Puppeteer — platformówkowy zawrót głowy, czy nawet kilku

Jeżeli za coś warto pochwalić Sony w temacie gier przygotowywanych przez wewnętrzne studia firmy to na pewno fakt, że jeśli tylko jakiś pomysł ma potencjał to zazwyczaj jak bardzo zakręcony by nie był, pieniądze na jego realizację się znajdą. Nie bez powodu posiadacze PS3 chwalą sobie tytuły na wyłączność dla tego systemu. Puppeteer reprezentuje taki właśnie projekt, niby zwykłą platformówkę, ale wyróżniającą się na tle konkurencji sposobem ukazania akcji, prostą, a jednak bardzo przemyślaną mechaniką rozgrywki, a także olbrzymim przywiązaniem twórców do szczegółów. Problem w tym, że dzieło rodem z Japonii niekoniecznie idzie w parze z tym, jak europejczycy postrzegają produkcje dla dzieci, a przez to trzeba zwrócić uwagę na kilka rzeczy zanim je kupimy i oddamy płytkę w ciekawskie ręce młodego odbiorcy.

Puppeteer — platformówkowy zawrót głowy, czy nawet kilku

11.09.2013 | aktual.: 11.09.2013 16:22

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Ogromne wrażenie od początku do końca około dziesięciogodzinnej przygody robi oprawa graficzna. Wszystko stylizowane jest na teatrzyk lalkowy, pełen drewnianych czy wełnianych eksponatów i postaci, krewniaków Pinokia. Umowne scenerie oraz sytuacje, zaprezentowane tak, jak mogłyby faktycznie wyglądać na scenie, potrafią rozbudzić wyobraźnię. Każdy etap składa się z masy innych, rozstawianych na bieżąco elementów, imitujących to księżycowy zamek, to bitwę morską, kiedy indziej zaś przykładowo wyścig dwóch zbzikowanych na punkcie szybkości zwierzów. Dla ujrzenia samej tylko grafiki warto Puppeteera przynajmniej pożyczyć, choć efekt będzie mniejszy, gdy wcześniej ktoś miał do czynienia z LittleBigPlanet oraz wymyślnymi poziomami stworzonymi przez fanów gry. Stylistycznie jednak jest i tak na tyle niecodziennie, by przyciągnąć uwagę.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Główny zły tutaj to mieszkający na księżycu Miś Bandzior Królewski, porywający dusze ziemskich dzieci, żeby w jego zamku służyły mu pod postacią kukiełek. Od początku wypada się uczulić na pewne sceny. Kutaro, chłopiec, któremu za moment przyjdzie zostać bohaterem, zaraz po wpadnięciu w łapy naprawdę groźnie wyglądającego kuzyna Grizzly traci głowę. Zostaje mu ona urwana, bezceremonialnie pożarta, a drewniane truchło trafia do lochu. Potem będą jeszcze przykłady dość brutalnego podduszania różnych postaci, a nawet otwarte nawiązania seksualne, szczególnie wplatane przez jednego pirata, co to nie bawi się w grę wstępną, a czas lubi spędzać okrakiem na swym olbrzymim dziale, które lepiej obsługuje się we dwie osoby… Naprawdę niektóre sytuacje mogą niekoniecznie pozytywnie zaskoczyć rodzica, ale taki bywa urok japońskich gier.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Za odgryzioną makówką nie ma co płakać, bowiem w trakcie zabawy znajdziemy najróżniejszych na pęczki. Do skolekcjonowania jest ich masa, jednorazowo można posiadać trzy, pełniące rolę żyć. Kiedy ktoś nas udanie zaatakuje to głowa spada nam z ramion, ale mamy chwilkę, by ją złapać. Utrata wszystkich oznacza śmierć, niemniej każde sto zebranych tu i tam kryształków daje dodatkową szansę, więc tak naprawdę zupełnie zginąć się nie da. Przy tym wszystkim różnorodność czerepów to nie tylko ciekawostka, gdyż pojawiają się momenty, w których ten ściśle określonego rodzaju użyty w danej chwili odblokowuje różne korzyści. Chodzi o swoistego rodzaju ruletkę z nagrodami, poziomy premiowe z masą świecidełek, a nawet znaczne ułatwienia starć z bossami. W odnalezieniu poukrywanych głów oraz innych sekretów pomaga bohaterowi latający magiczny kot lub córka Słońca (w zależności od sytuacji), w których może się wcielić drugi gracz. Sami ich poczynaniami pokierujemy prawą gałką i przyciskiem R2.

[break/]Wróćmy do Kutaro – chłopak szybko uzyskuje dostęp do czarodziejskich nożyc, używanych w walce oraz do sprawnego poruszania się po świecie. Sporo elementów scen wykonanych jest z papieru lub materiału, które można pociąć, sunąc naprzód. Patent świetnie wykorzystano i dość powiedzieć, że wcale nie jest on obciachem… Z biegiem przygody nabywamy ponadto garść przydatnych umiejętności dodatkowych, pięknie wykorzystywanych potem w przygodzie, a też nieodzownych przy pokonywaniu kolejnych wrednych generałów Misia. Starcia z nimi oferują niezapomnianą rozrywkę, za każdym razem zmuszając do pogłówkowania (było, nie było), wybadania, w jaki sposób boss atakuje, żeby odpowiednio to wykorzystać. Zdolności pomogą również, tak jak i towarzysz lub towarzyszka, uwalniać uwięzione w poziomach dusze dzieci, których na każdym etapie jest pewna ilość do odnalezienia. Warto uderzać w elementy scenografii.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Puppeteer oferuje całą galerię niezwykłych złych charakterów, każdy z nich przemawia zaś w rodzimej mowie. Niestety przekład bardzo często robiony był słowo w słowo, bez większego poświęcenia uwagi sensowności wypowiadanych przez postacie w danej sytuacji zdań, dlatego nierzadko można poczuć się po prostu zagubionym po usłyszeniu jakiegoś dialogu. W innych przypadkach z kolei tłumacza poniosła wyobraźnia, co poskutkowało zbyt ukwieconymi frazami, także dającymi do zastanowienia. Sam dobór aktorów, intonacja, odegranie ról są jednak bardzo profesjonalne, do czego chyba przyzwyczaiło nas Sony. Muzyka jest odpowiednio bajkowa i podkreślająca akcję, przy czym szkoda, że nie zdecydowano się na wykonanie po polsku piosenek. Produktu tak naprawdę nie udźwiękowiono więc w pełni, bo w partiach musicalowych mamy napisy.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Największą wadą najnowszego dzieła japońskiego studia nie jest przemycanie pewnych kontrowersyjnych treści, a potrafiąca wkraść się dosyć szybko, szczególnie w pierwszych godzinach zabawy, nuda. Połowa gry to głównie dłużące się, strasznie przegadane wstawki przerywnikowe. Dopiero w późniejszych poziomach dostajemy mniej fabuły, a więcej akcji, a one same wciągają tak, że nie chce odchodzić się od PlayStation 3. Do tego jednak momentu trzeba wykazać się wytrwałością i cierpliwością, co podejrzewam przerośnie wielu młodych konsolowców. Osobiście ucieszyła mnie pewna artystyczna zgodność z uwielbianymi przeze mnie filmami Tima Burtona, efektowne sekwencje QTE, czyli klepanie pokazywanych na ekranie przycisków, jak również angażowanie gracza w akcję nawet podczas wyświetlania napisów końcowych. Puppeteer ma swój urok, potrafi zafascynować umowną teatralnością, ale już po ukończeniu tytułu nie do końca jestem przekonany o sensowności przeszczepienia projektu na nasz rynek. Przyciągnąć na pewno odbiorców pomoże niższa cena.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)