Władca Pierścieni: Wojna na Północy
Książkowy i filmowy świat Władcy Pierścieni stał się inspiracją do powstania niejednej growej produkcji - od tytułów akcji, po strategie. Niedawno za popularną markę wzięło się Snowblind Studios, ekipa relatywnie słabo kojarzona w branży, która garść pozycji wypuściła jeszcze na konsole starej generacji. Decyzja o osadzeniu nowego projektu w tolkienowskim Śródziemiu wydawała się najwyraźniej doskonałą okazją do głośnego powrotu na rynek i tak sprezentowano nam kolejne RPG. Wojna na Północy świetnie oddaje realia fantastycznego uniwersum, wprowadzając pewien powiew świeżości, ale też oferując nowe spojrzenie na walkę z zastępami Saurona. Gra pełna jest potknięć, przez co wielkiego sukcesu pewnie nie odniesie, lecz jest warta uwagi, szczególnie jeśli ktoś zalicza się do fanów angielskiego pisarza.
28.11.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:46
Fabuła toczy się tutaj prawie równolegle z doskonale znaną chyba wszystkim historią. Dowiadujemy się, że prócz Froda i jego przyjaciół, do walki z siłami zła wyruszyła dodatkowa drużyna. W jej skład wchodzi wojowniczy krasnolud Farin, strażnik Eradan oraz elfia czarodziejka Andriel - obejmujemy kontrolę nad jednym z nich. Do naszych zadań należy przede wszystkim ochranianie dzielnego hobbita, ale też obrona północy ziem przed inwazją Agandauera, sługi Saurona. Zademonstrowane tu podejście do przedstawienia wątku do najświeższych nie należy, na szczęście umiejscowienie akcji w „kanonie” tej grze akurat wyszło na dobre. Odwiedzamy zarówno lokacje kojarzone z filmu - chociażby Bree oraz Rivendell, jak również wcześniej nieznane. Podobnie jest z postaciami, bo znajdą się wśród obsady osoby dotąd nam obce, ale pojawi się też Gandalf i Legolas, z Aragornem na czele – niejako nadzoruje on w końcu nasze działania.
Trzeba zaznaczyć, że tytuł został stworzony z myślą o zabawie w trybie współpracy. Możemy zaprosić do gry swoich przyjaciół lub zostać szybciutko przydzieleni do szarpiących akurat użytkowników z wolnymi „miejscami”. Ludzka drużyna sprawdza się, bo umiejętności poszczególnych bohaterów są znacznie zróżnicowane, a podobnie sprawa ma się z typami broni, z których korzystają. Dużo gorzej, kiedy zdecydujemy się na samodzielną rozgrywkę - okazuje się choćby, że w czasie gry nie mamy dostępu do pozostałych dwóch bohaterów, co jest rozwiązaniem absurdalnym. Biegają tylko dookoła. Grupa zdobywa potężny oręż, lecz by go użyć musimy czekać do końca misji, gdyż dopiero wtedy daje się przełączyć na sterowanie innym członkiem ekipy (tracimy kontrolę nad poprzednim), aby wyposażyć go w odpowiedni ekwipunek. Kolejny paradoks dotyczy wspomnianych zdolności, rozwijanych automatycznie dla postaci sterowanych przez komputer.
Takie rozwiązanie paraliżuje jakiekolwiek taktyczne manewry i ogranicza prawie do zera możliwość zarządzania drużyną - naprawdę ciężko powiedzieć, jaką logiką kierowali się twórcy. Produkcja aż prosi się o większą kontrolę nad naszymi towarzyszami, szczególnie, że ich inteligencja ma w zwyczaju mocno szwankować. Nagminnie blokują przejście, tudzież z kolei nie wiedzieć czemu pozostają w tyle, uniemożliwiając wczytanie dalszej część planszy. Dobrze, że podczas licznych bitw sprawy mają się lepiej. Kompani korzystają z pełnego przekroju umiejętności, dostosowują się w miarę sprawnie do sytuacji - przykładowo, gdy stracimy zdrowie, czarodziejka przywołuje leczące pole ochronne. Jeśli chodzi o pomyślunek wrogów to są oni w większości wystarczająco przebiegli, by nas w jakiś sposób zaskoczyć. Przyczepić się można do przeciętnego ich zróżnicowania.
[break/]W wirze walki nie zwracamy na to jednak uwagi. Studio Snowblind postanowiło odejść od ugrzecznionych, pastelowych "bajek" na ekranie monitora i przygotowało dla graczy naprawdę brutalne starcia, nieraz na dosyć dużą skalę. Nieustannie leje się krew (lub to, co płynie w żyłach potworów), osłabieni przeciwnicy słaniają się na nogach, trafienie strzałą realistycznie odrzuca ich do tyłu… Sporą atrakcją są też regularne potyczki z monstrualnymi bossami. Jeśli to my jesteśmy w defensywie, po utracie punktów zdrowia musimy czekać aż „podreperuje” nas inna postać z grupy, co wydaje się całkiem rozsądnym rozwiązaniem. Walkę urozmaicają ponadto liczne akcje specjalne, jak też olbrzymi orzeł, którego można przywołać po zebraniu odpowiedniej ilości piór. Tnie się różne poczwary przemiło.
A jeśli akurat nie atakują nas hordy Saurona? Szwędamy się, przeszukujemy poukrywane kufry, wyciągając z nich pieniądze, amulety lub mikstury. Zdobywamy na wrogach, bądź kupujemy u sprzedawców zbroje, tarcze, miecze, buławy, kusze oraz wiele innych broni. Przedmiotów jest całe mnóstwo - lekcja odrobiona. Rozwijamy również rzecz jasna swoją postać, rozdzielając punkty do takich atrybutów jak siła, obrona czy wytrzymałość, ale także inwestując w zdolności. Szkoda jedynie, że wszystkie z nich tyczą się konfrontacji. Zabrakło czegoś w stylu samodzielnej naprawy oręża lub tworzenia eliksirów – wtedy moglibyśmy mówić o pełniejszym RPG. Przydałaby się ponadto zaawansowana opcja zmiany wyglądu, bowiem ogranicza się wszystko do dobrania fryzury oraz twarzy. Podczas przygody nieźle rozczarowują niestety dialogi - co prawda są przepełnione odniesieniami do powieści Tolkiena i w sumie nawet rozbudowane, jednak wskazywane przez nas odpowiedzi prawie wcale nie wpływają na toczącą się fabułę.
Mieszane uczucia towarzyszą do tego odbiorowi oprawy graficznej. O ile monumentalne zamki, ich baszty, albo tam bramy, czy wszelkie ruiny charakteryzują się bardzo wysoką jakością tekstur, tak już wnętrza wypadają co najwyżej przeciętnie, mocno odstając od dzisiejszej growej czołówki. Podobnie z animacją postaci - w przerywnikach stoi ona na zadowalającym poziomie, ale już w czasie rozgrywki dostajemy przysłowiowy klops... Co deweloperom niewątpliwie się udało to za to efektowne spowolnienie podczas walki, dające wrażenie, że oglądamy profesjonalną produkcję kinową - odczucie wzmacniają dodatkowo świetnie podłożone efekty dźwiękowe, jak też całkiem niezłe głosy aktorskie. Po angielsku, bo polska wersja to ku uciesze miłośników „kinówek” wyłącznie napisy. O muzyce ciężko o dziwo cokolwiek konkretniejszego powiedzieć - mamy wyważone i mocno wyciszone motywy, na które praktycznie nie zwracamy uwagi.
Problem z Wojną na Północy jest taki sam, jak z wieloma innymi tytułami o wielkich aspiracjach. Pozycja pod względem wykonania wypada bardzo nierówno, przez co ciekawe pomysły przesłaniają często irytujące braki lub błędy. Bezdyskusyjną jej zaletą jest świetne wplecenie świata gry w fantastyczne uniwersum Śródziemia, co powinno przyciągnąć każdego fana Władcy Pierścieni. Zupełnie nowe historie, miejsca oraz postacie pojawiają się na przemian z tymi znanymi z książki lub filmu, przez co niejednokrotnie nas po prostu porwie do akcji. Z drugiej strony pewne błędy są niezrozumiałe i zwyczajnie niewybaczalne - choćby to nieszczęsne zarządzanie drużyną. Rekompensuje wpadki po sporej części dopracowana, dobrze przemyślana zabawa w kooperacji, która powinna zapewnić długie godziny rozrywki ekipie śmiałków - Snowblind Studios może nie wkroczyło na nowo na rynek z hukiem, ale stworzyło jedną z bardziej udanych gier na licencji.