Wings of Prey: Skrzydła Chwały

Redakcja

05.03.2010 02:13, aktual.: 01.08.2013 01:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Każdy chyba kiedyś marzył o wzniesieniu się ku niebiosom, popodziwianiu malowniczych widoków z lotu ptaka. Nie da się ukryć, że lotnictwo stanowi bardzo wdzięczny i fascynujący element współczesnej historii oraz myśli technicznej. Czytając książki, czy oglądając zdjęcia, bądź filmy o heroicznych wyczynach asów przestworzy, aż chciałoby się westchnąć: „Ech, ci wspaniali mężczyźni w swych latających maszynach”. Opracowań (oraz gier) na ten temat było całe multum - lwia część poświęcona nie wiedzieć czemu tylko i wyłącznie awiacji z czasów II Wojny Światowej. W ten trend wpasowuje się także nowe dzieło Gaijin Entertainment noszące dumny tytuł Wings of Prey: Skrzydła Chwały. Fani podniebnych klimatów mogą już teraz zacząć szukać swoich zakurzonych gogli, bowiem czeka ich nie lada uczta.

To nie pierwsza produkcja studia ostatnimi czasy poświęcona tematom „powietrznym” - ma ono na koncie udaną symulację IL-2 Sturmovik: Birds of Prey, która ukazała się na PlayStation 3 oraz Xboksie 360. Co ciekawe, komputerowe Wings of Prey bazuje na swoim konsolowym „kuzynie”, wnosząc jednak kilka drobnych nowości, sprawiających, że nie może być tu mowy o bezmyślnej kalce. Zaznaczę także od razu, iż nie jest to tylko i wyłącznie symulator lotniczy dla prawdziwych twardzieli, posiadających "wypasiony" joystick za kilka tysięcy złotych w domu. Produkt zapewnia trzy stopnie trudności zabawy – zręcznościowy, realistyczny oraz symulację, jeśli zatem ktoś chciał sobie po prostu polatać i postrzelać, nie myśląc za bardzo o tych wszystkich prawach fizyki, to nie ma z tym żadnego problemu. Przy trudniejszych dwóch poziomach sprawa nieco się komplikuje - ale o tym ciut później.

W kampanii dla samotnego gracza brak linii fabularnej. W miejsce tego mamy do czynienia z luźnym zestawem misji na różnych frontach II Wojny Światowej. Do wyboru są pojedyncze walki z Arden, Bitwy o Anglię, Inwazji na Sycylię, zmagań stalingradzkich czy marszu ku Berlinowi. Każdy z tych scenariuszy posiada utrzymany w klimacie filmik wprowadzający, zmontowany z różnych kronik z epoki. Cele przed nami stawiane są dość standardowe – poleć, eskortuj, zniszcz, wróć. Wraz z postępami odblokowujemy kolejne wpisy w encyklopedii, zawierającej ciekawe artykuliki na temat podstawowych terminów lotniczych. Do ogrania są również pojedyncze mapy plus samouczki - od których najlepiej zacząć swoją przygodę, bo inaczej bardzo szybko zaliczać będziemy przysłowiową "glebę". Gra prowadzi nas niejako za rękę przez sam początek. Sensownie zrealizowane sterowanie jest dość łatwe do opanowania, chociaż chwilami można się złapać na myśleniu o potrzebie trzeciej ręki. Ale nie tragizujmy - do ogarnięcia mamy raptem kilka klawiszy, a do tego ewentualne operowanie myszą. Czas reakcji samolotu zależy oczywiście od modelu, jak i warunków panujących na zewnątrz kokpitu.

Obraz

Inaczej się sprawa przedstawia w przypadku trybów realistycznych oraz symulatora. Tu gra potrafi być naprawdę bezlitosna. Steruje się o wiele ciężej, trzeba pilnować się podczas wykonywania co bardziej skomplikowanych manewrów, na przykład beczek, by nie wpaść w korkociąg. Zaś jak już wpadniemy w wir to tak kombinować, żeby z niego wyjść w jednym kawałku... Wymagana jest zarówno cierpliwość, jak i wyczucie. W rozgrywce zręcznościowej mamy do wyboru kilka rodzajów kamery, nie musimy sobie zawracać głowy o poziom paliwa czy ilość amunicji, a bomby i torpedy odnawiają się w magiczny sposób same. W tych ambitniejszych poziomach trudności jest po prostu trudniej – brak tam poprawki nanoszonej przez komputer przy strzelaniu, debiutuje licznik benzyny. Jakby tego było mało, dochodzi tona innych czynników natury fizycznej do uwzględnienia. W przypadku części symulacyjnej, w ogóle już nie mamy wyboru, co do kamery – oferuje on tylko widok z kokpitu (bardzo wiernie odwzorowanego swoją drogą). Reasumując - Gaijin zadbało i o nieopierzonych lotników, nie wiedzących od czego zacząć, nie zapominając przy okazji o weteranach, wieszających sobie nad łóżkiem dyplomy z okazji ukończenia każdego dostępnego symulatora na rynku.

[break/]Przejdźmy do bardzo ważnego (o ile nie najważniejszego) elementu gry – asortymentu myśliwców oraz bombowców. Tych jest tu całe mnóstwo, od brytyjskich Spitfire’ów (w trzech wersjach) czy Hurricane’ów, przez radzieckie IŁ-y i Jaki, po niemieckie Junkersy, Focke-Wulfy, a także Messerschmitty. Każdy fan podniebnych kolosów z II Wojny Światowej znajdzie zatem coś dla siebie. Warto podkreślić, że maszyny są całkiem nieźle odwzorowane – zarówno masę, sterowność, ale też udźwiękowienie, oddano bardziej niż przyzwoicie. Z dużym pietyzmem wykonywano modele i tekstury. Można poczuć wiatr we włosach, zasiadając za sterami którejś z tych bestii, zaś jeszcze milej się robi na myśl, że dzieli się przestrzeń powietrzną z innymi cudami dwudziestowiecznej myśli technicznej, o których tyle się słyszało lub czytało. Szkoda, iż nie dane nam było wcielenie się w pilota Luftwaffe, jako przeciwwaga dla ciągłego obsadzania Aliantów w roli głównej we współczesnych tytułach, ale też dołączono do gry opcję swobodnego lotu – można więc sobie także polatać i myśliwcami Trzeciej Rzeszy. [img=27384]Warto wtrącić trzy grosze na temat modelu zniszczeń, gdyż zasługuje on na szczególną pochwałę. Skrzydła naszej maszyny po oberwaniu kilkoma seriami mogą zostać przedziurawione na wylot. Mało tego - widać również ślady po pociskach, zaś po uszkodzeniu silnika ciągnie się za nami (bądź wrogiem) efektowna smuga czarnego dymu. Zestrzelone samoloty pięknie stają w płomieniach, a i często w takich sytuacjach na niebie pojawiają się spadochroniarze - mała rzecz, lecz cieszy. Naprawdę ciężko mi słowami wyrazić zachwyt, w jaki wpadłem po ujrzeniu wszystkich efektów oddających drobiazgowo każdy pozornie nieistotny szczególik. Ponadto zwyczajnie nie sposób odmówić epickości przedstawionym w Wings of Prey zmaganiom. Dokłada się do przeżyć oczywiście pieczołowicie wykonana warstwa graficzna.

Jeśli o oprawę chodzi to wspomniane ukazanie zniszczeń, połączone z wiernie wykonanymi modelami, zapiera dech w piersiach. Rysowanie pozostałych elementów obrazu także jest niczego sobie – wszelkie "widoczki" prezentują się ślicznie. Trawa soczyście zielona, drzewa z daleka jak prawdziwe, pola również - tak samo i miasta generowane w pełnym trójwymiarze. Do tego mamy umiejętne użycie efektów HDR, więc samoloty odpowiednio lśnią w promieniach zachodzącego słońca. Pozytywne wrażenie potęgują ponadto odpowiednio kłębiaste chmury. Udźwiękowienie? Składa się na nie głównie ryk silników (znakomity), komunikaty radiowe oraz wpasowująca się w klimat podniosła muzyka. Jedynym elementem, który według mnie „zgrzyta” w kwestii warstwy "odsłuchowej" to rozmowy z innymi członkami szwadronu. Ot, choćby ciągłe powtarzanie, bym w końcu kogoś zestrzelił, było bardzo irytujące. Niemniej cała reszta pięknie wybrzmiewała zarówno na słuchawkach, jak i zestawie 5.1.

Obraz

Jako główną wadę tej produkcji wymienię przede wszystkim brak przewodniej linii fabularnej, poprowadzonej przez sprawną narrację. Piloci, w których się wcielamy oraz koledzy z oddziału często są dla nas w ogóle bez twarzy, przez co "odhaczanie" kolejnych misji w kampanii jest mało emocjonujące. Do tego część dla pojedynczego gracza jest stosunkowo krótka, a w multi mało kto obecnie szarpie... Nie poczułem też, by wykorzystany został pełen potencjał powietrznych zmagań w okresie II Wojny Światowej. Niemniej Wings of Prey: Skrzydła Chwały to wciąż okazały wizualnie i świetnie udźwiękowiony symulator lotu, który może również przywdziać nieco inne szaty i wystąpić w roli zręcznościówki. Gra stanowi znakomitą propozycję dla wszystkich zainteresowanych tematyką roli lotnictwa w latach 1939-1945, ale spodoba się także nowicjuszom w temacie.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (1)