Tomb Raider Underworld
Któż z nas nie marzył w młodości, by tak jak Indiana Jones odkrywać zapomniane grobowce czy świątynie i przeżywać mrożące krew w żyłach przygody? Jeśli nie wszyscy to na pewno zdecydowana większość. Spełnieniem ich (i nie tylko ich) marzeń było pojawienie się serii Tomb Raider, która nie byłaby może tak popularna gdyby nie główna bohaterka, czyli panna Lara Croft. Postać ta jest, jak wiadomo, wiecznie żywa, pomimo prób uśmiercenia jej - Lara zawsze wracała w jednym kawałku. Nie inaczej jest i tym razem. Nasza ulubiona pani archeolog pojawia się w kolejnej (ósmej czy dziewiątej? – osobiście nie wiem, ale kto to zliczy) już części serii.
26.01.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:52
Tomb Raider Underworld kontynuuje wątek rozpoczęty w Legend. Croftówna jest na tropie swojej matki, która jak się okazuje żyje. Albo i nie - w sumie nie wiadomo do końca. Prowadzi to niemniej do jednego – ponownie przyjdzie nam wcielić się w ponętne, wirtualne ciało i zwiedzić szereg bardzo ładnych, ba – spektakularnie wykonanych miejsc. Całość utrzymana jest w klimacie zręcznościówki z elementami przygodowymi, co nikogo nie powinno zaskakiwać. Pod kątem prowadzenia rozgrywki nic się nie zmieniło w stosunku do poprzedniczek. W dalszym ciągu mamy do ukończenia szereg liniowo zrealizowanych poziomów, gdzie droga do celu jest przeważnie tylko jedna. Problem w tej grze sprowadza się najczęściej do odnalezienia odpowiedniej ścieżki, przełączenia czegoś oraz zebrania jakiegoś artefaktu. Klasycznie.
Pojawia się mimo wszystko kilka nowości. W pierwszej kolejności warto wymienić PDA, czyli urządzonko zawierające mapę sonarową, informacje o stanie zdrowia, notatnik i inne równie przydatne rzeczy. Oddano także w nasze ręce kamerę cyfrową, pozwalającą na rozglądanie się po terenie z opcją przybliżania i oddalania obrazu. Z pewnością jest to pomocne dla graczy, którzy nie mają wprawy w tego typu produkcjach, acz weterani niestety mogą uznać to za ułatwienie i rzekome uproszczenie. Nie jest jednak wcale łatwiej niż było do tej pory – zagadki, pomimo niedużego stopnia skomplikowania, wymagają odrobiny kombinowania, tak jak w starusieńkich Tombach. W przeciwieństwie jednak do nich, nowa odsłona ma znacznie precyzyjniejszy system celowania - a dokładnie dwa tryby. Pierwszy z nich cechuje się automatycznym naprowadzaniem na wroga, czyli rozwiązanie dla tych, którzy wolą się skupić na przygodzie, niż strzelaniu do wszystkiego co się rusza. Drugi daje nam swobodę namierzania oponentów według własnego uznania, przy użyciu myszy. Warto wspomnieć tutaj o adrenalinie uzupełniającej się w trakcie akcji z użyciem broni. Można ją wykorzystać do strzałów w głowę lub zwolnienia czasu. Patent ten pojawił się już wcześniej, chociażby w Max Payne, jednak stanowi miły dodatek, a używanie go dostarcza trochę radości.
[break/]Jak wspomniałem, omawiana gra podejmuje wątek fabularny z poprzedniczek. Rozpoczyna się całkiem intrygująco – oto posiadłość Croftów staje w płomieniach. Chwilę potem, kiedy już prawie uciekniemy ze zniszczonej przez pożar rezydencji, cofamy się w czasie (o tydzień), by razem z Larą poszukiwać Avalonu (grobowca legendarnego Króla Artura) w głębinach Morza Śródziemnego. Właśnie tam znajdować się ma zaginiona matka pani archeolog. Opowiadana historia jest pociągnięciem tej z Legend, przez co entuzjaści serii na pewno poczują się jak w domu. Nowych zaś może na początku to odrobinę wystraszyć. Obawy te mijają bardzo szybko, bo zapoznajemy się z chronologią wydarzeń bezpośrednio w trakcie postępów. Od biedy można znaleźć streszczenie na Internecie. Jedno jest pewne – w przeciwieństwie do np. Brothers in Arms: Hell's Highway, ogarnięcie zaprezentowanej opowieści nie jest jakimś wielkim problemem.
Zabawa ma charakter zręcznościowy, a nasza bohaterka jest zwinna niczym młoda łasica. Potrafi wykonywać jeszcze bardziej akrobatyczne skoki, chwytając się różnych rur, po czym daje radę przeskoczyć na wąską półkę, by zsunąć się i złapać śliskiego gzymsu. Zaraz potem nosi ciężkie głazy lub przesuwa ważące swoje przeszkody. Wszystko przy braku jakichkolwiek oznak zmęczenia. Istna maszyna. Odłóżmy jednak złośliwości na bok, tytuł ten wszak niekoniecznie skłania się ku realizmowi, co zresztą nie dziwi. Mamy tu w końcu prędzej do czynienia z reprezentantem gatunku platformówek przeniesionych w trzeci wymiar. Oczywiście konsekwencją tej przynależności jest brak jakichkolwiek większych innowacji w stosunku do tego co wszyscy znają – skaczemy, biegamy, szukamy skarbów, pływamy... i tak dalej. Na plus trzeba jednak odnotować zmianę sposobu rozwiązywania sytuacji szczególnie kryzysowych. Nie trzeba już wciskać przycisków w odpowiednich momentach. W miejsce tego czas zwalnia bieg, abyśmy mogli zareagować, czyli chwycić się jakiejś półki, ewentualnie wystrzelić linkę. Zmiana zdecydowanie na lepsze.
Inną wyraźną poprawę zaobserwujemy jeśli chodzi o warstwę graficzną serii. Nowy silnik jest wydajny, jednocześnie renderuje bardzo ładne, szczegółowe lokacje i wyraźne postacie. Zdarzają mu się co prawda drobne potknięcia, w stylu znikających stóp modeli przy podnoszeniu przedmiotów, albo przenikające gzymsy ręce. Warto jednak przymknąć na to oko, ponieważ reszta generowana jest bardzo konkretnie. Tafla wodna odpowiednio faluje, dżungla wypada niezwykle realistycznie, a panna Croft potrafi się nieźle ubrudzić.. Co więcej - nigdy wcześniej w obrębie Tomb Raiderów nie widziałem takich pięknych okoliczności przyrody. I niepowtarzalnych. Jednym zdaniem – strona wizualna wykonana po mistrzowsku.
[break/]Wrażenia te potęgują starannie dobrane efekty dźwiękowe. Bardzo spodobały mi się na przykład wszelkie brzmienia podczas akcji dziejących się pod wodą. Każdy dźwięk został właściwie wytłumiony. A poruszając się po dżungli słyszymy... no dżunglę właśnie. Bez zarzutu można się również odnieść i do doboru aktorów, bowiem każdy z nich odgrywa swoją rolę umiejętnie. Lara, jak przystało na reprezentantkę brytyjskiej klasy wyższej, ma idealny angielski akcent. Zastanawia tylko jej gadanie do samej siebie w przerywnikach filmowych. Bez wątpienia jest to lepsze niż „głos zza kadru”, jednak dziwi trochę stopień w jakim wyjaśnia sama sobie wszystko to, co widzi.
Do czego się można przyczepić? Na pewno do pracy kamery. Pomimo całkowitej swobody obracania, nie dano nam możliwości przybliżania i oddalania obrazu. Potrafi to solidnie zirytować w momencie, gdy opieramy się o ścianę i musimy gdzieś przeskoczyć, ale nie wiemy gdzie, bo nie widać kompletnie nic. Często trzeba szukać dalszej drogi po omacku, co przy którymś razie z rzędu frustruje. Sterowanie samo w sobie potrafi także przyprawić o ból głowy. Zmienia się ono w stosunku do obrotu kamery, dzięki czemu można zwyczajnie zgłupieć, tracąc poczucie kierunku. Niekiedy problemy sprawia zeskakiwanie z belek. Postać potrafi się również po prostu zatrzymać przy podchodzeniu do krawędzi, której akurat musimy się chwycić, co dodatkowo utrudnia płynne poruszanie się po świecie gry. Precyzja kontroli nad postacią kuleje, tak samo jak momentami fizyka. Część zagadek przykładowo opiera się o rzucenie w konkretne miejsce jakiegoś kamienia. Taki kamienny blok w kształcie sześcianu zgodnie z prawami fizyki po rzucie powinien wylądować „na twardo”, tutaj jednak potrafi jeszcze się posunąć do przodu po wylądowaniu. W momencie, kiedy spróbujemy po prostu wnieść go tam gdzie trzeba i upuścić, zaczyna się przewracać po czym zsuwa obok. Wyjątkowo mało precyzyjna implementacja fizyki dokłada się do negatywnych odczuć.
Mimo wszystko źle nie jest. Fani serii mogą spać spokojnie, ich ukochany cykl bowiem wzbogacił się o kolejny produkt trzymający równy poziom. Nie czarujmy się jednak – jest on identyczny w zestawieniu z innymi dziełami Crystal Dynamics stworzonych w obrębie cyklu Tomb Raider. Szczerze powiedziawszy zwyczajnie nie zmieniło się za wiele. Jeśli komuś przypadły do gustu Legend i Anniversary na pewno z ochotą zasiądzie do Underworld. Jest to bowiem kolejne danie złożone z tych samych składników, tylko smakujące ciut lepiej oraz ładniej udekorowane. Bolączką są (trzymając się tej symboliki) wyślizgujące się z rąk sztućce, jednak jeśli ktoś ma wystarczająco dużo samozaparcia to ten fakt nie będzie to dla niego dużym problemem. W przypadku bycia niecierpliwym neurotykiem lepiej dać sobie spokój. Podsumowując, Tomb Raider Underworld nie jest rewolucją, ani nawet ewolucją. Niewiele nowego wnosi do serii, ale z drugiej strony czy wielbiciele przygód Lary Croft faktycznie chcą większych zmian? Należałoby się spytać samych zainteresowanych. Jedno jest pewne – w nasze ręce oddano produkt niekoniecznie nowatorski, za to grywalny, pomimo pojawiających się bolączek.