Lokalizator Piri. Znajdź to co zgubiłeś
31.05.2018 | aktual.: 01.06.2018 18:52
Gdy byłem nastolatkiem, miałem taki okres, że strasznie często gubiłem klucze do mieszkania. Nie pomagały łańcuszki przypięte do spodni, nie pomagały rozmaite, zmyślne urządzenia. Mistrzostwem okazało się zgubienie kluczy we własnym domu. Kilkudniowe poszukiwania w mniej lub bardziej oczywistych miejscach nie dały rezultatu. Moi rodzice kupili mi do kluczy breloczek, reagujący na gwizdanie, a babcia zaleciła gorliwą modlitwę do świętego Antoniego. Breloczek wraz z kluczami zginął kilka tygodni później, a święty Antoni pozwolił mi znaleźć klucze… po kilku latach podczas remontu. Ostatecznie ciężki dla mnie okres gubienia kluczy się skończył i później nie miałem już takich problemów.
Nic jednak nie trwa wiecznie. Kilkanaście dni temu wyszedłem z domu, zamknąłem mieszkanie, dojechałem do pracy i klucze wyparowały. Przeszukałem auto i wszystkie miejsca, w których mogłem klucze zostawić, ale rzecz jasna tam ich nie było. Przypomniał mi się tekst o Kubusiu Puchatku, który im bardziej zaglądał do garnka za miodem, tym bardziej go tam nie było. Podobnie było z moimi kluczami. To przywołało koszmary z dzieciństwa i postanowiłem… na początku pomyślałem o świętym Antonim, ale on nie jest zbyt rychły w działaniu, a jako święty ma pewnie sporo spraw na głowie.
Przypomniałem sobie o lokalizatorze TILE. Jest to niewielki breloczek, który można dopiąć do kluczy i połączyć z telefonem, uzyskując możliwość do zlokalizowania kluczy lub wzbudzenia w lokalizatorze alarmu, który pozwoli je odnaleźć. Byłem kiedyś bardzo ciekaw tego rozwiązania, jednak TILE dla mnie miał dwie zasadnicze wady. Po pierwsze, urządzenia te są sprzedawane w komplecie po 3 lub 4 sztuki, a taki komplet to wydatek rzędu 200‑300 zł. Drogo jak na breloczek. Kwestia druga, TILE ma wbudowany, niewymienny akumulator, zapewniający mu pracę przez około 12 miesięcy. Po tym czasie breloczek wyrzucamy i kupujemy następny. Pomyślałem, że przecież musi być coś innego i rozpocząłem poszukiwania.
Oczywiście w internecie jest sporo rozwiązań podobnie działających, w cenie od 9 zł/szt. Jednak niepozytywnych opinii o tych najtańszych breloczkach jest niemal tyle samo jak ich ofert i daleko im do przywołanego we wstępie TILE. Trafiłem jednak na ciekawą propozycję lokalizatora PIRI.
PIRI jest rozwiązaniem bardzo zbliżonym do TILE, można by powiedzieć, ulepszona lub bliźniacza wersja TILE. Ma też wiele, niepodważalnych zalet sprawiających, że już na wstępie wzbudził moje zainteresowanie.
Po pierwsze, PIRI posiada swojego dystrybutora w Polsce i można go bez problemu zamówić przez Internet. Drugim argumentem, dla mnie dość ważnym, jest wymienna bateria w lokalizatorze. Jak wynika z informacji dystrybutora, jedna bateria powinna zapewnić prawidłową pracę urządzenia przez około 6 miesięcy. Trzecia… cena. Cena jednostkowa PIRI jest niższa niż cena jednego breloczka TILE a pamiętać trzeba, że TILE to urządzenie na 12‑18 miesięcy.
Lokalizator zamówiłem przez Internet, przy okazji stwierdzając, że firma posiada w swojej ofercie wiele innych ciekawych urządzeń smart, takich jak rozmaite czujniki, kamery, alarmy. Lokalizator dotarł do mnie następnego dnia.
Pierwsze wrażenie trochę nijakie. Samo urządzenie jest niewielkich rozmiarów (rozmiary niemal identyczne jak TILE, choć jest lżejszy niż lokalizator TILE), ale urządzenie dociera do nas w przeźroczystej wytłoczce. Cóż, może jestem rozpuszczony, ale nic więcej? Nawet pudełeczka ? Na szczęście dalej jest już tylko lepiej.
W komplecie dostajemy lokalizator, dodatkową baterię CR2032 (do kupienia wszędzie), oraz kawałek taśmy dwustronnie klejącej na wypadek, gdybyśmy chcieli przymocować lokalizator do… np. samochodu lub roweru. Znajdziemy też jeszcze zgrabną przywieszkę ułatwiającą otwarcie obudowy do wymiany baterii oraz krótką instrukcję obsługi. Na szczęście obsługa urządzenia jest banalnie prosta, więc gdyby instrukcji nie było, dałoby się żyć.
Samo urządzeni sprawia dość pozytywne wrażenie. Plastik obudowy lekko porowaty, biały i jeden, jedyny guzik przypominający HOME z iPhone’a.
Aby móc korzystać z urządzenia, trzeba zainstalować aplikację iTrack Easy (iOS lub Android) i sparować urządzenie z telefonem. Lokalizator komunikuje się z telefonem poprzez Bluetooth 4.0 i parowanie zajęło dosłownie chwilę. Jeszcze do urządzenia możemy dodać elektroniczną etykietę i można zacząć używać. Etykieta jest o tyle ważna, że aplikacja ma możliwość współpracowania z pięcioma lokalizatorami i warto wiedzieć, czego szukamy.
Podstawowe funkcje lokalizatora celnie trafiają w potrzeby zapominalskich takich jak ja. Po pierwsze, telefon sygnalizuje alarmem sytuacje, gdy oddalimy się od lokalizatora na około 10 m (w budynku lub 15‑20 m w terenie otwartym. Tak więc mamy możliwość wrócenia po pozostawione klucze. Jeśli mamy problem z ich odnalezieniem, możemy wywołać funkcję alarmu na lokalizatorze, wówczas breloczek PIRI zaczyna dzwonić, a my możemy łatwiej go znaleźć. Co ważne dźwięk jest dość dobrze słyszalny, więc nie trzeba być sową lub nietoperzem. W ciemnościach pomocna okaże się też mrugająca na breloczku dioda.
Dobrym rozwiązaniem jest… wywołanie alarmu na telefonie. Jeśli szukamy telefonu i nie możemy go znaleźć, można nacisnąć jedyny przycisk na breloczku PIRI, a telefon zacznie dzwonić. To funkcja szczególnie przydatna dla mojej żony.
Producent pomyślał też o tym, że są sytuacje, gdy nadmiar alarmów nie jest pożądany. Można ustawić tryb nocny, gdy w określonych godzinach urządzenie nie wydaje dźwięków. A co jeśli ktoś pracuje w sporym budynku i musi się po nim przemieszczać? Trzeba nosić klucze czy pogodzić się z faktem, że co chwilę coś będzie dzwonić. Nic z tych rzeczy. Można zdefiniować sieci WiFi i jeśli nasz telefon znajdzie się w ich zasięgu, powiadomienia nie zostaną wysłane.
System zapobiegania utracie kluczy dopiętych do lokalizatora działa świetnie. Co jednak gdy już je zgubiliśmy?
Aplikacja iTrack Easy pokazuje nam na mapie, w którym miejscu i o której godzinie nasz lokalizator miał ostatni kontakt z telefonem. To umożliwi nam dużo rozpoczęcie poszukiwań zguby we właściwym miejscu, co samo w sobie jest już olbrzymim ułatwieniem.
Czasem są jednak takie sytuacje, gdy nasz lokalizator się przemieszcza. Np. gdy postanowimy oznaczyć nim naszego czworonoga. Wiadomo, szukanie go w poprzednim miejscu niekoniecznie da jakikolwiek efekt. Tu także jest pewne rozwiązanie, choć trzeba sobie jasno powiedzieć, przyszłościowe.
Jeśli oznaczymy nasz lokalizator jako utracony i znajdzie się on w zasięgu innego użytkownika aplikacji PIRI, zostaniemy powiadomieni o jego nowym miejscu. Rozwiązanie to jest przyszłościowe, bo jego skuteczność zależy głównie od tego, jak wielu użytkowników ma urządzenie PIRI.
O działanie tej funkcji postanowiłem zapytać u źródła. Jednocześnie chyba wypada mi wspomnieć, że odpowiedź przyszła błyskawicznie.
Co do zasady działania to jest ona taka jak w TILE, tzn. W momencie zagubienia lokalizatora w aplikacji zaznaczamy opcję „Oznacz jako zagubione”. W tym momencie serwer wysyła informacje użytkownikom w celu namierzania konkretnego lokalizatora. Jeśli któryś z użytkowników znajdzie się w obrębie zagubionego lokalizatora, to system wyśle do właściciela zguby informację o położeniu lokalizatora.Działa to naprawdę wyśmienicie, oczywiście w tej chwili mamy tysiące klientów, ale jeszcze nie setki tysięcy, stąd pokrycie kraju będzie następowało wraz z każdą sprzedaną przez nas sztuką.
Moim zdaniem, lokalizator PIRI jest urządzeniem przemyślanym i co najważniejsze, w dość przystępnej cenie. Sporą zaletą jest fakt, że nie jest to produkt jednorazowy, choć konsekwencją wymiennej baterii jest fakt, że urządzenie nie jest wodoodporne (tym może pochwalić się TILE). Nie jest to jednak problem, którego producent nie mógłby jakoś rozwiązać. Może spróbujecie? Moja żona uprzejmie prosi także, o większą paletę kolorów. Rzecz najważniejsza, urządzenie oraz aplikacja je obsługująca działa tak jak przedstawia to jego dystrybutor. Jego dobrze przemyślane funkcje sprawiają, że jest bardzo pomocny dla osób, które z różnych względów chcą uniknąć konieczności poszukiwania rozmaitych przedmiotów i zawracania głowy świętemu Antoniemu.