The Settlers 7: Droga do Królestwa
Mody na kontynuacje popularnych tytułów strategicznych sprzed lat ciąg dalszy. Mieliśmy niedawno Command & Conquer 4 od EA, graliśmy w betę wyczekiwanego StarCrafta II, na horyzoncie majaczy już Sid Meier’s Civilization V, a i w końcu coś się ruszyło z produkcją Jagged Alliance 3. Na posuchę narzekać zatem nie można, zwłaszcza, że do tego grona dołącza oto siódma odsłona strategiczno-ekonomicznej sagi The Settlers - tym razem z podtytułem Droga do Królestwa. Miała ona zwiastować powrót marki na właściwe sobie tory po kilku mniej udanych częściach, lecz czy faktycznie tak jest?
03.06.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:49
Nie da się zaprzeczyć, że na pewno nowi Osadnicy są zwrotem w dobrym kierunku. Po niezbyt udanej „piątce” oraz „szóstce” to pozycja, która z pewnością spodoba się fanom legendarnych pierwszych dwóch odsłon, nie oznacza to jednak równocześnie, iż nie mający do tej pory styczności ze strategiami studia Blue Byte zostaną odepchnięci. Całość została tak sprytnie przemyślana, by również nowicjusze się odnaleźli w zaprezentowanych tu meandrach mikrozarządzania i ekonomii. Wszystko to opakowano zaś w śliczną grafikę, a do tego solidnie udźwiękowiono, także zawsze ładna muzyczka przygrywa nam w tle. Bawić się w Drogę do Królestwa możemy zarówno w pojedynkę, jak również przez sieć.
Dla samotników przygotowano luźne potyczki ze sztuczną inteligencją oraz szereg misji spojonych ze sobą fabularnie. Historia jest prosta – wcielamy się w rolę księżniczki Zoe, która postawiła sobie za zadanie wypędzenie swych wrogów z krainy Tandrii. Zwrotów akcji tu nie uświadczymy, scenariusz ma bowiem złożoność konstrukcji cepa, a jedynym, co popycha wątek naprzód są całkiem miłe dla oka króciutkie animacje pomiędzy planszami, a także animowane rozmowy między bohaterami. W gruncie rzeczy tryb opowieści nie jest tutaj najsilniejszym punktem programu, ba – stanowi tylko bardzo rozbudowany samouczek. Z mapy na mapę odblokowywane są bowiem nowe technologie i opcje, zaś sama gra pokazuje nam, jak tych możliwości używać tak, aby zdobyć przewagę nad przeciwnikiem. Mimo wszystko warto zapoznać się z kampanią, gdyż ilość guziczków, jaka nam się ukazuje od razu po odpaleniu potyczek z komputerem, bądź innymi grającymi, potrafi nieco przytłoczyć. Interfejs zbyt intuicyjny nie jest...
[break/]Do zwycięstwa prowadzą trzy ścieżki – militarna, naukowa lub handlowa. Można po prostu wyruszyć na podbój i przekonać nieprzyjaciół do naszej racji siłą miecza. Wierzący w przewagę postępu nad polityką zbrojną będą bardziej skorzy do inwestycji w badania, dążąc do triumfu poprzez odkrycia. Ostatnia z możliwych dróg polega z kolei na zdobyciu najlepszych szlaków handlowych na mapie. Za osiągnięcia w każdej ze stron rozwoju, przyznawane są punkty zwycięstwa - kto pierwszy zdobędzie wymaganą na danej mapie ich ilość, ten wygrywa. Rozwiązanie przypomina patenty stosowane w grach planszowych, co weterani strategii „stołowych” przyjmą z radością. System jest również na tyle prosty, iż zaintryguje tych, którzy wcześniej nie słyszeli o takim pomyśle. Niezależnie od podejścia do sprawy, początki zawsze są jednak podobne. Pierwszą kwestią, o którą trzeba zadbać, jest konstrukcja sprawnej ekonomii. Bez pieniędzy ani rusz – by móc je produkować należy zdobyć teren posiadający złoże złota, następnie wybudować kopalnię, a także mennicę. Ktoś jeszcze powinien w tych placówkach pracować, robotnik dach nad głową mieć musi, do tego jeść też coś trzeba...
Powznosimy różne gmachy. Samo budowanie konstrukcji zostało tu rozwiązane w ciekawy sposób – otóż do wyboru mamy ledwie kilka obiektów o charakterze ogólnym (na przykład chata leśna, bądź górska, albo magazyn), każdy z nich ma zaś trzy sloty na dobudówki. Bardziej wyspecjalizowane budynki - w stylu kamieniołomu, kopalni, piekarni czy mennicy, występują tutaj właśnie jako skrzydła. Sprawność ich funkcjonowania zależy od położenia oraz sieci dróg, zapewniających płynność w wydobyciu i dostarczaniu surowców... Te i podobne problemy sprawiają, że ciężko się nudzić podczas zabawy. Gra co chwila rzuca nam jakieś wyzwanie, na które składa się łańcuch mniejszych spraw do rozwikłania. Ale nie jesteśmy w zarządzaniu królestwem osamotnieni - w momencie, gdy jakaś z instytucji nie działa sprawnie, pojawia się nad nią czerwony wykrzyknik, przez co da się łatwiej wyśledzić, gdzie coś nie funkcjonuje jak powinno. Pomagają nam także sami osadnicy – często mówią, czego brakuje.
Sesje po sieci rozgrywać da się zarówno w trybie rywalizacji, jak także współpracy. Jedna partia potrafi trwać tutaj nawet ponad godzinę i nie ma mowy o nudzie, na którą narzekano przy okazji The Settlers III. Ekonomiczne starcia wymagają podzielności uwagi, bowiem pilnując swojego księstwa musimy zerkać raz na jakiś czas na ręce przeciwnikowi, aby ten nie zgarnął nam punktów sprzed nosa. Co ciekawe, zaimplementowano dość rozbudowane opcje społecznościowe – w tym możliwość publikacji osiągnięć oraz informacji o grze na Facebooku. Jeśli ktoś ma wielką potrzebę pochwalenia się całemu światu swymi postępami, może to zrobić bez problemu i to z poziomu gry. Miły dodatek, aczkolwiek w oczywisty sposób głównie przeznaczony dla uzależnionych od tego popularnego serwisu.
[break/]Grafika prezentuje się okazale. Drzewa i trawa powiewają delikatnie na wietrze, dookoła latają motyle, spacerują zwierzątka, a w rzeczkach pływają ryby. Modele naszych osadników mają urok, przez co czasami, chcąc odetchnąć od ciągłego podejmowania decyzji, podziwia się ich przy pracy. Każdy robi swoim tempem, jako jeno trybik w wielkiej, nakręcanej przez gracza maszynie. Ukształtowanie terenu też wypada dobrze, zaś tła tylko wrażenie potęgują. W kwestii dźwiękowej również jest świetnie - muzyka wpasowuje się doskonale w tło i chwilami po prostu ma się ochotę jej posłuchać ot, tak. Odgłosy otoczenia brzmią „na ucho” jak żywe – ptaki świergolą, liście szeleszczą, a strumyczki szumią. Co ciekawe, polski dubbing wyszedł nieźle. Głosy postaci zostały całkiem trafnie dobrane, sama interpretacja także solidna. Tak, przyjemnie się Settlersów 7 słucha oraz ogląda.
Tym, co denerwuje w trakcie zabawy, jest praca i obsługa kamery. Niby obraca się ją za pomocą wciśnięcia kółka myszy, a jednak drażni brak płynności jej ruchów. Przy przybliżaniu i oddalaniu też często kłopot, bo po maksymalnym "zoomie" trzeba się jeszcze trochę „najeździć”, aby wycentrować na ekranie to, co chcieliśmy zobaczyć. Traci się czas, którego więcej można by poświęcić na rozpracowywanie systemu przybudówek, albo interfejsu. Do tego minimapa – jest ona tutaj tylko schematem poszczególnych punktów na planszy, nie widać gdzie jaki budynek postawiliśmy. Trzeba po prostu pamiętać... Nie postarano się też o klawisze czy przyciski pozwalające na łatwiejsze ogarnięcie rozłożenia konstrukcji i stanu surowców. No i najbardziej kontrowersyjną sprawą jest użycie w Drodze do Królestwa systemów antypirackich firmowanych przez Ubisoft - do gry (nawet w pojedynkę) trzeba być cały czas podłączonym do Internetu. A serwery kapryśne...
Podsumowując, The Settlers 7 może nie jest tytułem aż tak dobrym jak „dwójka”, jednak o wiele lepszym od innych kilku odsłon cyklu. Kampania nie zachwyca, lecz spełnia dobrze rolę wprowadzenia do rozgrywki właściwej. Ta (zarówno z komputerem, jak też przeciwnikami z krwi i kości) potrafi trwać długo - ale nie ma mowy o jakiejkolwiek nudzie. Cały czas coś się dzieje i to często po prostu interesującego. System punktów zwycięstwa jest bardzo dobrym rozwiązaniem, a i jasne zasady potrafią wciągnąć na długie godziny. Gra to żadna rewolucja, bardziej o solidne rzemiosło, nieco zepsute koślawym interfejsem, kiepską pracą kamery oraz utrudniającym życiem DRM-em. Niemniej koniec końców stanowi naprawdę porządny tytuł dla miłośników strategii - nie tylko tych "dyplomowanych".