Ratchet & Clank: 4 za Jednego
Czasem to jednak dobrze z negatywnym nastawieniem podejść do jakiejś produkcji – po Ratchet & Clank: 4 za Jednego spodziewałem się oto niczego więcej, jak multiplayerowych popłuczyn, niewiele wnoszącej odskoczni od regularnych przygód znanych bohaterów. Pozycji do przejścia wyłącznie z dziennikarskiego obowiązku. W miarę zagłębiania się niemniej w przygodę, okazało się, że mamy do czynienia ze zręcznie skrojonym na imprezową miarę, różnorodnym projektem, pełnym humoru, dynamicznej akcji i niezapomnianych starć z ciekawie zaprojektowanymi wrogami. Plus oczywiście całą masą cennych śrubek, poupychanych we wszelkie możliwe zakamarki.
02.11.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:46
Nowe dzieło Insomniac Games przynosi na myśl staroszkolne bijatyki z salonów gier, aczkolwiek to przede wszystkim rzecz jasna platformówka. Ekipa składająca się z tytułowych herosów, Kapitana Qwarka oraz Doktora Nefariousa, dumnie prze przed siebie, żeby uratować galaktykę przed kolejnym olbrzymim zagrożeniem. Fabuła do najbardziej dorosłych nie należy, lecz świetnie motywuje do odkrywania kolejnych lokacji (w tym sekretnych laboratoriów), a znajdzie się nawet miejsce na niespodziewane zwroty akcji. Od razu trzeba pochwalić wyjątkową lokalizację produktu – głosy postaci podłożono bardzo dobrze, samo tłumaczenie również przeprowadzono nad wyraz profesjonalnie. Tylko rzucane od niechcenia „jednolinijkowe” poszczególnych protagonistów drażnią, bo przełożone zbyt dosłownie wypadają zwyczajnie raczej drętwo oraz nienaturalnie.
Decydując się nie rozegranie kampanii w pojedynkę, należy nastawić się na o dziwo niespodziewanie długie przeżycie. By Ratchetowi nie było smutno, towarzyszy mu konsolowo sterowany Clank, ale bieganie w parze podyktowane jest także innym powodem – przynajmniej dwie osoby potrzebne są nagminnie, aby przejść dalej. Będziemy zasysali kompana bronią i przerzucali go ponad rozpadlinami, wspólnie operowali przygotowanymi przez twórców mechanizmami, osłaniali się przed laserami wroga, tudzież po prostu jednocześnie wypalali do nieprzyjaciół. Grupowa koncentracja ognia na danym przeciwniku powoduje przyśpieszenie serii, a potem wielkie bum, efektami różniące się w zależności od aktualnie dzierżonych przez duo giwer. Napędzany sztuczną inteligencją robocik radzi sobie z reguły całkiem nieźle, acz zdarzają się też sytuacje, kiedy zamiast działać – przykładowo uderzyć w przycisk, ucina on sobie drzemkę w miejscu. Warto o niego niemniej dbać. Jeśli zginiemy, lecz blaszak pozostał na polu bitwy, za moment się odrodzimy. W przeciwnym wypadku czeka nas powtórka.
Osobny akapit należy się dostępnemu w grze wyposażeniu. Za śrubki wylatujące z wrogów oraz przy roznoszeniu w drobny mak różnych elementów na planszach, kupujemy stopniowo kolejne zabawki, a jeszcze dodatkowo jest opcja potrójnego ulepszenia każdej. Mamy między innymi wymyślną rakietnicę, granatnik, giwery rażące prądem i ogniem, zamrażacz, odwracacze uwagi – sporo się rzeczy uzbiera, zaś doliczyć wypada też elementy arsenału znajdywane gdzieniegdzie, wymagane fabularnie. Niestety baty należą się deweloperom za absolutnie nieprzemyślane obłożenie tego na padzie – wybór broni pod prawą gałką, z musem przełączania się między kolejnymi stronami dostępnych zasobów, jest uciążliwy. Wynagradzają to jednak z nawiązką wszystko podręcznym wrogoumilaczem – tęczowym promieniem zmienia on przeciwników w świnki (domyślnie), by po dopakowaniu na maksa dać nam armię ziejących ogniem, walczących u naszego boku dzików.
[break/]Zadbano o interesujące tło dla tego całego zbierania, bicia i strzelania. Staraninie zaprojektowane, organiczne lokacje zmieniają się często, cieszy przywiązanie uwagi do szczegółów, a także odmienna fauna oraz flora w zależności od miejscówek - asortyment stworków (także do kolekcjonowania) nie sprowadza się do pięciu modeli powtarzanych w różnych kolorach, jak to często bywa. Pojawiają się proste zagadki logiczne, etapy „spadane”, latane, czy dobrze kojarzone z innych odsłon serii momenty zjeżdżania przykładowo po rurach, no i naturalnie potyczki z ogromnych rozmiarów bossami. Można ponarzekać na jakość tekstur, albo spadki płynności animacji, ale pomysłowości przy "montowaniu" poczwar twórcom odmówić nie można, tak jak niezwykłej umiejętności serwowania graczowi żyjącego, wiarygodnego, acz przecież kreskówkowego świata.
Nowy Ratchet oferuje zabawę na czterech przed jedną konsolą, a jeśli mamy egzemplarz tytułu z pierwszej ręki, to dzięki jednorazowemu kodowi Network Pass sprawdzimy multi także po sieci. Tryb sprowadza się do wspólnego przechodzenia historii, do ekipy w każdej chwili można się odłączać i podłączać (o ile są miejsca). Poza fragmentami, w których trzeba współpracować, reszta to wolna amerykanka. Bieganie za śrubkami oraz zwierzakami do zassania wysuwa się na pierwszy plan, więc często mamy nie lada chaos plus liczne zgony – bo eliminacja wrogów schodzi na dalszy plan. Ogólnie jednak jest dobrze. Lagi się nie zdarzają, przy każdym punkcie kontrolnym dowiadujemy się, kto był w czym najlepszy, ewentualnie akurat najgorszy. W sklepach usprawniamy bronie, poszczególni bohaterowie dostają dodatkowo sobie specyficzną część arsenału. Pewną zagadką jest dla mnie wyłącznie rozdzielanie czasem wkrętów między grupę – niekiedy się nam należy, a ich nie dostajemy. Bo tak to kto pierwszy, ten lepszy.
Podsumowując - 4 za Jednego to około 12-15 godzin rozrywki dla samotnika, przy znacznym zwiększeniu tej liczby, gdy ktoś gra tak, jak twórcy chcieli, czyli razem z innymi. Wobec takiego podejścia widać wyraźne uproszczenia oraz ustępstwa w stosunku do platformowych protoplastów sagi, lecz niemal na wszystko da się przymknąć oko. Nie wiem do końca jaka jest grupa docelowa odbiorców - przy tak sympatycznym ukazaniu akcji, uroczych bohaterach, humorze plus świetnej lokalizacji, to byłby świetny produkt dla dzieci, gdyby nie przeładowanie gadżetami i przede wszystkim to nieszczęsne zmienianie broni. Dorośli? Wypatrują kolejnej strzelanki. Być może więc młodzież, która nie boi się przyznać, że obcowała cały zeszły wieczór z futrzastym Lombaksem? Razem z trzema kumplami. Fani serii sięgną po tytuł za to z pewnością. Warto dać mu szansę.