StarCraft II: Heart of the Swarm
Gdy prawie trzy lata temu na rynku zadebiutował StarCraft II: Wings of Liberty, krytycy w większości nie mieli wątpliwości - Blizzard stworzył nowego króla strategii czasu rzeczywistego. Za wysokimi ocenami poszło uznanie w świecie e-sportu, w produkcję tę grali najwięksi wymiatacze na wszystkich prestiżowych imprezach - od WCG, przez ESWC czy IEM, po Dreamhack. Receptą na sukces okazało się oparcie o sprawdzoną przez lata mechanikę i przygotowanie zwyczajnie tytułu w wielu aspektach lepszego od pierwowzoru. Od początku wiadome było, że dzieło doczeka się co najmniej dwóch rozszerzeń, ukazujących historię oczami innych ras. Pierwsze, Heart of the Swarm, przybliżające historię Zergów, jest od jakiegoś czasu w sklepach. Co dało się usprawnić w produkcji dla niejednego fana gier RTS niemal idealnej?
05.05.2013 | aktual.: 01.08.2013 22:36
Zabawę najlepiej naturalnie zacząć od kampanii. Jeśli ktoś łudził się, że Kerrigan na dłużej pozostanie w swojej ludzkiej formie to bardzo szybko się rozczaruje… Na drodze do szczęścia stanie jak zwykle nie kto inny, jak znienawidzony imperator Mengsk. Na skutek jego kolejnego ataku, Raynor oraz bohaterka znów zostaną rozdzieleni i przyjdzie jej działać na własną rękę. Celem stanie się zjednoczenie Roju, by ostatecznie zemścić się na Dominium. Snuta z polotem fabuła jest ciekawa, żwawym tempem prowadzi przez kolejne misje. Scenarzyści postarali się, bo praktycznie każde zadanie różni się od tych poprzednich. Uniknięto też klasycznego schematu rozbudowy bazy, zalewania wroga chmarą jednostek i wymordowania wszystkich. Będziemy musieli często zrobić użytek z ograniczonej liczby jednostek lub dokonać precyzyjnego uderzenia w czułe miejsce przeciwnika.
Najważniejszy element życia Zergów to ciągła ewolucja. Dla każdego robala możemy wybrać jedną z trzech mutacji, mających najczęściej wpływ na jego wytrzymałość, ruchliwość czy zadawane obrażenia. Do tego wykonując specjalne misje przeistoczymy się w bardziej zaawansowane odmiany. W zależności od przyjętej strategii, niepozorny zergling potrafi stać się tak szybkim, mogącym pokonywać klify drapieżcą lub mnożącym się w zastraszającym tempie rojnikiem. Zmienia się również Królowa. Za wypełnianie zadań osiągamy kolejne poziomy doświadczenia, które zwiększają liczbę jej punktów życia i poprawiają atak. Najciekawsza jest jednak opcja wyboru przed każdą misją najbardziej przydatnych dla głowy populacji zdolności. Na wczesnym etapie gry będą to specjalne ataki, zadające wielkie obrażenia, a potem z czasem pojawi się zrzucenie komór desantowych z armiami, nieraz przechylające szalę zwycięstwa na naszą stronę.
Niestety ulepszonych Zergów nie da się użyć online, ale Blizzard nie zapomniał o miłośnikach wybijania się po sieci i zasilił szeregi sił dostępnych w trybie multiplayer kilkoma nowymi odmianami poczwar. Pierwszą z nich jest żmij, przyciągający wrogów w swoim kierunku (co bardzo skuteczne w starciu z czołgami oblężniczymi) oraz oślepiający jednostki strzelające. Do tego dochodzi nosiciel roju, atakujący zabójczą szarańczą i sprawdzający się doskonale zarówno w defensywie, jak też przy likwidowaniu odległych celów. Nowością w armii Terran jest z kolei przekształcany z piekielnika robot hellbat, idealnie nadający się do obrony pozycji naszych czołgów, ze względu na potencjał swojego pancerza. W defensywie ludziom przyda się również wdowia mina - zamiast wybuchać, strzela ona do swojej ofiary, zadając jej naprawdę znaczne szkody.
[break/]Najwięcej nowości pojawiło się w armii Protosów. Rdzeń statku-matki to mniejsza jego forma, do której zresztą możemy go przekształcić. Z uwagi na moc, pokierujemy niemniej w danej chwili wyłącznie jednym. Z pomocą jego umiejętności da się teleportować jednostki lub spowalniać przeciwników. Wyrocznia znowuż przydaje się do rekonesansu i niszczenia wrogich robotników, których potrafi roznieść dwoma strzałami. Ostatnia nowość tutaj to orkan, czyli okręt wojenny, pozwalający na bombardowanie z dystansu. Jest on szczególnie skuteczny przeciw dużym jednostkom latającym, ponieważ dostaje wtedy bonus do ataku, a stąd szybko można wykończyć nim wielkie armie lotniskowców czy krążowników. Zmiany nie są rewolucyjne, przez co nie wywracają gry do góry nogami. Ot, umożliwiają zastosowanie kilku nowych ciekawych zagrań taktycznych.
Ulepszony został rzec jasna Battle.net. Osoby, które danego dnia nie czują się w formie, skorzystają niejednokrotnie z gry poza rankingiem. Uczący się na błędach oraz pilnie oglądający powtórki, mogą teraz w każdej chwili włączyć się do zabawy i spróbować poprowadzić ją w odmienny sposób. Ci dopiero zaczynający swoją przygodę ze StarCraftem dostali tryb treningowy, gdzie poznają najważniejsze taktyki każdej z ras, albo też rozegrają mecz z SI dostosowującą się do umiejętności gracza. Dodane zostały także nowe funkcje społecznościowe. Każdy może stworzyć prywatny klan lub do jakiegoś dołączyć, pojawia się ponadto uczestnictwo w drużynach, skupiających osoby o wspólnych zainteresowaniach. Cieszą takie drobiazgi, jak ulepszony interfejs użytkownika, eksponujący najbardziej użyteczne opcje, plus możliwość gry z osobami z innych regionów.
Od strony graficznej dodatek prezentuje się przyzwoicie. Szczegółowość grafiki w trakcie rozgrywki raczej nie przyprawi co prawda o opad szczęki, ale też nic nie kole zbytnio w oczy. Wszelkie jednostki prezentują się nieźle, ładne są też animacje ich ataków. Nieco topornie wypadają niestety przerywniki filmowe na silniku gry - postaciom wyraźnie poskąpiono wielokątów, zastosowane tekstury także pozostawiają do życzenia. Znacznie lepiej wyglądają rzecz jasna te renderowane, z których słyną produkcje Blizzarda. Muzyka to kontynuacja tego, co znamy z poprzednich części. Utwory brzmią bardziej organicznie i doskonale pasują do obrazu Zergów przedstawionego w grze. Całkiem dobrze spisali się też tłumacze oraz aktorzy odpowiedzialni za przygotowanie dialogów. Poza nieszczęsnym Valerianem Mengskiem, który jest sztywniakiem, reszta brzmi całkiem wiarygodnie.
Heart of the Swarm to świetne rozszerzenie do dla mnie niemal doskonałej gry. Poza przyjemną kampanią, dostajemy tutaj przede wszystkim kilka ciekawych dodatków w trybie dla wielu graczy i udoskonalony Battle.net. Zmiany poczyniono w przemyślany sposób, sprawiają, że gra się po prostu jeszcze lepiej. Można trochę ponarzekać na oprawę graficzną, lecz nawet ona nie jest w stanie popsuć czystej przyjemności, jaka płynie z zabawy. Osoby, którym podobało się Wings of Liberty, nie powinny zastanawiać się nawet chwili nad kupnem dodatku, zaś miłośnicy strategii czasu rzeczywistego dotąd niezaznajomieni z ostatnim StarCraftem niechaj czym prędzej nadrabiają zaległości, by byli gotowi na kolejną "część"...