Bloger czy blagier? O wpisach niekoniecznie udanych
26.04.2017 13:34
Chyba każdy z nas czytelników i twórców, spotkał się ze wzrastającym ostatnio trendem pisania tandetnych tekstów na szybko, bez zastanowienia, byle tylko. Wertując wpisy nie tylko na naszym portalu, możemy natknąć się na wybroczyny słowne, potępianą interpunkcję oraz nadużycia multimedialne. Pamiętam te piękne czasy kiedy moderacja starała się zaprowadzić pewien ład i porządek w wymiarze znanym nam jako internet ale oczywiście musiały zadziałać pradawne siły, zwane wolnością słowa oraz płynnym regulaminem. Co sprawia że my blogerzy popełniamy aż tak widoczne błędy podczas publikacji naszych tekstów w internecie ? Przyczyny są oczywiście bardzo dobrze nam znane. Chcemy zabłysnąć szybko i mieć to z głowy.
Chej jeztem tó novy
Nie ma chyba nic gorszego niż wpis w którym jedyna treść opiera się o samo przywitanie z przyszłymi czytelnikami. Z jednej strony to miłe że twórca chce w pewien sposób nawiązać kontakt bezpośredni z osobą czytającą, ale z drugiej - zazwyczaj na tym się kończy. Możemy zrozumieć wpisy które rozpoczynają się w ten sposób, ale dotyczą ciekawszych treści niż zbiór kilku informacji o życiu prywatnym.
Przepraszam za rażący w gałki oczne nagłówek, złożony z samych błędów ortograficznych ale chciałem w ten sposób przybliżyć kolejny z wielu popełnianych przez piszących. Tak - ortografia i interpunkcja to zmora każdego, nawet wysoko ocenianego blogera. Każdemu może zdarzyć się popełnić błąd ortograficzny w zdaniu, najczęściej zwalając winę na tandetne T9 lub niedziałający automatyczny słownik do poprawiania błędów. Oczywistym jest że nawet początkujący twórca powinien mieć przynajmniej podstawową wiedzę na temat gramatyki, tak by nie ośmieszyć się już na samym początku. Niestety ale wpływ nowych technologii i lenistwa, najbardziej daje się we znaki młodzieży i nowemu pokoleniu. Ta zazwyczaj dorasta w świadomości poprawiania błędów przez komputer, a nawet dziwi się w momencie pisania matury że nie może korzystać z kalkulatora. Idziemy na łatwiznę, najczęściej ograniczając własne Ja.
Blog to nie forum
Nie trzeba daleko szukać. Wystarczy przewertować kilka stron działu Pozostałe by wśród niedocenionych przez moderatorów wpisów, znaleźć perełki w głównej mierze poświęcone problemom maści technicznej. Autorzy takich wpisów ewidentnie mylą platformę blogową z forum dyskusyjnym. Za wszelką cenę starają się wybić swój problem na tle ogromnego przerobu wpisów, tworzących się na forum portalowym. Z jednej strony rozumiem że taki problem mógłby być świetnie odebranym, ale dopiero w momencie rozpisania się na ten temat i szukania form rozwiązaniowych. Niestety zazwyczaj kończy się on na dwóch, trzech zdaniach a temat umiera, zagrzebany przez kolejne generowane wpisy.
Ale i tak największą zmorą jest możliwość komentarzy pod takimi wpisami. Będąc jednym z wyróżnionych blogerów na naszym portalu, bardzo dobrze zauważam to zjawisko jakim jest trolling. Prawie w każdym materiale możemy zauważyć komentarze kojarzące się z chamstwem, wytykaniem palcami lub ogólną znieczulicą. Przymykamy oko zwykle w przypadkach gdy komunikat od czytelnika zwraca uwagę na błąd we wpisie lub jego tematykę, ale nie mogę zdzierżyć gdy ktoś kłamie w żywe oczy. Nie trzeba daleko szukać by znaleźć wpis zapalonego linuksiarza który może nie do końca poparł swoje zdanie określonymi tezami, ale za bardzo zagalopował się w odpowiadaniu na komentarze czytelników. Jeszcze mogę zrozumieć jeśli takie odpowiedzi są w miarę konstruktywne i opierają się na zdrowej logice, ale jeśli wylewa się z nich żar i "gówno"-burza to ja przepraszam, ale widocznie ktoś na to pozwala. Tym bardziej że takie wpisy widzi każdy, nie tylko zalogowany na portalu użytkownik. Dużym plusem dla twórców jest możliwość kasowania takich komentarzy na swoich blogach. To potężne narzędzie umożliwia nam zapanowanie nad zgryźliwymi trolami a niekiedy ustrzega nas przed bezsensowną dyskusją i niepotrzebnym ciśnieniem.
Testowałem, nie posiadałem
Chyba najgorszą rzeczą z jaką możemy spotkać się podczas recenzji sprzętu lub programu są grafiki. Te jeżeli przedstawione są w sposób należyty - są własnością twórcy wpisu / zostały przez niego wykonane - zostaną przez nas pozytywnie odbierane, ubarwiając dodatkowo suchą treść. Ale co w przypadku jeśli takie multimedia zostaną żywcem wyjęte ze strony producenta lub są po prostu "ukradzione". Otóż przyczyn jest wiele. Być może taki wpis jest swoistą reklamą, za którą twórca dostanie jakiś benefit z odsłon. Możemy też spotkać się ze stwierdzeniem na początku lub na końcu wpisu, że autor nie posiadał dobrego aparatu więc postanowił przekopiować - najczęściej bez zgody producenta - materiały multimedialne ze strony. Co oczywiście nie jest żadnym usprawiedliwieniem, gdyż takie wypieranie się "że nie mogłem / nie miałem czym" w dzisiejszych czasach jest szczytem łgarstwa. Najczęściej w takich przypadkach spotykamy się u zaczynających blogerów, którzy dla wpisu potrafią skopiować cały zapis z Wikipedii lub z innej publikacji.
Walka z plagiatem zwanym również kradzieżą własności w tym wypadku pisanej, jest metodą żmudną i czasochłonną. By ją ocenić, zazwyczaj wystarczy skopiować pewien fragment tekstu i wyszukać go przy pomocy wyszukiwarki internetowej. Niekiedy sama osoba kopiująca popełni gafę, wklejając link do artykułu lub o zgroza - podpis samego autora. Rozumiem jeszcze jak autor podpisze produkt użyty we wpisie odnośnikiem skąd on pochodzi j/w, by nie narażać się prawdziwemu twórcy / właścicielowi praw. Kto wie, być może tacy autorzy za wszelką cenę chcą się wybić wśród Najlepszych Blogerów i zgarnąć comiesięczną nagrodę za wpis. Gdyż były już takie przypadki że świerzak otrzymywał nagrodę za swój pierwszy wpis.
Uff. Wypociłem się i już mi przeszło. Koniec przerwy. Wracam na ziemię :) * i pewnie też zostanie w pozostałych, nad wielkiMpiecem :(