TP‑Link Portable 3G/3.75G Wireless N Router — hotspot w namiocie
Bezprzewodowy dostęp do Internetu za pośrednictwem sieci 3G to już coraz mniejsza ekstrawagancja. Sieci komórkowe oferują coraz lepsze parametry tej usługi i nie chodzi tu tylko o maksymalną prędkość, ale co najważniejsze — opóźnienie, które jest już obecnie niemalże na poziomie stacjonarnego łącza. Nic więc dziwnego, że coraz częściej można spotkać w domach taką formę stałego dostępu do świata. Plusem takiego rozwiązania jest też jego mobilność — nawet jeśli pod namiotem nie złapiemy 3G, zawsze jakoś, wolniej lub szybciej, będzie działać. Jedyne co potrzebujemy do pełni szczęścia to router, który stworzy nam własnego hotspota. Takim routerem jest TP-Link Portable 3G/3.75G Wireless N Router.
17.02.2012 16:28
Jeśli ktoś korzysta z urządzeń Apple, to przy rozpakowywaniu routera TP-Link przeżyje małe déja-vu. Pudełko jest wykonane niemal w 100% w stylu tej kalifornijskiej firmy znanej z perfekcyjnego designu, a co więcej, również sam router kojarzy się z „Jabłkiem”: jest biały i błyszczący, z zaokrąglonymi rogami. Trzeba przyznać, że prezentuje się bardzo ładnie, nie trzeba będzie się go wstydzić w domu na półce, jak to często bywa z wielkimi, czarnymi routerami. Urządzenie TP-Link jest przede wszystkim stworzone do routowania połączenia komórkowego, ale samo w sobie nie posiada niestety wbudowanego modemu. Oznacza to więc, że będziemy musieli posłużyć się zewnętrznym modemem, który wpinamy w port USB w routerze. Opcjonalnie możemy też podłączyć „stacjonarny Internet” do portu WAN (100 Mbit/s). Wówczas router oferuje interesującą możliwość preferowania jednego połączenia przed drugim (na przykład traktowania 3G jako łącze zapasowe albo odwrotnie). To jednak jeszcze nie wszystko. Przesuwając przełącznik na obudowie routera możemy skonfigurować go w trybie WISP: urządzenie staje się klientem Wi-Fi i udostępnia sieć bezprzewodową na porcie RJ-45 (który z portu WAN zamienia się wówczas w port LAN). Ostatnim trybem pracy jest zwyczajny punkt dostępu.
Konfiguracja routera do pracy w trybie 3G jest bezproblemowa i niemal błyskawiczna. Wkładamy modem 3G do portu USB i z komputera, tabletu czy innego urządzenia łączymy się z routerem bezprzewodowo (domyślnie rozgłaszana jest sieć bez hasła). Ustawieniami sieci komórkowej nie musimy się w ogóle martwić, bo konfiguracja czterech największych polskich operatorów jest już zapisana w urządzeniu — wystarczy wybrać właściwego. Pozostaje więc ustawić parametry sieci Wi-Fi (najważniejsze: zabezpieczyć ją hasłem) i można zaczynać zabawę. Router może być zasilany albo z komputera przez kabel USB, albo z gniazdka 230V przez niewielki zasilacz przypominający ładowarkę do telefonu. TP-Link obsługuje przy tym szereg popularnych dla routerów funkcji, w tym DHCP z rezerwacjami i filtrowaniem adresów, DMZ, UPnP, podstawowy QoS, a nawet kontrolę rodzicielską i reguły dostępu do Internetu.
Gdyby tylko można było włożyć do środka kartę SIM i nie nosić modemu USB, byłoby idealnie. Poza tym urządzenie nie posiada akumulatora, więc tak całkowicie przenośne nie jest. Można ten problem obejść dzięki zasilaniu z USB, ale wtedy odrobinę krócej popracujemy na notebooku, do którego równie dobrze moglibyśmy włożyć przecież ten sam modem USB, który wkładamy do TP-Linka... Reasumując: testowany TP-Link sprawdzi się w domu jako podstawowe urządzenie rozprowadzające dostęp do Internetu i w podróży jako router, który można szybko uruchomić np. w hotelu i równie szybko spakować. Cena wydaje się przy tym dość przystępna. Do tytułowego namiotu lepiej jednak zabrać coś z wbudowanym modemem 3G i własnym źródłem zasilania — na przykład... smartfon z funkcją hotspota.