Wreckateer
Xboksowi 360 z Kinectem wciąż brakuje takich produkcji jak Wreckateer. Tytułów może powielających popularne pomysły, bo nie ukrywajmy, że mamy do czynienia poniekąd z klonem Angry Birds (choć bliżej mu umilaczom czasu z serii Crush the Castle zrobionych w technologii flash), ale zapewniającym nieskomplikowaną, szybką salonową rozrywkę. Deweloperzy nie przegięli z ilością ruchów potrzebnych do obsługi gry, nie starając się pokazać, jak to oni nie zaprzęgli sensora w rewolucyjny sposób do pracy. Mamy zestaw podstawowych akcji, łatwych do ogarnięcia oraz wykonania, zaś konsola nie musi się zastanawiać nad tym, czego chcieliśmy wymachami dokonać.
27.07.2012 | aktual.: 01.08.2013 01:45
Stajemy za sterami katapulty, a na cel bierzemy opanowane przez zielone Gobliny zamki, porozrzucane na terenie pewnej fantastycznej krainy. Łapiemy rękami za pocisk, odsuwamy się, naciągając olbrzymią cięciwę, poruszamy na boki, tudzież w górę i dół, mierząc w określone części widocznych w tle konstrukcji, a potem zwyczajnie puszczamy. Kul jest naturalnie wiele rodzajów. Mocne podstawowe z impetem kruszą mury, słabsze przebijające nie mają takiej siły rażenia, ale potrafią zdjąć wiele konstrukcji ustawionych w szeregu, do tego zaś dochodzą jeszcze wybuchające, rozciągające się na łańcuch czterech mniejszych, skaczące (przy zachowaniu limitu trzech podbić) plus najfajniejsze chyba latające. Poruszając ramionami, szybujemy sobie nimi po strzale niczym wolnym ptakiem, mogąc posłać kilka ton metalu praktycznie dokładnie tam, gdzie sobie tego życzyliśmy.
Za wszystko wpadają punkty, jednak ich mnożnik zależy od poziomu zdemolowania lokacji. Warto więc już przy pierwszej próbie postarać się roznieść w pył jak najwięcej murów, gdyż łatwiej będzie sięgnąć po medale. Jak w każdych poważnych zawodach są trzy, od brązowego do złotego, zaś potem do przebicia jest jeszcze rekord w danej miejscówce. Nagradzane zostają dodatkowo różne niestandardowe zagrywki, typu demolka z odbicia od ziemi, trafienie w latającego goblina i rozwalenie wraz z nim grupki stworków dalej, czy ryzykowny przelot pod mostem. Z czasem w etapach pojawiają się specjalne ikonki bezpośrednio dodające po trafieniu w nie kilka tysięcy punktów do wyniku, albo wpływających na właściwości pocisku – przyśpieszając go, podbijając czy dopakowując ładunkiem wybuchowym. Im dalej, tym rzecz jasna więcej kombinowania.
[break/]Brakuje niestety w tym nieco różnorodności. Poszczególne kompleksy zamków prezentują się w sumie identycznie, nagminnie powtarzają się tekstury, za rzadko jak na te 10 krain zmienia się stylistyka miejsc (wzgórza, śnieg, tereny mroczne), stąd potrafi człowieka dopaść znużenie. Szkoda ponadto, że nie zdecydowano się na realistyczne zachowanie gruzu, bo o wiele bardziej widowiskowe byłoby na pewno liczone na bieżąco latanie odstrzelonych fragmentów budowli, niszczących konstrukcje w bezpośredniej bliskości. A tak mamy zaledwie „kartonową” fizykę. Tu coś huknie, tam spadnie „na sztywno”, jak w kreskówce. Co (nie)ciekawe, grze zdarza się mocno zwalniać, chociaż częściej pomarudzicie na pracę kamery, która niejednokrotnie zdecyduje się pokazać kawałek dziedzińca, zamiast niewątpliwie uwagi godnych efektów niezwykle celnego przymierzenia.
Zabawa nabiera rumieńców w trybie multiplayer, gdzie na zmianę oddajemy strzały, walcząc o wyższy wynik. Szybko niemniej wychodzi na to, że przydałby się krótki opis działania poszczególnych rodzajów pocisków, gdyż nie każdy, kto nas odwiedzi, będzie chciał poświęcać czas na samouczek, by się w meandrach rozrywki orientować. Choć można grać i prosto z rozbiegu – nie dziwcie się tylko, kiedy ktoś zacznie wyzywać osoby zaznajomione z Wreckateer od oszukańców. Produkcję ubarwia do tego debiut systemu Avatar Famestar. Chodzi o dodatkowe, poza osiągnięciami, wyzwania wypełniane w grach z Xbox Live Arcade, owocujące specjalnymi punktami sławy dla reprezentującego nas ludka plus przykładowo bonusowymi strojami. Jest też dorzucony światowy ranking najlepszych, co na pewno wpłynie na chęć rywalizacji i poziom zainteresowania innymi projektami, których twórcy zdecydowali się na wprowadzenie nowego rozwiązania.
Za 800 Microsoft Points warto się propozycją studia Iron Galaxy jak najbardziej zainteresować, acz na pewno cena nie jest adekwatna do poziomu oprawy graficznej. Tytuł stanowi jednak świetny przykład tego, jak zapewniać w miarę ciekawą, a co najważniejsze dokładną, jeśli chodzi o wykorzystanie Kinecta, rozrywkę. Szalenie popularny pomysł, ubrany w szaty 3D, doprawiony szczyptą średniowiecznego humoru – wszystko gra. Gdyby nie mała kreatywność twórców w temacie różnorodności zamków oraz ich rozstawienia, być może mielibyśmy nawet cichy, ruchowy hit. To zdecydowanie jedna z tych produkcji, którą wypada mieć w swojej cyfrowej bibliotece chociażby tylko i wyłącznie z tego powodu, że pokazuje co „rewolucyjny” sensor giganta z Redmond naprawdę potrafi.