Yakuza 3

Modlitwy fanów zostały wysłuchane - pomimo wielu zaprzeczeń odnośnie premiery gry Yakuza 3 poza Japonią, SEGA ostatecznie przełożyła na angielski swój flagowy tytuł i zdecydowała się na wydanie go również na naszym kontynencie. Czy rok oczekiwania w niepewności się opłacił? Jeśli nie ogrywaliście wcześniej wersji premierowej prosto z Kraju Kwitnącej Wiśni, z pewnością będziecie zadowoleni. Jak prezentuje się produkcja, którą wiele osób mylnie nazywa japońskim Grand Theft Auto? Zapraszamy do lektury.

Redakcja

18.05.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:49

Trzecia odsłona serii kontynuuje wątki przedstawione w poprzedniczkach. Kazuma Kiryu postanawia skończyć z dotychczasowym życiem gangstera i podejmuje przełomową decyzję - zamierza prowadzić sierociniec na Okinawie. Jako że sam był bez rodziców, chce się całkowicie temu poświęcić. Sielanka mogłaby trwać w najlepsze, jednak okazuje się, że na terenie sierocińca ma zostać wybudowana baza wojskowa oraz ośrodek turystyczny. Kiryu znów będzie musiał wziąć sprawy w swoje ręce, by uratować ziemię - od jego poczynań zależy los dziewięciorga dzieci. Ucieczka od przestępczej przeszłości to rzecz niemożliwa, więc na swojej drodze spotka wielu starych sprzymierzeńców, jak też wrogów. Jakie skutki przyniesie walka o teren? Tego dowiecie się przechodząc grę i zagłębiając się w rozbudowaną fabułę. Ja na przedstawionej historii się nie zawiodłem - wprawdzie są momenty przewidywalne, ale czy to źle? Dobrze opowiedziana bajka, pełna rozweselających czy smutnych momentów, zawsze jest przyjemna w odbiorze.

Obraz

Jeżeli nie graliście wcześniej w żadną część Yakuzy, z przyjemnością informuję, że SEGA zawarła w „trójce” strzeszczenie fabuły poprzednich tytułów, pod postacią scenek do obejrzenia na początku gry – gorąco zalecam zapoznanie się z przeszłością głównego bohatera. Od razu chciałbym obalić mit, o którym wspomniałem na początku tekstu – jeżeli szukacie „piaskownicy” w stylu Grand Theft Auto, z masą strzelania, to niestety zawiedziecie się. Serii bliżej jest do RPG osadzonego w przestępczych realiach, z tą różnicą, że system walki przypomina chodzoną bijatykę. Jeśli podobało się Wam automatowe SpikeOut to poczujecie się jak w domu. Oczywiście nie brakuje statystyk do nabicia, zbieractwa czy specjalnych broni do złożenia. W sumie jedyną rzeczą, jaka kojarzy się z GTA, jest ogrom misji - oprócz głównego wątku, czeka około setka pobocznych zadań.

[break/]Jestem jednym z tych (nie)szczęśliwców, którzy zdążyli poznać tytuł na wylot przy okazji japońskiej premiery. Dlaczego się tym chwalę? Ogrywając teraz wersję europejską, zauważam cięcia, jakich dopuściła się SEGA. Wprawdzie czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal (nie przeżywałbym pewnych braków, gdybym nie miał okazji sprawdzić w akcji usuniętych elementów), jednak czuje się zobowiązany napomknąć o tym ciut więcej i wyrazić, czemu uważam, że firma nieco bezczelnie podeszła do sprawy. Już po wzięciu do ręki pudełka z grą widziałem, iż coś jest nie tak – „łaskawcy” dodali karteczkę z kodem na unikalne DLC. Niby miły gest, niemniej dodatki były dostępne dla skośnookich graczy za darmo w formie łatki ściąganej z PlayStation Network, stąd na mojej twarzy pojawił się grymas… Kolejna sprawa – bardzo mile wspominam piosenkę z wprowadzenia do wersji japońskiej, cieszyłem się na myśl o tym, że znowu rozbrzmi w głośnikach. Niestety - widocznie nie postarano się o licencje i zmieniono podkład muzyczny.

Obraz

Co gorsze, zupełnie nie wiem kto i dlaczego wyciął masę mini-gier, wraz z kilkoma misjami pobocznymi. Rok oczekiwania skończył się tym, iż zabrano nam atrakcje takie jak robienie hostessy ze zwykłej dziewczyny, aby zajęła pierwsze miejsce w miejscowym rankingu, szarpanie w shogi (takie szachy) czy mahjonga. Pal licho automaty z Answer x Answer będące quizem z zagadnieniami, których przeciętny Europejczyk nie ruszy - podrywanie pięknych pań także wyleciało. Bardzo przykra sprawa. Powinniśmy dostać jakiś miły dodatek, co to osłodziłby gorycz spowodowaną wypatrywaniem tytułu, a nie... Na szczęście SEGA pokusiła się o dodanie ścieżki dźwiękowej z gry na osobnej płycie - dobre i to, choć traktuję rzecz jako marną rekompensatę za uszczuplenie produktu. Biję natomiast pokłony nad pomysłem pozostawienia japońskich głosów. Amerykańscy aktorzy całkowicie zabiliby klimat Tokio, który wręcz wylewa się tutaj z ekranu.

Obraz

Jako że Kiryu prowadzi sierociniec na Okinawie oczywistym jest, że poza znanym Kamuro-cho zwiedzimy też tamtejsze słoneczne rejony. W pewnym momencie dostaje się możliwość podróży do wybranej lokacji. Wprawdzie Ryukyu jest nieco mniejsze niż główna miejscówka, jednak lepszy rydz niż nic. Na uwagę zasluguje ponadto spora ilość dostępnych mini-gier - takich jak chociażby golf, baseball czy łowienie ryb. Widać, że deweloperzy się do nich przyłożyli. Szarpie się bardzo przyjemnie i nie jest to dodatek wrzucony na siłę. Ba! - zdarza mi się odpalić Yakuzę na niezobowiązującą partyjkę w kręgle lub bilard. Jeśli chcielibyście poczuć namiastkę japońskich salonów arcade, musicie zaś koniecznie zajrzeć do Club SEGA wzorowanego na prawdziwej sieci lokali - tam znajdziecie coś dla siebie. Oprócz tego można zawitać do różnych hazardowych nor, będących dobrą opcją na szybkie pomnożenie majątku.

[break/]Wypadłoby powiedzieć kilka słów o oprawie. Spodziewacie się wodotrysków graficznych na PlayStation 3? Cóż, jest skromnie. O ile całość na pierwszy rzut oka prezentuje się solidnie, tak modele postaci innych niż główni bohaterowie zostały bardzo ubogo wykonane. Do tego czuć swego rodzaju plastikowość, zbyt wiele rzeczy się świeci, ząbki biją po oczach. Animacja nie klatkuje, poza momentami, gdy na ekranie jest naprawde dużo elementów - na szczęście takich miejsc w grze jest zaledwie kilka, więc spokojnie można przymknąć na to oko. Muzyka za to stanowi kawał porządnej roboty. Mamy ckliwe melodie, ostrzejsze kawałki zagrzewające do walki czy delikatne dźwięki przygrywającego w tle samisen, tworzące odpowiedni nastrój. Obędzie się bez wyciszania odbiornika.

Obraz

Poziom trudności zabawy także jest satysfakcjonujący, ale polecam rozpocząć przygodę na Hardzie - po pierwsze trzeba momentami pokombinować, po drugie za takie przejście gry odblokowuje się Extra Hard. Chcąc zrobić „platynę”, dwukrotne przebrnięcie przez całość będzie niezbędne. Oprócz tego czeka na Was masa pucharków za wykonywanie zadań pobocznych, czy odpowiednie osiągi w mini-grach. Z racji cięć, pod nóż poszła lista trofeów, w związku z czym japońska wersja jest naliczana osobno. „Europejczyka” nieco łatwiej „wymasterować” – odpadło kilka denerwujących i czasochłonnych zadań. Niemniej zanim zdołacie wycisnąć z tytułu wszystkie soki, spędzicie przed ekranem minimum 60 godzin. Stosunek ceny do jakości i czasu zabawy wypada tutaj bardzo zadowalająco.

Obraz

Yakuza 3 to bezsprzecznie jedna z najlepszych pozycji, jakie ma do zaoferowania PlayStation 3. Gdybyśmy nie musieli czekać tyle na angielską wersję, pewnie odniosłaby ona o wiele większy sukces, aniżeli teraz - rok po oficjalnej premierze. Część czwarta wyszła w Japonii niemal w tym samym czasie, kiedy my dostaliśmy „trójkę” - śmieszna sytuacja… Jednak mi nie jest do śmiechu - mam nadzieję, że SEGA zobaczy potencjał w europejskim rynku, dzięki czemu na rodzimych półkach sklepowych szybko wyląduje najnowsza odsłona serii. Oby tym razem obyło się bez usuwania treści - czego nam wszystkim życzę. Gorąco zachęcam do zakupu. Osobiście spędziłem z grą ponad sto godzin i wciąż mi mało.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)