Radiant Silvergun

28.09.2011 13:05, aktual.: 01.08.2013 01:46

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Na Xbox Live Arcade pojawiła się niedawno kolejna klasyczna pozycja, którą posiadacze konsoli SEGA Saturn doskonale kojarzą jak nie z samej dynamicznej rozgrywki, to przynajmniej sporej „kultowości” - sprowadzającej się do osiągania przez grę na oryginalnym nośniku wybitnych kwot na internetowych aukcjach. Strzelanka Radiant Silvergun powraca oto w cyfrowej, udoskonalonej graficznie wersji na konsolę Microsoftu, z miejsca przynosząc ten cenny powiew nostalgii. Jeżeli lubiliście poruszać się stateczkiem w gęstym deszczu ognia przeciwnika, tudzież dopiero odkrywacie z radością cały gatunek, pozycja ta zapewni Wam wiele chwil emocjonującej zabawy.

Początki (lub odświeżanie sobie wspomnień) do łatwych nie należą, a to z uwagi na ilościowe podejście do tematu broni. Siec nadlatujące nieprzyjacielskie jednostki można na aż siedem różnorakich sposobów. Zręczne lawirowanie pomiędzy poszczególnymi trybami rażenia, w zależności od aktualnej sytuacji na ekranie, stanowi tutaj klucz do przetrwania. Kiedy niemniej już po wstępnym ograniu (co trwa naprawdę dłuższą chwilkę) i nabraniu wprawy w wybijaniu kolejnych wrogów zdecydujemy się na ulubione formy ataku, ucieszymy się z dopakowywania się poszczególnych z nich zwyczajnie od używania. Im więcej pocisków z siebie wyplujemy, konkretniejszą liczbę punktów zdobędziemy, tym mocniejszymi atutami dysponować będzie nasza powietrzna jednostka.

Obraz

Do wszystkiego dochodzi kombinowanie ze zdejmowaniem kolejnych to fal nieprzyjaciół w odpowiedniej kolejności, ale co i jak pozwólcie, że pozostawię do ogarnięcia Wam samym – odkrywanie kombosów oraz uczenie się mechaniki wykręcania lepszych wyników należy bowiem do części frajdy. Słówko może poświęcę za to na temat napotykanych często, jak też gęsto bossów, składających się z wielu części. Jeżeli chcemy po prostu szybciej zobaczyć dalsze atrakcje przygotowane przez twórców, prujemy z działek w najważniejszy element korpusu, żeby przelecieć dalej. Oczywiście o wiele bardziej opłaca się jednak najpierw pozbawić „szefa” pomniejszych członków, zanim poślemy go definitywnie do piachu, bo tak też wynik nabijemy sobie zdecydowanie lepszy.

[break/]Samotnik otrzymuje kilka opcji rozgrywki do wyboru. Najbardziej zbliżonym automatowym korzeniom produkcji jest naturalnie tryb Arcade, ale szukający zakręconej historii (z wybiciem niemal wszystkich mieszkańców Ziemi na czele), robiącej za tło do masowej eliminacji wrogów z nieboskłonu, mogą wybrać i zabawę w poznawanie fabuły. Główną ciekawostkę tutaj stanowi możliwość zapisywania ulepszenia broni, dzięki czemu po kosmicznym fiasku da się powrócić do boju od razu z lepszymi parametrami. Pod kątem sieciowych zmagań dostajemy tak multiplayer, jak również oczywiście rywalizację na punkty w rankingach. Czy rzesze maniaków z Saturna się nagle zaktywizują? Czas pokaże.

Obraz

Graficznie jest schludnie, według twórców wszelkie przeróbki oraz modele czy tekstury zostały pozmieniane w trakcie operacji na oryginalnym kodzie źródłowym – i efekt mamy naprawdę zadowalający, chociaż to przystosowywane pod telewizory panoramiczne, leciwe 4:3. Gdybyśmy wybitnie płakali za staroszkolnymi widokami niemniej, naturalnie w opcjach znajdziemy przywracanie oprawy do dawnej „świetności”, bez filtrów, z ogromnymi pikselami i zalatującymi ostro bitmapami wybuchami. Co ciekawe, gra w swojej pierwotnej formie wydaje się sporo łatwiejsza (chociaż ogólnie daje w dalszym ciągu popalić). Trudno dokładnie to wytłumaczyć, lecz zaobserwowałem u siebie zwiększenie ilości „skuch” w trybie HD. Ogólnie więc, pomimo udanego odświeżenia całości, więcej czasu spędziłem szarpiąc w tytuł wizualnie prosto rodem z 1998 roku.

Obraz

Kupić czy nie kupić? Sprawa jest na tyle trudna, że tak naprawdę myślę niewielu jest maniaków, pośród młodych generacji graczy, prezentujących prawdziwe zacięcie, dążenie do osiągnięcia lepszych wyników punktowych pomimo licznych zgonów oraz setnego już podejścia do produktu. I to kolejny raz od nowa. Coś, co potrafi niezwykle bawić starych wyjadaczy, mających wszelkie pozycje z nurtu „piekła pocisków” w małym palcu, resztę po prostu w większości zniechęci – w dodatku od pierwszego wejrzenia. Radiant Silvergun warte jest nabycia, niemniej zdecydowanie wypada odrestaurowane dzieło Treasure najpierw sprawdzić. Bowiem to zwyczajnie może nie być akurat Wasza para kaloszy…

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl