Section 8: Prejudice
Pomimo tego, że wydane pod koniec 2009 roku Section 8 szału na rynku nie zrobiło, TimeGate Studios zdecydowało się pociągnąć temat kosmicznego szwadronu uderzeniowego. Zmieniono jednak nieco podejście - zamiast wydawać kontynuację w pudełku, ekipa stworzyła Prejudice z myślą o cyfrowej dystrybucji. W ślad za tym poszła niższa cena - w przypadku edycji pod Xboksa 360 na zakup pozycji wykorzystamy 1200 Microsoft Points. Trzeba przyznać, iż to pozytywnie wpływa na odbiór całego dzieła, które wady swoje ma, ale co chwila przesłania je myśl, ile też dobra tutaj upchnięto. Stosunek wydanej kasy do jakości produktu jest w tym przypadku ponadprzeciętny.
04.05.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:47
Lubię być miło zaskakiwany. Nastawiałem się na wieloosobową strzelankę, gdzie element fabularny potraktowany zostanie po macoszemu, a tymczasem kampania dla samotnego gracza wypada całkiem zacnie – chociaż jest stosunkowo krótka. Jako znany z pierwowzoru Alex Corde z Ósmej Piechoty Zbrojnej wprowadzamy nowych rekrutów w tajniki wojaczki, kiedy planetarna placówka zostaje zaatakowana. Ktoś odbija z naszych rąk jeńca, który miał w głowie ważne dla nas informacje. Z początku nie wiadomo o agresorach nic, ale wkrótce na jaw wychodzą tajne fakty z przeszłości. I wszystko układa się w może nie do końca odkrywczą, ale na pewno niezwykle dynamiczną całość.
Jeśli czerpać wzorce to od najlepszych - Prejudice wiernie trzyma się tej zasady. Gra mogłaby być zaginionym bliźniakiem Halo, bowiem widoki zwyczajnie muszą przywieść na myśl tę uznaną serię. Zielone połacie terenu, góry, odległe kaniony, rzeki i wodospady przypomną nam harce Master Chiefa przynajmniej z „jedynki”. Dosłownie co etap zmienia się jednak sceneria. Raz będziemy walczyć pośród stróżek lawy, innym razem znowu oślepi nas blask śniegu oraz majestatycznych lodowców. Nie bez znaczenia jest przywiązanie wagi do szczegółów – w tle latają statki kosmiczne, nad nami śmigają olbrzymie wahadłowce, grzmi ogień artylerii. W mroźnym środowisku pojawi się szron na przesłonie. Gdzieś w tle przewiną się też przeogromne, stalowe konstrukcje i to nie wymodelowane od niechcenia, lecz naprawdę przemyślane, do tego z niezłymi teksturami. Czuć ten ogrom.
Akcja z kolei nawiązuje do legendarnego Tribes, czy miejscami po trochu do nie do końca udanego Unreal II (zresztą twórcy użyli technologii od Epic Games). Misz masz rozwiązań, przyprawiony garścią swoich pomysłów, wyszedł deweloperom nad wyraz strawnie. Wielkie połacie terenu przemierzymy sprintem (po chwili przerodzi się on w turbo), używając plecaka odrzutowego zbroi, a czasami w pojazdach – są mechy, kosmiczne śmigacze lub czołgi. Zadania ogólnie sprowadzają się do wybicia wszystkiego, co się rusza, ale rzecz nie nudzi, bo ubiera się to w misje z różnorodnym celem podstawowym. Nie czuć, iż mamy do czynienia „tylko” ze strzelaniem, w dodatku do nie do końca rozgarniętych wrogów (zabawę radzę rozpocząć od razu od najwyższego poziomu trudności).
[break/]Zestaw pukawek mamy intergalaktyczny – czyli spodziewajcie się futurystycznego przetworzenia najpopularniejszych giwer z produkcji FPS, typu pistolet, strzelba lub wyrzutnia rakiet. Wszystkie odblokowywane są z czasem, podobnie jak różnorakie ich wariacje. Każda broń ma kilka wersji, przeznaczonych do innych celów, co wypada bardzo dobrze. Korzystamy z nich w zależności od sytuacji, raz nastawiając się typowo przeciw piechocie, kiedy indziej ładując do magazynku naboje przeciwpancerne. Doboru ekwipunku i uzupełnienia amunicji dokonujemy w specjalnych punktach rozsianych po lokacjach. Tu też zmienimy właściwości pancerza (odjąć trochę od obrony, aby zyskać na szybkości, czy też wręcz przeciwnie, podpakować zbroję?), a także parę podręcznych zabawek – jest między innymi nóż, granaty, narzędzie naprawcze, miny oraz przenośny moździerz.
Dwa wieczory potrzebne na ukończenie kampanii i już możemy spokojnie śmigać online. Z jednej strony dostajemy nastawione na współpracę Swarm, czyli odpierania ataków sterowanych przez konsolę przeciwników, z drugiej sieciową rywalizację w trybie Conquest, gdzie należy przejąć określone punkty na mapie, równocześnie wykonując losowe zadania. Istna wojna – do 16 na 16 chłopa, zdobywanie kasy za zabójstwa oraz różnorakie inne akcje, którą potem wydajemy na stawianie konstrukcji pomocniczych typu stacjonarne działka, albo wyrzutnie rakiet, tudzież w końcu mechy i jeżdżący sprzęt ciężki. Piękne jest to, że po zgonie natychmiastowo odradzamy się na pokładzie statku, wybieramy miejsce zrzutu, a potem fru! – z kilku kilometrów spadamy (w czasie rzeczywistym) z orbity. Często prosto na głowę wroga… Wypada pomodlić się też, by akurat w strefie nie wznieśli nam stanowisk przeciwlotniczych, bo zwyczajnie nas zestrzelą. Akcja jest zawsze dynamiczna, bez przestojów. Chętnych do zabawy wielu, ale jak coś to są też boty.
Zachwyt Section 8: Prejudice podsyca świetne udźwiękowienie, a także naprawdę niezła ścieżka muzyczna. Pewnie, dałoby się wymienić z dwie garście błędów czy niedociągnięć (system podłączania się do meczów nie gwarantuje, że trafimy do jednej drużyny z kumplami, niekiedy na obiekty zauważalnie wskakują szczegóły, do tego wspomniana „kulawa” SI w kampanii), ale pewnego uczucia spełnienia, dobrze wydanych pieniędzy to absolutnie nie przebija. Zamiast inwestować w kolejne rozszerzenie dla popularnego, kasowego tytułu warto się przyjrzeć propozycji TimeGate - które jest w końcu pełną, ważącą niemal 2 giga grą. Grafika wyborna, ale co ważniejsze widać, że masa osób w to szarpie, zaś studio nie tylko zapowiada kolejne tryby zabawy na przyszłość, lecz chce stale dbać o poziom i płynność rozgrywki (mamy serwery dedykowane). Prawdziwie porządna pozycja.