Wstępniak: Google, Apple i nic więcej. To już koniec mobilnych debiutów

Jeszcze w 2013 roku wydawało się, że HTML5 odegra istotną rolęna rynku mobilnym, otwierając drogę do serc (i portfeli) klientówgotowych zaryzykować kupno smartfonu z mniej popularnym systememoperacyjnym. Sam dobrze pamiętam, z jakim entuzjazmem mówiło się orozwijanym przez Konsorcjum WWW zestawie interfejsów, któreudostępniały działającym w mobilnej przeglądarce aplikacjomwebowym sprzętowe funkcje urządzeń. Zainteresowanie budziły teżprojekty pokroju Apache Cordova, pozwalające budować oprogramowaniena mobilny sprzęt za pomocą języków webowych (JavaScript, HTML,CSS). Najbardziej w to wszystko zaangażowała się oczywiścieMozilla, przedstawiając system operacyjny, dla którego aplikacje wHTML5 były wszystkim, ale swoje nadzieje z tym wiązały też Jolla,BlackBerry, Samsung, Canonical, a nawet w pewnym stopniu takżeMicrosoft. Trzy lata później można powiedzieć, że te wszystkienadzieje legły w gruzach. Na rynku tym pozostało miejsce tylko dlaiOS-a i Androida – systemów, których producenci nie muszą sięjuż specjalnie starać o innowacyjność. Dostępna dla nichgigantyczna baza natywnego oprogramowania czyni zakup smartfonu zinnym systemem czy to hipsterskim wybrykiem, czy deklaracją, że wzasadzie to potrzebny jest nam co najwyżej mocny „ficzerfon”.

Wstępniak: Google, Apple i nic więcej. To już koniec mobilnych debiutów

21.03.2016 | aktual.: 22.03.2016 12:53

Jeszcze rok temu BlackBerry, powołując się na badania różnychfirm analitycznych zapewniało, że wojna między natywnymiaplikacjami mobilnymi, a tymi, które bazowały na HTML5, już sięskończyła, gdyż współczesne smartfony, z ich wydajnymiprocesorami i ekranami miały czynić pod względem możliwości iergonomii użytkowania oba te typy oprogramowania nieodróżnialnymiod siebie dla użytkownika. Z kolei Mozilla zapewniała, że narynkach wschodzących Bliskiego Wschodu, Afryki, Azji i AmerykiPołudniowej, HTML5 to jedna z najpopularniejszych platform wśróddeweloperów, wygrywająca z iOS-em, a gdzieniegdzie też zAndroidem. Coraz popularniejsze miały się także stawać aplikacje„hybrydowe”, w których cała logika wykonywana była w widokuwebowym, otoczonym niewielką warstwą natywnych interfejsów, coułatwiało przenoszenie takich aplikacji między systemami – raznapisana aplikacja na iOS-a mogła szybko trafić na Windows Phoneczy wspomniane BlackBerry.

Nie ma się co dziwić tym zapewnieniom. Pomimo starań nikomuprócz Google'a nie udało się doprowadzić do powstania realnejbazy aplikacji, która mogłaby konkurować z zawartością AppStore.Nawet Microsoft, który utopił w projekcie Windows Phone miliardydolarów, nie mógł wypełnić wiejących pustką półek swojegosklepu. Sytuacja wyglądała na patową – prawie nikt nie chciałpisać oprogramowania na niszowe platformy, klienci widzieli, że zniszowym smartfonem za wiele nie zdziałają, więc rezygnowali z ichzakupu, niszowe platformy stawały się jeszcze bardziej niszowe.Podkreślając zalety HTML5 (czy w ostateczności rozwiązańhybrydowych), producenci alternatywnych systemów próbowali wmówićklientom, że sięgnięcie po nie wcale nie będzie oznaczałocyfrowego wykluczenia.

Jak to się skończyło dla Firefox OS-a, dobrze wiemy. W grudniuzeszłego roku Mozilla ogłosiła, że kończy ze sprzedażątelefonów z jej systemem, pozostanie on rozwiązaniem oferowanymjedynie producentom Internetu Rzeczy, m.in. telewizorów (dał siędo tego nakłonić Panasonic – i trzeba przyznać, że jako systemSmartTV, Firefox OS na telewizorach Viera tej firmy spisuje sięnieźle). Próbując zachować twarz, Mozilla próbowała przedstawićw tym ogłoszeniu Firefox OS-a przede wszystkim jako eksperyment,który wiele przyniósł webowej platformie, dowodząc jejelastyczności i możliwości. Dopiero na końcu przyznała, że nieudało się zapewnić najlepszego możliwego doświadczeniaużytkownika – i to jest powodem rezygnacji z dalszego rozwijaniasystemu na smartfony.

Tłumaczenia Mozilli były moim zdaniem dość naciągane. Miałemw ręku dwa czy trzy smartfony z Firefox OS-em. To nie wdoświadczeniu systemu tkwił w problem, ale w webowych„aplikacjach”, w większości skrótach prowadzących prosto dostron internetowych, lepiej lub gorzej próbujących wykorzystaćinterfejsy Firefoksa do typowo smartfonowych zadań. W czasach, gdyaplikacje mobilne na Androida i iOS-a budowano przez duże zespołyprogramistów i projektantów z pokaźnymi budżetami, zawartośćoficjalnego Firefox Marketu mogła u wielu wywołać zażenowanie.Mozilla jednak wyjścia nie miała, oprócz webowych aplikacji niedając niczego.

Popularne aplikacje w BlackBerry World. Czego można chcieć więcej?
Popularne aplikacje w BlackBerry World. Czego można chcieć więcej?

Inaczej było w wypadku BlackBerry OS-a. Kanadyjczycy pewnie ichcieliby mieć same piękne natywne aplikacje na swoje piękne,konstrukcyjnie dopracowane telefony (nie to co tandente słuchawki,którymi była większość urządzeń z Firefox OS-em), ale cóż…skoro na ich system nie pojawiła się chociażby oficjalna aplikacjapopularnego Ubera, to pozostawało jedynie zachwalać korzystanie zestrony m.uber.com, która „jest jak aplikacja natywna”, gdy jązamienisz w skrót na pulpicie za pomocą systemowej przeglądarki.

Niestety, widząc ile kłopotów z m.uber.com miała moja lepszapołowa na jej BlackBerry Q10, mogę Was zapewnić, że nie,zdecydowanie nie ma to nic wspólnego z aplikacją natywną. A o teprzecież dla „Jeżynek” coraz trudniej, szczególnie gdy mówimyo oprogramowaniu najpopularniejszym, najczęściej używanym przezużytkowników telefonów z Androidem i iOS-em. Ostatnio Facebookoficjalnie ogłosił, że kończy ze wsparciem podstawowych API dlaBlackBerry 10, zaś deweloperzy komunikatora WhatsApp poinformowali,że będą go na tę platformę wspierali jeszcze tylko do końcaroku. Podobno Kanadyjczycy walczyli jak lwy o to, by do tego niedoszło, ale cóż, nie wywalczyli niczego. Tak więc w sklepieBlackBerry World pojawiła się aktualizacja aplikacji Facebooka,która więcej zabiera niż przynosi nowego. Koniec z integracją zsystemem, żadnej synchronizacji kontaktów czy powiadomień, ot poprostu „prawie-natywna” aplikacja, czyli mobilna strona Facebookaopakowana w natywną paczkę. No cóż, użytkownikom BlackBerrypozostaje jedynie smutne ćwierkanie z hasztagiem #ILoveBB10Apps –ilu z nich w przyszłości kupi iPhone'a czy telefon z Androidem?Miłość do marki cierpliwa jest i wiele wybacza, ale koniecznośćkupowania „hybrydowej” aplikacji do Ubera za jedyne9,50 (która w dodatku nie działa), może przelać czaręgoryczy.

Jeśli tak marnie kończy świetny technicznie system jednej zniegdyś najważniejszych firm na rynku mobilnym, to gdzie tu dziśmiejsce dla debiutantów? Nawet zapewnienie kompatybilności zAndroidem nie ratuje sytuacji, gdyż wykorzystywana do tego wirtualnamaszyna Alien Dalvika pozwala co najwyżej uruchamiać oprogramowaniena czystego, otwartego Androida, niekorzystające z interfejsówGoogle Play Services. Tak było choćby ze wspomnianym Uberem,którego androidowa wersja przez pewien czas działała na BlackBerryOS-ie – w końcu jednak przyszła aktualizacja, po którejaplikacja do działania zażądała zamkniętych google'owych API, aco za tym idzie, skończyło się korzystanie z niej na obcychsystemach.

Wiodącą aplikacją na mobilne Ubuntu jest latarka
Wiodącą aplikacją na mobilne Ubuntu jest latarka

Sporo ostatnio się mówi o mobilnym Ubuntu, jako nadziei na cośnowego w świecie smartfonów. I póki zachwycamy się naprawdęciekawym i ergonomicznym interfejsem użytkownika, niezłąwydajnością i pełnią kontroli nad systemem, to wszystko jest wporządku. Wystarczy zerknąć jednak na listęnajpopularniejszych natywnych aplikacji w serwisie uApp, a robi sięnieco strasznie – ze znanych powszechnie programów znajdziemy tujedynie Telegram (rozwijany przez Canonicala, na bazie publicznychAPI tego komunikatora) i Flipboard (nieoficjalna aplikacjakorzystająca z webowego interfejsu). Evernote, Snapchat, Endomondo,Viber, Shazam… zapomnijcie. Szefowie tych niegdyś startupów, adziś wielkich biznesów pewnie nawet o mobilnym Ubuntu nie słyszeli,a jeśli słyszeli, to jedynie wzruszyli ramionami. W erze królowaniamobilnych aplikacji, to oni wykładają dziś karty, decydując oprzyszłości platform. Przecież gdyby na BlackBerry było dostępnete kilkanaście najpopularniejszych wielkich aplikacji z Androida, towiele osób chętnie Jeżynkę by kupiło.

Wygląda więc na to, że na dobre skończył się czas na debiutydla rynku smartfonów, a najbliższy rok przyniesie koniecpróbujących dziś wiązać koniec z końcem niszowych systemów. Codla klienta warte jest urządzenie, którego głównym przecieżzadaniem jest uruchamianie różnorodnego oprogramowania, a na któreoprogramowania tego nie ma? Zostaje więc Apple, rzesza producentówsprzętu z Androidem, oraz Microsoft, który jako jedyny może sobiepozwolić na to, by podtrzymywać mobilne Windowsy przy życiu. Mamnadzieję, że firma z Redmond będzie to robić jak najdłużej, boświat, w którym zostaniemy tylko z Google i Apple jest światempiekielnie nudnym.

Polski bastion Windows Phone jest całkiem mocny, ale poza nim...
Polski bastion Windows Phone jest całkiem mocny, ale poza nim...

Na sukces nie ma bowiem co liczyć, skoro zainteresowaniedeweloperów (szczególnie tych najważniejszych, amerykańskich)mobilnym Windowsem jest znikome. Co tu zresztą mówić oniezależnych deweloperach, skoro sam Joe Belfiore, szef działumobilnego Windowsa w Microsofcie, jadąc na wakacje zabiera ze sobąiPhone'a… sygnał jest jasny dla wszystkich zainteresowanych.Niezbyt zresztą zaskakujący – według ostatniego raportu firmyOkta, wśród aplikacji mobilnych najpopularniejsze jestOffice 365 – w wersji na iOS-a.

To już ostatni wstępniak przed najważniejszymi świętamichrześcijaństwa – już teraz więc składam Wam życzenia, byWielkanoc była dla Was czasem niepowtarzalnym. Wesołego Alleluja!Zapraszam też oczywiście do lektury naszego portalu: przyjrzymy siębliżej najnowszej wersji Corel Drawa i narzędziom do synchronizacjiprzeglądarek, sprawdzimy jak zadbać o swoją prywatność wFacebooku (na tyle, na ile jest to możliwe) oraz jak zabezpieczyćdomowy router.

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (48)