Singularity

W czasach, gdy zagrywałem się jak głupi w „blaszkowe” hity, zyskałem spory szacunek do Raven Software. Ekipa dostarczyła kilka rewolucyjnych produkcji, które sporo namieszały w branży. Kto nie szarpał w kultowe poniekąd Soldier of Fortune, gdzie nareszcie mieliśmy możliwość odstrzeliwać kończyny przeciwnikom i jeszcze dawało to nam niesamowitą satysfakcję? Naturalnie studio pamiętają też fani gwiezdnej sagi George’a Lucasa, a to rzecz jasna za sprawą Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast. Nikogo więc nie powinno dziwić, że po premierze Singularity musiałem wziąć grę jak najszybciej na warsztat.

Redakcja

23.07.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:49

Już pierwsze zajawki filmowe wywoływały u mnie ciarki, gdyż cała konwencja mocno podchodziła pod klimat rodem z Archiwum-X. Oto wyciekły tajne informacje odnośnie sowieckiego kompleksu na wyspie Katorga-12. Podobno w 1950 roku naukowcy odkryli tam zupełnie nowy pierwiastek oznaczony jako E99. Minerał posiadał niesamowite właściwości, lecz bliższe zapoznanie się z nim przez uczonych doprowadziło do tragicznej w skutkach katastrofy. Po 60 latach na miejscu pojawiamy się my - w skórze niejakiego kapitana Nathaniela Renko. Razem z niewielkim oddziałem będziemy musieli dokładnie zbadać miejscówkę oraz odkryć przyczyny niewyjaśnionych zjawisk, jakie mają tam miejsce. Proste? Jedynie na pozór, bowiem trzymana w tajemnicy przez rząd rosyjski wyspa toniezwykły rejon, gdzie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zlewają się w jedno…

Ku zaskoczeniu wszystkich, centrum badawcze wcale nie jest opuszczone, ale napotkane dziwne stwory nie mają ochoty omawiać nam co się stało. Całą historię oraz kulisy eksperymentów nad E99 poznamy wyłącznie z pomocą porozrzucanych tu i ówdzie nagrań audio, wyrwanych stron z dzienników naukowców, czy za pośrednictwem przedziwnych wizji. Zostajemy niestety w końcu oddzieleni od naszego oddziału, więc pozostanie wybrać się samemu w głąb Katorgi-12. Projekt pogrążonego w ruinie kompleksu prezentuje się konkretnie, aczkolwiek trudno nie odnieść wrażenia, że twórcy raczej nie mają ochoty udostępnić nam wszystkich lokacji, skutecznie kierując gracza wyłącznie na jedną ścieżkę. Tym samym liniowość daje się we znaki dość szybko, zaś dotarcie do celu nie stanowić będzie dla nikogo chyba większego problemu. Na szczęście przeczesywanie kolejnych pomieszczeń, odkrywanie całej tajemnicy oraz lawirowanie w czasie, sprawnie odwróci naszą uwagę od tego problemu.

Obraz

Kapitan Renko prędko zapoznaje się z arsenałem niezwykłych pukawek, często wzbogaconych o użycie E99. Broń wizualnie nie przypomina nic, co można zaobserwować na wyposażeniu wojsk jakiegokolwiek kraju. Całości bliżej jest do giwer rodem z podwodnego Rapture, lecz dobrze się to komponuje z laboratoryjnym tłem zdemolowanych lokacji. W arsenale znajdą się tradycyjne strzelby i karabiny, ale wielu graczom zapewne bardziej do gustu przypadnie snajperka z możliwością zwalniania czasu, czy też armata wypluwająca z siebie kierowane przez nas pociski, które przy kontakcie z celem eksplodują. Naturalnie każdy gnat w odpowiednich punktach można wymienić na inny lub dopieścić jego statystyki, tak aby był jeszcze bardziej skuteczny w walce. Zaraz obok tego mamy jeszcze stworzone na wzór perków z Call of Duty: Modern Warfare umiejętności, choć to wszystko nie umywa się do kontrolującej czas rękawicy…

[break/]Gadżet ten w Singularity to jednocześnie najbardziej przydatny przedmiot, ale także niezwykle skuteczna broń. Dzięki rękawicy odbudujemy uszkodzone w katastrofie na Katordze-12 części laboratorium - przykładowo, na naszych oczach zawalone, pokryte grubą warstwą rdzy schody, w mig się rekonstruują i staną gotowe do użycia. Poza kilkoma elementami otoczenia, które przyjdzie nam odświeżyć, są również jednak takie wymagające z kolei postarzenia. Szkoda tylko, że nie każdy idzie tak dowolnie "przerabiać"... Do tego celu przeznaczone są wyraźnie zaznaczone miejsca. Ograniczenie to rekompensuje po trochu używanie triku z przyśpieszeniem czasu na przeciwnikach. Oto zdrowy i sprawny żołnierz nagle zamieniany jest w niewielką kupkę kości, a krótko po tym w popiół - bezcenny widok. Poza broniami i umiejętnościami Nathana Renko, rękawicę też udoskonalimy w specjalnych warsztatach. Opcji za wiele tu nie ma, ale są one pomocne w walce oraz przy niektórych łamigłówkach w grze.

Obraz

No właśnie. Poza karmieniem ołowiem hord krwiożerczych bestii oraz wybijaniem do nogi sowieckich wojaków, nasz bohater będzie musiał też wytężyć niejednokrotnie umysł. Wszystkie zagadki w Singularity opierają się wyłącznie na zabawie z czasem. Nie ominie nas kilkukrotna wycieczka do 1955 roku i z powrotem do teraźniejszości. Miejscami coś odnowimy, gdzie indziej stojący nam na drodze mur rozsypiemy używając rękawicy... i na tym właściwie koniec. Nie uświadczymy absolutnie niczego wymagającego czy odkrywczego. Miło, że twórcy pokusili się o to, żeby na pewnych ścianach umieścić wskazówki, ale są one raczej zbędne - łamigłówki rozwiązują się praktycznie same.

Obraz

Jeżeli chodzi o tytuł jako wyzwanie - można dopatrzeć się kilku wpadek. Ominę szerokim łukiem problem z kulejącą sztuczną inteligencją przeciwników, którzy najzwyczajniej w świecie pchają się pod lufę lub nie widzą, że stojący obok nich kolega właśnie stracił pół głowy... Gra jest po prostu za łatwa. Cały znaleziony na terenie wyspy sprzęt czyni z nas nadczłowieka i pomimo śmigania na najwyższym ustawieniu poziomu trudności nie miałem większych problemów z odparciem kolejnych ataków wrogów. Na plus zasługuje na pewno wobec tego umieszczenie w grze kilku zakończeń, które mogą być świetną motywacją do ukończenia produkcji raz jeszcze. Rodzaj finałowej sceny zależeć będzie oczywiście od decyzji, jakie podejmiemy w czasie całej zabawy.

[break/]Czas z grą wydłuży także opcja multi. Choć trybów mało - obok klasycznego drużynowego deathmatcha mamy jeszcze utrzymywanie strategicznych punktów na mapach. Świetnie, że Raven Software zamiast każdemu zawodnikowi z miejsca dać dostęp do wszystkich mocy kontrolującej czas rękawicy, zdecydowało się je podzielić na cztery klasy. Tym samym do dyspozycji w armii ludzi będziemy mieli między innymi lekarzy oraz tradycyjnych żołnierzy, każdy o wyjątkowych zdolnościach. Dużo ciekawiej prezentuje się jednak przeciwna strona konfliktu, czyli maszkary sowieckiego kompleksu. Dlaczego? Przejście kampanii pozwala jako tako zapoznać się ze strategią i niektórymi umiejętnościami ludzi, podczas gdy stwory to coś całkiem innego. Jedne mają na przykład możliwość chodzenia po ścianach i przejmowania ciała przeciwnika, podczas gdy inne (te masywne) skupią się wyłącznie na zasypywaniu ogniem przebiegających nieopodal żołnierzy.

Obraz

Od strony wizualnej Singularity nie jest niestety najwyższych lotów. Zgadza się, projekty stworów i żołnierzy wypadają nieźle, widać dbałość o każdy detal, ale często aby te wszystkie elementy ujrzeć, musimy poczekać aż się one nam załadują. Inną rażącą w oczy wpadką są słabej jakości tekstury. Takie znajdziemy głównie na przeróżnych tabliczkach, a zachęcony fabułą gracz właśnie na nich się skupia – w końcu chcemy wiedzieć, gdzie iść, albo co do czego służy, prawda? Znacznie lepiej spawa się ma z wyglądem menu głównego oraz poszczególnych opcji w grze. Twórcy postanowili wpleść do angielskich słów elementy cyrylicy, co ma jeszcze bardziej bombardować nas sowieckim klimatem. Zdaje to egzamin celująco i nieraz można się złapać, iż na pozór niezrozumiałe dla większości rosyjskie słowo, tak naprawdę jest napisane po angielsku. Jeśli o muzykę chodzi to trzyma ona odpowiedni poziom. W tle usłyszymy głównie rockowe kawałki, które dobrze komponują się z tym, co dzieje się na ekranie.

Obraz

Podsumowując - Singularity to tak naprawdę zlepek wielu elementów zaczerpniętych od konkurencji, z BioShocka przede wszystkim. Sposób strzelania i dodatkowe umiejętności dla gracza to Call of Duty: Modern Warfare. A sowieckie klimaty podziwialiśmy już w Metro 2033. Nawet zabawa z czasem nie jest tu czymś odkrywczym - mieliśmy rzecz nie tak dawno w TimeShifcie. Czy w takim razie Raven Software się nie popisało? Niestety. Trudno grze będzie wybić się na tle strzelankowej konkurencji, gdyż nie posiada nic "swojego", charakterystycznego. Sama opowieść o E99 i Katordze-12 to mimo wszystko za mało i trochę szkoda, że dobrze zapowiadająca się z początku historia na końcu bądź co bądź rozczaruje...

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)