Nie taki linux straszny...
05.03.2014 20:30
Pierwsze spotkanie
No właśnie... to był moment kiedy jeszcze bardziej się upewniłem, że linux jest nie dla mnie. Nie mogłem w zasadzie zrobić nic. Było to Ubuntu polecone przez znajomego. Jak tu zainstalować aplikację, gdzie są moje pliki, co w ogóle oznaczają nazwy tych wszystkich folderów na dysku no i w końcu, gdzie są zainstalowane moje aplikacje... Pytań było sporo. Przyzwyczajenia zrobiły swoje, pasek boczny jako główna belka przetrzymująca otwarte aplikacje (i nie otwarte też) zupełnie nie przypadł mi do gustu. Szczerze mówiąc nie wiedziałem co jest otwarte a co nie. Tam gdzie normalnie szukałem akcji dla aktualnie otwartego okna nagle znalazły się kontrolki wyłączania czy minimalizacji - porażka. Takie były początki.Inna droga
Wtedy przyszedł czas na zakup nowego laptopa. W zestawie Windows 8. Na początku się zapierałem rękoma i nogami byleby go nie było. Jednak konfiguracja sprzętowa, aluminiowa obudowa i matryca Full HD przeważyły. No i w ten oto sposób Windows 8 pojawił się na moim pulpicie. Zamieńmy teraz w tytule "linux" na win8 i tak oto mamy całkiem udany system operacyjny. Szybkością znacznie wyprzedza leciwą "siódemkę". Stabilny tak, że nadaje się na serwer, a poza tym, uruchamia się moja kobieca natura, ładny. Prostota na każdym kroku. Fakt - podstawowe funkcje systemowe, typu wyłącz czy uśpij, nieźle schowali... Ale idzie się przyzwyczaić. Po kilku tygodniach system staje się dużo bardziej wygodny od siódemki. Ale nie o tym...
"...a w nich o... miętusy są"
Jako, że zawodowo jestem programistą PHP wiedziałem, że z linuxem będzie mi troszeczkę łatwiej. Instalacja LAMP czy aktualizacja bibliotek - dowiedziałem się, że tutaj to jednak nic trudnego czy uciążliwego. Postanowienie - Ubuntu mi nie podszedł, może Mint; całkiem przyjaźnie wydląda. Po krótkiej walce z EFI udało mi się zbootować USB... I po co tak utrudniać? Nie wiem, ale się w końcu udało. Witamy Mint'a na pokładzie. Pierwsze wrażenie? Wygląda zupełnie tak jak okienka. Myślę - czuje się jak w domu. Co okazało się po niedługim czasie prawdą. Instalacja pakietów na "dwuklik", w zasadzie wszystko co potrzeba jest już zainstalowane. Wystarczyło tylko wywalić Thunderbirda, który nigdy nie działał tak, jakbym sobie tego życzył. Z polecenia, instalacja Guake, Sublime Text - w zasadzie bez problemów. Zacząłem rozumieć jak to wszystko tutaj działa. Nie powiem, jest to pokomplikowane i moja teza "linux nie dla laików" jak najbardziej się utrzymuje, jednak troszeczkę się pozytywnie zaskoczyłem. Jako, że jestem webmasterem, potrzebuje czasami Photoshopa. Ale i tutaj znalazłem rozwiązanie. Instalacja VirtualBox'a, wgrywamy program ze stajni Adobe i wszystko śmiga. Może to nie jest ta sama wydajność, ale do cięcia wystarczy.
Ale może teraz trochę o minusach. Pierwszy zasadniczy: system się notorycznie zawiesza przy zmianie jakichkolwiek ustawień systemowych. Nie mam pojęcia czym jest to spowodowane, ale w 90% przypadków przy próbie zmiany ikon, czy ekranu logowania system po prostu odmawia współpracy. Jest to co najmniej irytujące. Tak wiem, ustawienia zmienia się tylko raz i spokój - ale to powinno działać. Powiadomienia o nowych wiadomościach e‑mail. No nie da rady. Albo zewnętrzna aplikacja, która dodatkowo łączy się np. z gmail, albo nie mamy powiadomień. Jest to denerwujące, zważywszy na fakt, że poczta jest w moim przypadku na wagę co najmniej paru złotych.
Ale tak ogólnie jest ok. Tak mnie jakoś wzięło na wypociny. Może też trochę dla tego, żeby pokazać ortodoksom, że się da... W obie strony koledzy. Pozdrawiam