Vancouver 2010
W lutym tego roku w Vancouver, Whistler oraz Richmond w Kanadzie, będziemy świadkami wielkiego święta "białych" sportów. XXI Zimowe Igrzyska Olimpijskie to idealny pretekst, by zrobić kolejną grę o zbiorowej tematyce sportowej. Nie da się ukryć, że z tytułami wydawanymi „przy okazji” i na licencji dużych imprez tego typu jest tak samo, jak z produkcjami wypuszczanymi w momencie premiery głośnego filmu. Oczywiście zdarzają się perełki, jednak Vancouver 2010 - dzieło Eurocom Entertainment Software (twórców między innymi gry na licencji Letnich Igrzysk Olimpijskich w 2008 roku w Pekinie), na pewno do takich nie należy. Szarpałem w sporo podobnych produkcji, także mam z czym pozycję tę porównywać, niemniej podszedłem do tego tytułu bez jakichkolwiek uprzedzeń. No może poza przeświadczeniem, że bez pada pewnie się nie obejdzie... Miałem rację - ale o tym w dalszej części tekstu.
21.01.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:50
Vancouver 2010: The Official Videogame of the Winter Olympic Games (gdyż taka jest pełna nazwa), nie zapewni nam zabawy w trybie fabularnym, kariery, a opcja rozgrywki Olympic Games to jakiś żart. Wszelkie podobne tytuły przyzwyczaiły nas do chociaż symbolicznego otwarcia i zamknięcia igrzysk, lecz w przypadku tego produktu nie ma mowy o nawet najmniejszej wzmiance, czy tam animacji rozpoczynającej olimpiadę. Tak więc mamy już o ten element pobudzający wolę walki i rywalizacji mniej... Tryb zawodów olimpijskich powinien raczej nazywać się pojedynczym wyzwaniem, bo po wybraniu jednej lub większej ilości konkurencji rozpoczynamy zmagania, które nie są nawet skwitowane porządnymi tabelami, nie mówiąc już o podziale rozgrywek na jakiekolwiek etapy. Dla przykładu weźmy slalom - zjedziemy raz, potem na ekranie pojawi się tabela z czterema wynikami oraz naszą pozycją. I na tym kończą się zawody w danej konkurencji. Ewentualnie w pewnych dyscyplinach mamy jeszcze drugie podejście.
Gra jest produktem oficjalnym, tylko moje pytanie brzmi gdzie niby ta licencja jest? Albo inaczej - co z licencją zrobili twórcy i SEGA, czyli wydawca tytuł? Prawa zostały wykorzystane jedynie te do logosa igrzysk w Vancouver oraz flagi olimpijskiej, które można gdzieś zlokalizować podczas gry, tudzież na pudełku. O prawdziwych nazwiskach zawodników należy pomarzyć - tutaj inni sportowcy nazywają się CPU ze skrótem kraju, który reprezentują np. CPU SLO, CPU AUT, CPU CZE itd. To jeszcze da się znieść - gorzej, że tych przeciwników mamy "aż" trzech. Do tego są bardzo przewidywalni. Oto jeden to totalny słabeusz, który zawsze z nami przegra, drugi porywalizuje z nami, jednak zazwyczaj nie ma większych szans, aby być lepszym, a żeby wygrać z trzecim będziemy musieli się lekko wysilić. Na całe szczęście tym razem pracownicy studia Eurocom wiedzieli już, jaki hymn ma Polska i zaoszczędzili nam wysłuchiwania czegoś, co nawet nie stara się przypominać Mazurka Dąbrowskiego (Beijing 2008 się kłania).
[break/]Propozycja Eurocomy nie powala również ilością przygotowanych zawodów sportowych. Do rozegrania dostajemy czternaście konkurencji w ośmiu dyscyplinach - zaczynając od klasycznego zjazdu mężczyzn, slalomu super gigant plus kobiecego slalomu i też super giganta. Zjeżdża się nawet nieźle, ale dla każdej konkurencji przygotowana została jedna trasa, co miksując z trzema przeciwnikami daje gwarantowany efekt szybkiego znudzenia. Dalej mamy skoki narciarskie, na jednej dużej skoczni. Zastosowano tutaj system sterowania, z którym nie spotkałem się w żadnej produkcji traktującej o skokach - polega na wciśnięciu przycisku w odpowiednich momentach, naładowaniu paska wybicia przed dojechaniem do progu oraz balansowaniu ciałem na lewo i prawo podczas lotu. Strasznie banalne oraz płytkie... Pozostałe konkurencje to ślizgi bobslejami oraz saneczkami, konkurencje łyżwiarstwa szybkiego na 500 i 1500 metrów, zjazdy snowboardowe plus powietrzne akrobacje na nartach. Nic nadzwyczajnego.
Wspomniałem już przelotnie na wstępie o moim przeczuciu, co do potrzeby posiadania chociażby kontrolera na kablu od Xboksa 360. Owszem, sterowanie zostało przeniesione na klawiaturę, jednak daleko temu do ideału - no może gdyby ktoś miał trzecią rękę… Ale ja mam dwie i tak było mi po prostu niewygodnie. Oczywiście - Vancouver 2010 to niestety kolejny tytuł wieloplatformowy, którego wydanie na komputery osobiste zostało potraktowane po macoszemu. Ponownie jesteśmy świadkami sytuacji, gdy w grze widzimy znaczki A, B, LT oraz tym podobne, znane z konsoli Microsoftu. Takie zagranie wydaje się bardzo nie fair w stosunku do komputerowej braci. Jakoś przez lata producenci gier radzili sobie z okiełznaniem standardowej, "piecowej" klawiszologii. Ostatnio jednak leniuchują...
Twórcy wychwalają nowatorski dla tego typu tytułów widok pierwszoosobowy, który faktycznie na pierwszy rzut oka wydaje się dość ciekawym rozwiązaniem. Oprócz samej zmiany położenia kamery, na ekranie pojawia się zarys gogli, lekko przeobrażona zostaje kolorystyka oraz zmienione są odgłosy otoczenia - dochodzi miedzy innymi bicie serca, co budować ma klimat i podnosić adrenalinę. Jednak ponownie - jakie zwiększone podniecenie możemy odczuwać rywalizując raptem z trzema komputerowymi przeciwnikami? Naturalnie nie twierdzę tutaj, że sam pomysł z kamerą z oczu zawodnika jest zły czy spartaczony, bowiem stanowi miejscami na pewno dobrą alternatywę dla perspektywy zza pleców. Przy niektórych konkurencjach - na przykład saneczkarstwie, zdecydowanie łatwiej jest manewrować, gdy nic nie przesłania nam toru. Być może skoki narciarskie przekonałyby mnie bardziej, gdyby posiadały także możliwość przełączenia kamery.
[break/]Całość ratuje trochę tryb Challenge Mode, gdzie staniemy przed szeregiem wyzwań poszeregowanych według poziomów trudności. Za wykonanie każdego postawionego przed nami celu otrzymujemy (w zależności od poziomu trudności) odpowiednio 10, 20 oraz 30 punktów na platformie Games for Windows LIVE. Zadania z poziomu łatwego i średniego w praktyce okazują się dość proste - w najgorszym wypadku zdobywałem je po kilku próbach. Te oznaczone jako trudne faktycznie wymagają już od nas nieco więcej wysiłku. Co czeka nas w trybie wyzwań? Omijanie bałwanów rozstawionych na torze zjazdowym lub płycie lodowiska, odwrócone sterowanie, zbieranie znaczków rozrzuconych po trasie, lądowanie w wyznaczonym miejscu podczas skoków narciarskich, czy po prostu gromadzenie czasu przy przejeździe przez bramki podczas slalomu. Zastrzeżenia można mieć tu w sumie do tego, że większość takich "misji" tyczy się zjazdów i slalomów. Chociaż może nic dziwnego - w końcu to chyba najbardziej dopracowane elementy tejże produkcji.
Graficznie Vancouver 2010 prezentuje przyzwoity poziom. Modele zawodników opracowano szczegółowo, ciężko byłoby też zarzucić coś elementom otoczenia - wszystko jest na swoim miejscu i prezentuje się nie najgorzej. Jedyne telebimy, na których wyświetlany jest obraz ten sam, co widziany przez nas, dość odstają od reszty. Pomysł ogólnie fajny, jednak pojawiają się tam akcje w bardzo marnej jakości. Animacje zawodników sprawiają wrażenie całkiem realistycznych. Oprawa dźwiękowa? Nie stoi ona na najwyższym poziomie, ale też nie razi. Tak jak w większości tego typu produkcji, coś tam w tle gra i nie zwracamy szczególnej uwagi co, byle brzdąkało w menu. Same odgłosy otoczenia podczas zawodów wykonane zostały przyzwoicie, niemniej ich powtarzalność wyraźnie słychać - kolejne zakręty podczas ślizgu brzmią tak samo, a publiczność „szumi” zawsze w identyczny sposób. Komentarz do wydarzeń na ekranie? Marzenia ściętej głowy.
Tegoroczna komputerowa olimpiada zimowa nie przykuje nikogo do ekranu monitora na długie godziny, niemniej da się odnaleźć w tej produkcji pewne plusy - choćby dobrze dopracowano tryby zjazdów i slalomów, gdzie czuje się prędkość. Najwięcej czasu spędziłem ogrywając Challenge Mode, wykonując zadania i nabijając Osiągnięcia. Nie najgorsza grafika i stosunkowo przeciętne wymagania sprzętowe pozwalają mimo wszystko wczuć się w klimat nadchodzących igrzysk, bez konieczności posiadania super maszyny. Z drugiej strony razi mała ilość dostępnych konkurencji - nie wiadomo czemu zabrakło łyżwiarstwa figurowego, biegów narciarskich oraz biatlonu, które obecne były w grze wypuszczonej z okazji igrzysk w Turynie w 2006 roku. No i ta "konieczność" doposażenia się w kontroler od Xboksa, ponieważ sterowanie na klawiaturze to jakiś absurd. Był potencjał, jednak nie zrealizowano go do końca. Czy w 2014 doczekamy się porządnego tytułu zimowo-sportowego? Czas pokaże. Obecnie w temacie bieda...