Transformers: Fall of Cybertron

17.09.2012 10:03, aktual.: 01.08.2013 01:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ekipa High Moon Studios z Transformers: War of Cybertron pokazała, że roboty wykreowane przez firmę Hasbro są ponadczasowe. Temat walki Autobotów z Deceptikonami, doskonale znany graczom wychowanym na kultowych kreskówkach, plastikowych ludkach zmieniających formy oraz wydawanych również w Polsce komiksach, także u młodych odbiorców okazało się wywołuje dalej niesłabnące zainteresowanie. O wielkim hicie nie było jeszcze co mówić, niemniej w 2010 roku dostaliśmy porządny produkt ukazujący podstawy odwiecznego konfliktu maszyn. Dwa lata później poznajemy ciąg dalszy wydarzeń, które sprowadziły ostatecznie Transformery na Ziemię. Twórcy zagrali w Fall of Cybertron bezpiecznie, nie celując w rewolucję - co jedni odbiorą jako w sumie plus, inni wezmą zaś pewnie za minus, gdyż otrzymujemy jeszcze więcej praktycznie tego samego (dobrego)…

Do ogarnięcia fabuły nie jest potrzebna znajomość pierwszej części, bo tak jak w przypadku filmów rysunkowych, pomimo faktu, że to drugi odcinek (sugerujący od razu następne), stanowi on samoistną całość. Wobec rychłego kresu życia planety Cybertron, niezapomniany Optimus Prime postanawia wykorzystać resztki cennego Energonu, aby poszukać z towarzyszami nowego domu w kosmosie. Rzecz jasna Megatron ze swoimi pomagierami nie mają zamiaru pozwolić im tak po prostu odlecieć… Zabawa rozpoczyna się od końca, ukazując przez chwilę to, co się wydarzy w finale, a potem przedstawiając, jak do tego doszło – nie lubię zabiegu, ale powiedzmy, iż różnorodność rozgrywki wynagrodziła mi to z nawiązką. Przez około osiem godzin gry, praktycznie co rozdział zmienia się robot, którego prowadzimy, poznajemy też wydarzenia z punktu widzenia obu stron konfliktu, dzięki czemu jeszcze lepiej zżywamy się z poszczególnymi bohaterami.

High Moon Studios stara się każdemu ważnemu robotowi poświęcić nieco czasu w blasku reflektorów, na czym traci spójność historii, lecz nie będziecie na to narzekać. Radośnie poślecie na złom masę przeciwników, wypalając do nich z potężnych broni, tudzież rozprawiając z nimi ręcznie, albo przy pomocy olbrzymich ostrzy. Pośmigacie po mapach w formie aut lub innej alternatywnej. Polatacie, postrzelacie w przestrzeni kosmicznej, pokibicujecie Dinobotom (Grimlock jako T-Rex to masakra). Zrobicie wielkie oczy na widok ogromnego Metropleksa, a później Bruticusa, składającego się z kilku pomniejszych Combaticonów. Poczujecie normalnie jak w komiksie czy kreskówce, gdy Starscream spróbuje w klasyczny sposób przejąć władzę nad Deceptikonami, a kiedy pod koniec zabrzmią nuty The Touch, legendarnego kawałka Stana Busha, nostalgia złapie za serce – jeśli jesteście fanami Transformerów. Jeżeli nie, po prostu się rozerwiecie.

Obraz

Bohaterowie posługują się na raz dwoma rodzajami broni z dostępnych, które da się udoskonalać w specjalnych terminalach, a na bazie poukrywanych schematów odblokowywać kolejne, oczywiście za odpowiednią opłatą. Nabędziemy tu też przydatne ułatwiacze, typu apteczki lub wspomagające sondy bojowe, niemniej na poziomie innym niż najtrudniejszy nie ma praktycznie potrzeby ich używać. Do tego dochodzą ulepszenia samego robota, jak choćby bardziej wytrzymały pancerz, więcej zdrowia lub szybsze przemieszczanie się. Wszystko to rzecz jasna nie znika po jednorazowym przejściu gry, motywując do powrotu na Cybertron, odnalezienia porozrzucanych dzienników audio, a także „lizania” ścian. Smaczków pochowano naprawdę sporo. Wiedzieliście, że Optimus lubi pooglądać telewizję, a Grimlock kolekcjonuje w szafce… głowy pokonanych? To przykłady pierwsze z brzegu. Często na jakąś „rewelację” natkniecie się przypadkiem.

[break/]Dumny Prime, usłużny Bumblebee, pewny siebie Jazz, wierny Soundwave, wyrachowany Shockwave, potężny Megatron – absolutnie każda maszyna ma swoją duszę i charakter. Po części to zasługa nieźle, często z humorem napisanych dialogów, ale przede wszystkim fantastycznie podłożonych głosów. Muzyka też nie pozwala tętnu zwolnić w czasie gorączkowej akcji, a samo udźwiękowienie… Dość powiedzieć, że miłośnicy blipów, zgrzytów i swoistego „dubstepu” będą naprawdę zadowoleni. Oprawa graficzna, oparta na Unreal Engine 3, na szczęście nie przypomina w żadnym stopniu Gears of War, choć nie różni się też zbytnio od War of Cybertron. Miejscówki mają własny klimat, są odpowiednio kanciaste, a zarazem żyją, często zmieniając formy. Wyśmienicie przygotowano model robotów, jest na nich masa elementów ruchomych, acz niestety kończyny często ukazują nierealność konstrukcji poprzez „wtapianie” się wystających tłoków czy rurek ramienia lub nogi w ciało przy ambitniejszych ruchach. Bitwy mogą się toczyć z udziałem bardzo wielu jednostek, na czym niestety cierpi płynność zabawy – gra potrafi miejscami dość konkretnie przyciąć.

Obraz

Prosta w założeniach rozgrywka sieciowa w zaskakujący sposób wciąga. Nie ma przecież chowania się za osłonami, tylko bezpośrednia wymiana ognia, a jednak zamiana w pojazdy i umiejętne wykorzystywanie coraz lepszego ekwipunku oraz odblokowywanych w miarę zdobywania kolejnych poziomów postaci dopalaczy cieszy. Jest w tym coś interesująco prymitywnego. Cztery klasy bohatera do wyboru, opcje lekkiej modyfikacji wyglądu, garść standardowych trybów zabawy (TDM, CTF, Head Hunter czy utrzymywanie punktów na mapie), a jednak się nie nudzi. Nie lubicie rywalizować? Polubicie tryb Escalation, gdzie ze znajomymi ramię w ramię stawicie czoła kolejnym falom przeciwników. Każdy w grupie ma inne umiejętności (jeden leczy, inny odnawia amunicję), uzbierane z rozwalania wrogów środki inwestujemy w lepsze uzbrojenie, porozrzucane na planszy, ewentualnie uruchamianie dostępnych podsystemów obronnych. Czasem nieprzyjaciel zatnie się gdzieś za barierą energetyczną, ale frajda i tak jest spora.

Obraz

Warto więc zapoznać się z Fall of Cybertron, nawet pomimo faktu, że niedaleko padło tak naprawdę jabłko od jabłoni i otrzymaliśmy produkt niezwykle podobny do poprzedniego. Tylko czy to źle? Niejedno studio przekombinowało przecież przy kontynuacjach swych dzieł, starając się za dużo zmienić czy udziwnić, zapominając o najważniejszy, czyli grywalności. Tej nowe transformery mają zaś sporo. Świeże elementy wprowadzono umiejętnie, a rozgrywka sieciowa wywołuje wiele pozytywnych emocji, choć do poziomu Call of Duty jej na pewno brakuje. Z drugiej strony niezbyt skomplikowany multiplayer przemawia tylko o dziwo na korzyść projektu ze słynnymi robotami w rolach głównych. "Zdrowa", fajna gra.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl