Siri, gdzie moje prezenty?
29.12.2011 17:34
Apple przed Świętami wypuścił spot, który podobno uznany został za najbardziej efektywną reklamę minionych Świąt. W spocie wystąpili Święty Mikołaj i jego iPhone 4S z Siri, osobistym cyfrowym asystentem. Jak dotrzeć do domu Charliego?, Czy w Cleveland jest dziś zimno?, Jak wygląda reszta mojego dnia? (odpowiedź: Masz dzisiaj 3,7 miliarda spotkań). Zresztą zobaczcie sami...
Reklama miała zachęcić do zakupu iPhone'a 4S na gwiazdkę i wyszła moim zdaniem całkiem fajnie (czy była najefektywniejsza, tego nie wiem - dość odważna analiza). Praktycznie w tym samym momencie jednak pojawiło się też coś dla już istniejących użytkowników iPhone'ów i iPadów. Z App Store bezpłatnie można było pobrać aplikację 12 Days of Christmas, która odliczała do 26 grudnia. Tego dnia bowiem udostępniony miał być specjalny prezent, a co więcej, kolejne prezenty miały pojawiać się codziennie jeszcze przez 12 następnych dni. Biorąc pod uwagę niedawne huczne promocje w Android Markecie, należało się spodziewać, że Apple też zrobi coś podobnego. Aplikację oczywiście pobrałem i czekałem na pierwszą gwiazdkę... eee, to znaczy pierwszy prezent w iTunes ;)
Prezent przyszedł jednak szybciej, niż się spodziewałem. Ale nie uprzedzajmy faktów. W okolicach 14 grudnia, jak zwykle co jakiś czas, przeglądałem App Store w poszukiwaniu nowych, ciekawych aplikacji - przewijam po prostu listę Top Charts, która dość dynamicznie się zmienia. Na pierwszym miejscu w kategorii Free był SoundHound, aplikacja do rozpoznawania granej w otoczeniu lub nuconej muzyki. Takich aplikacji oczywiście jest sporo, ale ta była ładna i za darmo, choć wiedziałem, że wcześniej była płatna - co jakiś czas jednak producenci robią promocje w App Store i czasem nawet całkowicie za darmo, przez pewien czas, udostępniają swoje dzieła. No to sobie pobrałem. Kłopot w tym, że za dwa dni otrzymałem komunikat push z aplikacji 12 Days, że czeka na mnie prezent od iTunes w ramach oczekiwania na Święta. Ów prezent to... aplikacja SoundHound.
Nie ma nic gorszego niż zepsuć atmosferę oczekiwania na świąteczne prezenty, wcześniej na dodatek podgrzaną ;) Mówi się trudno, żyje się dalej i czeka na 26 grudnia. Wreszcie przyszedł ten upragniony dzień i dostałem kolejny komunikat. Inauguracyjnym prezentem był bezpłatny album z muzyką grupy Coldplay nagrany podczas koncertu na żywo iTunes Festival w Londynie. W albumie niestety tylko trzy piosenki. Zaraz zaraz... Album Coldplay z koncertu w Londynie z pięcioma (!) piosenkami dostępny był do pobrania za darmo w iTunes jako próbka, gdy Apple otwierał swój sklep w Polsce we wrześniu. Szybkie porównanie zawartości: dwie z trzech piosenek pokrywają się. Dzięki, Tim. Nie ma to jak dostać ten sam prezent drugi raz.
Mógłbym tak się rozpisywać o kolejnych prezentach bez końca, ale nie warto byłoby tego czytać. Powiem więc krótko: drugiego dnia Apple "sprezentował" grę Broken Sword: The Smoking Mirror. Gra jest naprawdę super, zwłaszcza jeśli nie grało się w nią 15 lat temu - ja jakoś ominąłem ten tytuł. Wszystko byłoby OK gdyby nie fakt, że ta sama gra za darmo i publicznie dostępna była w App Store już 22 grudnia...
Trzeciego dnia natomiast pojawił się singiel Marry the Night (jedna piosenka i jeden teledysk) Lady GaGa - niestety nie gustuję w jej repertuarze. Dzisiaj otrzymaliśmy książkę Król Lew dla dzieci: 22 strony i kilka obrazków. Strach pomyśleć, co będzie jutro. Akcja trwa jeszcze do 6 stycznia.
Może jestem wybredny, ale nie tak wyobrażałem sobie Święta w iTunes. Nie do końca też jest tak, że wybrzydzam z prezentami. Raczej narzekam na formę, która - jakkolwiek dobry był początkowy pomysł - moim zdaniem została później totalnie wypaczona... Google zrobił to o wiele, wiele lepiej. Znacznie lepiej wyszła też moim zdaniem przykładowo promocja EA, które wszystkie gry w okresie świątecznym sprzedaje po 0,79 EUR.