Wiedźmin 2: Zabójcy Królów
Od miesięcy gracze byli bombardowani informacjami na temat Wiedźmina 2: Zabójców Królów. Zewsząd stopniowo atakowały reklamy, gra znalazła się na okładkach poczytnych magazynów, mówiło i mówi się o niej wszędzie. CD Projekt wpompował morze kasy, aby uzmysłowić absolutnie wszystkim, tak w kraju, jak też na całym świecie, że oto nadszedł tytuł RPG, który zwyczajnie trzeba mieć w swojej bibliotece. Nie każdemu się taka „nagonka” medialna spodobała, niemniej należy przyznać, iż ze swojego zadania ekipa deweloperska wywiązała się znakomicie. Mamy oto do czynienia z jedną z komputerowych pozycji tego roku, a dla nas Polaków – chyba najważniejszą.
25.05.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:47
Autorski REDengine już w pierwszej produkcji, którą napędza, pokazuje pazur i nie mam żadnych wątpliwości, iż technologią tą zainteresują się szybko różnorakie firmy. Lokacje przygotowano z niezwykłą szczegółowością, teren zaskakuje często pod względem samej geometrii, zaś oświetlenie scen przyprawia o autentyczny zachwyt. Co dobre, podążając tak torem wątku głównego ma się wrażenie, że twórcy „technicznie” czerpali inspiracje z najlepszych motywów znanych z Fable, Gothica czy Demon’s Souls, acz nie w prostej linii kopiowali. Silnik ma oczywiście jeszcze pewne przypadłości wieku dziecięcego – miejscami późno doczytają się tekstury na obiektach, postacie mogłyby być mniej kanciaste na twarzach (choć gra i tak przebija pod tym względem wiele uznanych hitów), obiekty przenikają się nagminnie, a do tego przy dłuższym posiedzeniu wyraźnie spada płynność rozgrywki, więc raz na jakiś czas restart mile widziany, jednak na bank coś jest z tym już robione. Twórcy zapowiadają ponadto częste aktualizacje gry.
Odnośnie historii nie ma się co za bardzo rozpisywać, kiedy ją kształtujemy – jesteśmy zabójcą potworów, któremu egzystować przyszło w świecie fantasy, rozkrawanym przez władców poszczególnych jego rejonów, pełnym politycznych machinacji oraz spisków. Rzuca się gracza od razu na głębię pewnego tła fabularnego i obawiam się, że niestety nie każdemu się to spodoba – oczytani w literaturze Sapkowskiego, czy osoby z pierwszą częścią Wiedźmina PC za pan brat, stoją na lepszej pozycji. Uśmieszek wywoła zapewne stopniowe nabywanie nowych zdolności przez bohatera tłumaczone amnezją. Straszny standard, do tego dziwnie wielce tu nagłaśniany - przysięgam, że gdyby stawiano mi kolejkę za każdym razem, gdy ktoś stwierdza, że Geralt o czymś zapomniał, albo tłumaczy nieznajomość pewnych faktów tym właśnie stanem jego umysłu, tak z tydzień leżałbym na podłodze jak kłoda. Co więcej, do tego zabijaka zdaje się mieć nagminne, chwilowe zaniki pamięci – ot, przysięga dozgonną miłość czarodziejce Triss, a za moment zabawia się już z dziewczętami w burdelu...
Można by w dosyć naciągany sposób podciągnąć to pod dwulicowość świata przedstawionego, w którym często mówi się jedno, a drugie robi, zaś do wyboru jest zazwyczaj wyłącznie mniejsze zło, stąd podrążmy inny temat – tak zachwalany wpływ naszych działań na rozwój fabuły widać i to miejscami dosyć znacznie, bo w zależności od obranej ścieżki odwiedzamy nawet całe inne lokacje. Konsekwencje jednak mogą być też mniej ważkie - od otrzymania przedmiotu od uratowanej osoby kiedyś tam później, przez opcję przespania się z kimś, po zwyczajną wieść, że coś udało nam się zmienić w scenariuszu. Chwała twórcom za nieoczekiwane zwroty akcji, ale historia nie została do końca przemyślana. Kiedy nagle w epilogu poprzez jedną przydługą rozmowę starają się oni nam całą grę wyjaśnić, zamknąć luźne wątki i rozpocząć nowe (ku kontynuacji) to chyba sprawy mają się nie tak… W ogóle, przyzwyczajeni do obszernych początkowych aktów, czujemy się ciut oszukani, czy w pewien sposób zbywani pod koniec przygody.
[break/]Do tego jednak czasu wszystko w miarę w porządku. Z poszczególnymi postaciami da się zżyć – nie bez znaczenia są tutaj niezłe aktorstwo, dobrze dobrane głosy (może z wyjątkiem smarkuli Smokobójczyni), wyraźne przekazywanie emocji z pomocą mimiki, plus zwyczajnie konkretnie sklejone dialogi. Zadania poboczne oraz główne są ciekawe, tylko potrafi podirytować ich rozplanowanie. Zazwyczaj musimy przelecieć z jednego krańca mapy na drugi, a niejednokrotnie czeka nas nawet kilka kursów w obie strony. Oliwy do ognia dolewają czarodziejki, które teleportują się z miejsca na miejsce, gdyż jak mówią nie chce im się chodzić… A my tak biegamy - i tracimy czas, kiedy po odnalezieniu przedmiotu dla kogoś wystarczyłoby nas przenieść do miasta. Sporo z tych minimum 24 do 40 godzin rozgrywki schodzi właśnie na kręcenie się w kółko po lokacjach.
Znam wiele osób, które pracowały przy testowaniu Wiedźmina 2 i za nie wyłapanie pewnych rzeczy mam ochotę ich zamordować. Przede wszystkim interfejs jest dla mnie nieczytelny. Plecak szybko zapełnia się śmieciami i trudno się w nim połapać – podział na typy przedmiotów nie pomaga. Kiedy rozmawiamy z rzemieślnikiem czy sklepikarzem nie ma możliwości kupienia czegoś oraz powiedzmy zrobienia przedmiotu w ramach jednego dialogu – trzeba gadkę uciąć i rozpocząć od nowa. Do szewskiej pasji doprowadzają drzwi, które nie potrafią pozostać otwarte, przez co ruszając w podróż do kopalni z kilkuosobowym oddziałem krasnoludów czeka się w kolejce, aż każdy sobie uchyli, wejdzie, zamknie. Pomimo zapewnień twórców, Geralt nie umie się także skradać – mechanizm przylegania do ścian po prostu szwankuje, tak jak i podnoszenie przedmiotów, tudzież wskakiwanie na gzymsy klikiem. Nie wiadomo dlaczego akcja kontekstowa potrafi załączyć się w środku walki. Plus ciekawostka na koniec - otóż kraść można zawsze i wszędzie, nawet na oczach lokatorów domów. Nikt Wiedźmina ścigał za to nie będzie.
Sporo szumu zrobiło się wokół wyśrubowanego ponoć poziomu trudności oraz problemów z ginięciem na samym starcie historii – cóż, to kwestia opanowania mechanizmów gry. Początki nie należą do przyjemnych, lecz po przynajmniej jednokrotnym przejściu Zabójców Królów będziecie się raczej śmiali poczwarom w twarz. Nie ukrywam, że nie przypadło mi do gustu szprycowanie się dopalaczami przed, nie zaś w trakcie walki, ale dodaje to produkcji pewnego smaczku i autentyzmu. Przyda się dobra znajomość przygotowanego przez deweloperów arsenału, bo nie wszystko jest równie skuteczne na wszystkie stwory, acz to obawiam się tylko dodatek – pomimo rozbudowania tytułu w tym aspekcie liczą się głównie miecze. Przedmiotów mamy mało do znalezienia, jak na RPG, osobiście także nie porwały mnie dostępne drzewka umiejętności wiedźmińskich. Aczkolwiek inwestować w siebie warto, bo postacie towarzyszące tylko właśnie towarzyszą – w walce się nie przydają, a i o „pomocną” kulę ognia w plecy łatwo.
W ramach podsumowania ustalmy jedno jasno – tak, Wiedźmin 2: Zabójcy Królów to gra bardzo dobra, chociaż nie do końca wszystko się tutaj CD Projekt RED udało. Większość problemów opisałem powyżej, do worka dorzucę jeszcze pojawiające się w trakcie zabawy pytania, na których odpowiedzi przyjdzie szukać w instrukcji czy dołączanym w pudełku przewodniku – bez tego ani rusz. Pewne rozwiązania są nielogiczne (czemu niby nie mogę kopnąć drabiny podczas obrony murów twierdzy?), inne znowu miło zaskakują – pokierujemy przykładowo poczynaniami nie tylko Geralta z Rivii. Cieszą gra w kości, siłowanie na rękę plus boks, zabrakło mi za to opcji kopania w ziemi (takie zboczenie z gier RPG). Muzyka przywodzi na myśl filmowego Władcę Pierścieni i o to chyba chodziło, zaś udźwiękowienie jako tako stoi na bardzo wysokim poziomie. Jeżeli lubicie klimaty fantasy to nie muszę Was przekonywać – pójdziecie do sklepu, szczególnie, że to polska produkcja. Z przekory reklamom nie kupicie? To przejdźcie się do kumpla. Niemożliwe, żeby on, jego rodzice, czy tam babcia, któreś nie miało już swojego egzemplarza…