Ultimate Marvel Vs. Capcom 3

Chociaż Capcom znane jest z udostępniania w relatywnie krótkich odstępach czasu nowych, ulepszonych wersji w sumie całkiem niedawno wydanych gier (tak było chociażby w przypadku Street Fightera IV), kiedy człowiek dostaje na przestrzeni kilku miesięcy kolejną odsłonę jakiejś produkcji to zastanawia się, czy aby nie za szybko… Jeszcze przecież nie przestało się w napędach konsol kręcić wypuszczone w początkach roku Marvel Vs. Capcom 3: Fate of Two Worlds, a już otrzymujemy edycję Ultimate produktu. Rozprowadzana jest na świecie co prawda po obniżonej cenie, niemniej jaki jest sens inwestowania w na pierwszy rzut oka wyłącznie lekko zmodyfikowaną bijatykę?

25.11.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:46

Historia pozostaje bez zmian – knowania połączonych sił czołowych złych postaci uniwersów Capcom oraz Marvel napotykają opór ze strony tych dobrych, a na końcu do rozwalenia jest zaintrygowany ambarasem Galactus. Zdecydowany minus należy się od razu za filmowe wprowadzenie do zabawy, a także przynajmniej zakończenie. Lenistwo moi drodzy - w pierwowzorze mieliśmy pięknie ukazane w dynamicznym, nieźle „skręconym” wstępie walki herosów, a tutaj kamera lata sobie dookoła zamrożonych w czasie, ścierających się modeli. Prezentacja twórców projektu po rozniesieniu w pył pożeracza światów to zaś porcja statycznych obrazków 2D – jak pamiętamy, poprzednio i tu było dużo lepiej. Mniej do gustu przypadło mi też menu, teraz bardziej stylizowane na wyrysowane.

Obraz

Zawodnicy do wyboru podzieleni zostali na odpowiednie stronnictwa według firm, które reprezentują, co znacznie ułatwia odnalezienie się pośród całego zalewu postaci. Pokaźną listę wojowników poszerzono oto o takie persony jak Strider Hiryu, Firebrand, Vergil, Frank West, Nemesis oraz Phoenix Wright rodem z gier i Ghost Rider, Dr Strange, Nova, Rocket Raccoon, Iron Fist plus Hawkeye występujące od lat w komiksach. Większą wagę wypada na pewno przyłożyć do zagrywek sympatycznego prawnika z serii Ace Attorney, bowiem jego ataki są jednymi z najbardziej niestandardowych, jakie w życiu widziałem w bijatykach (naturalnie „sprzeciwy” wymierzane rywalom są podstawą). Cieszy ponadto używający w walce zombiaków reporter, co to relacjonował wojny... Po drugiej stronie w pamięci zapada zaś szop – głownie z uwagi na niewielki wzrost, przez co zwyczajnie trudniej go trafić, a także zwinny łucznik z ekipy The Avengers.

[break/]Ci, którzy na MvC3 zjedli zęby natychmiast zauważą, że kilka postaci zostało lepiej wyważonych (z wybitnym wyjątkiem dalej zbyt wymiatającego Weskera), dopatrzą się ponadto szybko zmian w systemie X-Factor, ale i grający „od niedzieli” spostrzegą, iż w wielu przypadkach mogą teraz wycisnąć więcej z podstawowych kombosów wyprowadzanych niemal na oślep – szczególnie przy wybraniu opcji łatwego klepania komend. Jako ciekawostkę, posiadacze Fate of Two Worlds z miejsca uzyskają dostęp do Galactusa, co to kilkoma ciosami rozniesie w pył każdego superbohatera, tudzież złoczyńcę. Innym pozostanie odblokowanie bonusowego trybu rozgrywki z czasem. Szkoda, że tak naprawdę to jedyna faktycznie nowa rzecz w grze, poza zestawem świeżych herosów naturalnie.

Obraz

Graficznie mamy do czynienia z nieco wprawdzie, lecz za to dostrzegalnie odświeżonym produktem. Animacje są jakby płynniejsze, oprawa bardziej spójna. Dochodzi osiem miejscówek, ale najbardziej cieszy ponownie odrobienie przez deweloperów „pracy domowej”, przekładające się na więcej alternatywnych strojów dla wojowników. Od strony dźwiękowej nikt nie kombinował. W menu przygrywa ten sam kawałek przewodni (pewnie niektórych do tej pory irytujący), przy zmianie zawodnika podczas bitwy, w tle przewijają się charakterystyczne dla nich motywy. Po raz kolejny przywołam w tym przypadku w tekście Phoeniksa Wrighta – znowu mam ochotę wrzucić sobie utwory z DS-owej serii na komórkę…

Obraz

Odpowiedzmy pod różnymi kątami na pytanie postawione na samym początku recenzji. Jeśli ktoś nie miał do czynienia z poprzednią edycją bijatyki, nie ma co się zastanawiać – to jej pełne wydanie, niosące morze radości, szczególnie przy mierzeniu się z kumplami. Posiadacze „podstawki” mogą się z nabyciem dzieła spokojnie wstrzymać w przypadku, gdy nie interesuje ich rywalizacja po sieci, którą mocno i zdecydowanie tu usprawniono. W przeciwnym wypadku zalecam szybkie sprzedanie „starej” odsłony oraz skombinowanie aktualnej – bez sensu trzymać na półce obie. Żal wypadałoby mieć do firmy Capcom, iż nie wydała całego sprezentowanego nam dodatkowego dobra w formie DLC, niemniej kiedy rozważymy, że za jedną postać twórcy liczyli sobie dotąd prawie 5 dolarów (a mamy 12 świeżych), opłacalność zakupu rośnie w oczach. Kwestia wypuszczania lepszego produktu po niecałym roku to niemniej już osobna „szemrana” kwestia. Cóż, rynek się zmienia - oby tylko nie przyjął tego za ogólnie panujący trend…

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)