania, nowa strona, nowe forum i przejęcie większościowego pakietu przez dwutlen. Brakuje tylko informacji o tym jak to redakcja w wolnej chwili morduje małe foczki przy akompaniamencie muzyki Miley.
A blog wciąż stary.
Ostatni rok był ciekawy, mieliśmy sporo ważnych zmian i sytuacji, które wywołały liczne burze. DP jednak trzyma się i nie wydaje się aby miało szybko upaść – oby, wciąż nie mam 100 komentarzy! Nie zmienia to faktu, że pewne zmiany są dla nas kompletnie niezrozumiałe i oburzenie ludzi wynika głównie z braku wiedzy o tym co się dzieje i co się szykuje. A tak wiele można by zdziałać taktyką informacyjną – może nawet tego asystenta czytania blogów i konieczność instalacji McAffe aby oglądać swoje komentarze byśmy przeżyli gdybyśmy odpowiednio wcześniej o nim wiedzieli.
Nie spodziewam się niestety jednak wielkich zmian w reakcji redakcji – tak jak nagle po miesiącu zauważyłem że jest nowe forum, tak jak po tygodniach zauważono asystenta pobierania, tak jak zmieniona została strona na wersję alfa, tak i nagle wprowadzą nam nowego niedziałającego sprawnie bloga. Ot chyba się już przyzwyczaiłem ;)
Choć to może po prostu syndrom Sztokholmski.
Rok 2015… na pewno nas nie zawiedzie. Choć wpierw musimy jakoś przeżyć rok 2014. Bez plecaków odrzutowych i tyranozaurów strzelających laserami z oczu.