Saints Row 2

Redakcja

30.04.2009 14:04, aktual.: 01.08.2013 01:52

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ach, być gangsterem. Dusić zdesperowanych dłużników, opłacać adwokatów, chodzić na siłkę... To ciężka praca jest jednak. Zwłaszcza, kiedy nieopodal działają inne zorganizowane grupy, usiłujące przejąć dominację nad dzielnią, na której to właśnie my sprawujemy rządy silną ręką. Trzeba być zatem bezwzględnym i nie mieć skrupułów, gdyż z tego interesu jest bardzo łatwo wypaść... A teraz po tej króciutkiej opowiastce z morałem powracamy na Ziemię - w rzeczywistości bowiem może lepiej nie brać się za taką działalność, zwłaszcza, że takich organizacji i tak na świecie jest za dużo. Od czego jednak mamy gry komputerowe. By się przekonać „jak to jest” wystarczy sięgnąć po cokolwiek znajdującego się na półce obok Grand Theft Auto. Wśród tego grona znalazło się również i Saints Row 2, głośna odpowiedź Volition na GTA IV.

Tak, można tu użyć takiego stwierdzenia. Obie gry bowiem mają wiele cech wspólnych - przykładowo wcielanie się w rolę reprezentanta przestępczego półświatka, prowadzenie działań w wielkim mieście czy wykonywanie różnorakich misji. Dochodzi do tego otwarty świat, struktura spotykana w grach tzw. typu sandbox i mnogość różnych, niekoniecznie związanych z główną linią fabularną zadań. Trzeba zaznaczyć, iż nie ma tutaj mowy o jakiejkolwiek "zrzynce", a prędzej o czerpaniu z najlepszych przecież wzorców. Oczywiście obie produkcje nie są kubek w kubek takie same. O ile Rockstar zwróciło się w stronę realizmu i poważniejszego podejścia do tematu (co niekoniecznie każdemu się spodobało), Saints Row 2 nie sili się na bycie symulacją życia czy dojrzałym dziełem rozprawiającym o kondycji moralnej współczesnego społeczeństwa amerykańskiego. Zamiast tego, na pierwszym miejscu postawiono radosną i niczym nieskrępowaną rozwałkę i czerpanie z niej ogromnej frajdy. Cóż, cel został spełniony. Radości jest co niemiara.

Obraz

Zacznijmy może od początku – mamy tu możliwość rozgrywania akcji tak, jak tylko chcemy i jak podpowiada nam wyobraźnia. Nikt nas przed niczym nie powstrzyma, co więcej – zostaniemy za „kreatywność” nagrodzeni. Nasz bohater (którego tworzymy sobie sami na samym początku, wraz z posturą, głosem i modelem zachowań) nie ma żadnych wyrzutów sumienia jeśli chodzi o „posprzątanie” czy to ulic czy na przykład budynku sądu, ze szczególnym uwzględnieniem przedstawicieli prawa. Możemy zatem robić, co nam się żywnie podoba i oczywiście jest to dużym plusem tej produkcji. Nikt nie zadzwoni do nas w trakcie misji z pytaniem o wyjście do baru czy na coś do jedzenia. Nie musimy także dbać o nasze relacje z innymi. Nie jest to zatem symulacja niczyjego życia, a zręcznościowy charakter zabawy (czasami wręcz przerysowany) dodatkowo utwierdza w przekonaniu, że tytuł ten ma zapewnić rozrywkę, nie zaś prowokować do myślenia. I bardzo dobrze zresztą. Prywatnie mam dość swoich problemów na co dzień, żeby się jeszcze przejmować cudzymi, wirtualnymi, toteż z radością oddałem się zwiedzaniu miasta Stilwater.

[break/]Opowieść rozpoczyna się w momencie, kiedy protagonista (czyli my rzecz jasna) budzi się ze śpiączki. Okazuje się, że przebywa obecnie w więzieniu, a jedynym sposobem ucieczki jest zaufanie nieznanemu wcześniej osobnikowi. Po wydostaniu się na wolność i powrocie na ulice pobliskiej metropolii, postanawia on ze swoimi ziomalami odbudować nieistniejący gang Świętych z Trzeciej Ulicy i przywrócić mu dawną świetność. Historia ta, jak się wydaje, jakoś nie trzyma w napięciu, a na pewno nie jest głównym powodem, dla którego warto w tę grę zagrać. Jest nim bowiem jak już wspomniałem całkowita swoboda działania. Od odwiedzania sklepów (czyli przykładowo zmiany ubioru), przez kliniki chirurgii plastycznej, pozwalające na modyfikowanie naszego wyglądu, po kupowanie umeblowania do naszej chaty. Równocześnie w ramach przerywników pomiędzy głównymi zadaniami rozgrywać możemy różnego rodzaju minigry, w tym takie jak (sic!) przemyt narkotyków, zmniejszanie ceny nieruchomości przez... zachlapywanie ich zawartością szambiarki lub eskorta.

Obraz

Można także wcielić się w stróża prawa, by wraz z ekipą filmującą ruszyć na ulice i zbierać materiał na serial dokumentalny o ciężkiej pracy glin albo nawet zostać ochroniarzem i chronić lokalne sławy, likwidując przy tym (na przykład zrzucając ich z wysokości kilkuset metrów na trasę szybkiego ruchu) zbuntowanych antyfanów - wszystko by zarobić parę zielonych i zdobyć trochę "szacunu". Dochodzi także inna minigra w mordowanie hord zombich. Możliwości jest naprawdę mnóstwo, a każda z nich dostarcza dużo zabawy. Otwartość świata i mnogość możliwości to jedna z większych zalet Saints Row 2. Zwłaszcza, że jest co odkrywać. Miejscówki, akcje oraz inne atrakcje ukryte są w niemal każdym zakamarku, także fani eksploracji i grzebania po kątach poczują się jak w domu.

Obraz

W tym morzu zachwytów jest jednak kilka drobiazgów psujących ogólne wrażenie. Nasz bohater dzielnie przyjmuje na klatę tonę pocisków, zabić go nie jest łatwo, przez co rozgrywka nie jest w ogóle wyzwaniem. Dalej - pojazdy są przesadnie wręcz zwrotne, a samo sterowanie za pomocą klawiatury potrafi dziwnie się zachowywać. Dobra, rozumiem, jest to produkt zręcznościowy, a nie symulator. Tyle, że GTA III też miało taki charakter, jednak kontrola nad postacią i urządzeniami była o wiele lepiej rozwiązana. Być może na padzie to działa lepiej... Dodatkowo pozostaje się zastanawiać dlaczego postać wyprzedza samochody podczas poruszania się sprintem. Samo miasto też nie ma tyle wdzięku co, dajmy na to Vice City. Bardziej zdaje się robić za tło niż faktyczne miejsce wydarzeń. Można jednak przymknąć oko na te pozornie irytujące kwestie, idzie się do nich przyzwyczaić. Większym problemem jest nienajlepsza optymalizacja.

[break/]Tak, Saints Row 2 cierpi na tę samą przypadłość co głośne dzieło Rockstar. Chodzi o syndrom kiepskiego przeniesienia kodu z konsol na komputery. Grafika nie zachwyca. Owszem, są obecne różne fajne współczesne efekty, takie jak HDR czy rozmycia i na pewno dodaje to jakiegoś smaku. Tyle, że same modele postaci i ich wykonanie są po prostu brzydkie, jakby wyjęte żywcem z jakiejś gry sprzed kilku lat. Już słyszę ortodoksów, krzyczących o mniejszej roli grafiki w stosunku do przyjemności z obcowania z danym tytułem. Prawda, kiedyś wszystko było brzydsze niż dzisiaj, ale brak wrażeń estetycznych wynagradzały nam ogromne pokłady grywalności (było tak chociażby w System Shock 2). Tyle tylko, że wraz z gorzej wykonaną stroną wizualną często szły w parze niskie wymagania. Tutaj niestety tak nie jest, produkt wymaga mocnego sprzętu. Zdarzało się, że podczas jakiejś akcji nagle na 5 sekund całość mi się potrafiła „zamrozić” ot tak bez powodu. Nie powiem, trochę to drażni. Optymalizacja zatem ciut leży. Można się było bardzo postarać Volition.

Obraz

Nie miałem za to zastrzeżeń do strony dźwiękowej. Same efekty są dobrze rozmieszczone, bez szału co prawda, ale na pewno można mówić o pewnej staranności i schludności. Głosy postaci także podłożono dobrze, przez co wszyscy napotykani przez nas osobnicy sprawiają wrażenie wiarygodnych i nawet na swój sposób da się z nimi sympatyzować. W końcu to nasze ziomki. Twórcy zapunktowali u mnie ponadto doborem muzyki. Do wyboru mamy cały przekrój gatunków – utwory klasyczne, hip-hop, pop i rock z lat 80., który wszyscy znamy na pamięć, gdyż jest katowany przez komercyjne radiostacje działające na terenie naszego kraju. Stąd daruję sobie wymienianie wykonawców. I w końcu metal (tu miłe zaskoczenie, znalazło się bowiem miejsce na utwory formacji The Dillinger Escape Plan, Helmet czy Mastodon). Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by założyć bandanę, długie spodnie i ruszyć na podbój ulic w rytm gitarowych riffów i młócącej niczym prasa hydrauliczna perkusji. Każdy tu znajdzie coś dla siebie, nieważne czy woli easy listening czy reggae. Po prostu znakomicie zrobione udźwiękowienie.

Obraz

W ostatecznym rozrachunku można się czepiać, że Saints Row 2 jest amoralne, iż produkty tego typu mają demoralizujący wpływ na grających. Należy jednak pamiętać, że to tylko gra, niegroźna rozrywka. Pomimo licznych wad potrafi przyprawić nawet takiego malkontenta jak ja o uśmiech radości. Tak, naprawdę się dobrze bawiłem. Wszyscy miłośnicy gier akcji z dużym, otwartym światem, a w szczególności Ci, których rozczarowało czwarte Grand Theft Auto, mogą z powodzeniem sięgnąć po ten tytuł. Z pewnością się nie zawiodą. Pomijając kwestie grafiki i nieciekawego momentami działania programu na mocnym sprzęcie, można się solidnie rozerwać. Główny cel został zatem osiągnięty - jest rozrywkowo i po prostu fajnie. I wcale nie trzeba nosić spodni z rozporkiem na wysokości kolan oraz złotych łańcuchów, by móc tę produkcję docenić.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)