Problemy domowego helpdesku: jak żyć, gdy system operacyjny cię okłamuje?
Pewnie niejeden z naszych Czytelników był przez swoją rodzinętraktowany czasem jako podręczny serwis IT. Nic w tym zdrożnego –pewnie też jest wiele powodów, dla których możemy być przeznaszych bliskich postrzegani za „speców” w sprawachkomputerowych, a przecież bliskość w rodzinie budujemy wspieraniemsię w tym, w czym jesteśmy dobrzy. Sęk w tym, że w tych czasachcoraz trudniej być dobrym w „sprawach komputerowych”.Kilkanaście lat temu wystarczyło znać się trochę na Windowsie…a dzisiaj? Technologiczny pejzaż stał się tak bardzoskomplikowany, że nawet profesjonalny helpdesk potrafi skapitulować.
21.04.2018 | aktual.: 21.04.2018 22:59
Sytuacja, którą Wam opiszę, wydarzyła się ponad miesiąctemu. Moja małżonka pracuje od niedawna w nowej firmie,międzynarodowej korporacji, w której infrastruktura IT jestcałkowicie scentralizowana i zwirtualizowana. Zarazem ze względu naograniczenia lokalowe, firma zachęca pracowników wrocławskiegooddziału do jak najczęstszej pracy z domu – w biurze nikt pozakadrą zarządzającą nie ma nawet przypisanego sobie biurka: gdzieusiądziesz z komputerem, tam pracujesz, a jak miejsca zabraknie, nocóż, szukaj dalej.
Wirtualny pulpit na zawołanie
Praca z domu w międzynarodowym zespole sprawdza się bardzodobrze, a firma faktycznie dostarczyła wszelkich niezbędnychnarzędzi, by działało to płynnie. Wszyscy mają do dysypozycjistandardowe środowisko Windows 7 Enterprise, z pakietem Office,Outlookiem, komunikatorem Skype for Business i preinstalowanymispecjalistycznymi biznesowymi aplikacjami. Środowisko dostarczanejest jako wirtualny pulpit – jedynym wymogiem jest zainstalowaniena końcowym komputerze klienta Citrixa i jego wtyczek do komunikacjiaudio w czasie rzeczywistym.
Dzięki takiemu rozwiązaniu pracować można na praktyczniedowolnym urządzeniu i systemie, firmy nie interesuje czy masz nasprzęcie Windowsa, macOS-a, Linuksa czy Androida – jest klientCitrixa, jest robota. Logowanie z wykorzystaniem sprzętowegogeneratora tokenów, szafa gra, pełen korporacyjny compliance, ztakiego zwirtualizowanego środowiska nie sposób wynieść nazewnątrz żadnych dokumentów, a każde działanie użytkownikapozostawia ślad w systemie. Chętni do przystąpienia do pracyzdalnej mają jedynie zgłosić się do helpdesku ze swoim komputerem– zainstalowany im zostanie klient Citrixa i wydany odpowiednicertyfikat.
Installing the Citrix Receiver for Mac
I tak oto ze swoim komputerem do helpdesku przyszła moja żona.Jej niezniszczalny MacBook Air z systemem macOS Sierra nie wzbudziłpopłochu, w globalnej korporacji Maki to chleb powszedni, im ktowyżej w hierarchii, tym rzadziej trafia się laptop z Windowsem.Helpdesk wziął się więc za instalowanie klienta Citrixa.Zainstalował, niby działa… ale nie do końca. Nie działająrozmowy głosowe przez Skype. Co robić? Bez tego pracować się nieda, spora część pracy to właśnie rozmowy w międzynarodowychzespołach przez Skype. Po dwóch godzinach kombinowania,korporacyjny helpdesk się poddał, stwierdzając że właściwie tooni tylko Windows wspierają, a jak ktoś ma Maka, to musi sam sobieradzić.
Ślepe i głuche Skype
Tego samego dnia dostałem MacBooka Air żony w swoje ręce.Faktycznie, już był zainstalowany na nim Citrix Receiver for Mac wostatniej wówczas wersji 12.8, wraz z najnowszą wtyczką dopołączeń audio-wideo, HDX RealTime Media Engine for MicrosoftSkype for Business w wersji 2.4. Klient Citrixa łączył się zkorporacyjnym serwerem, uruchamiał zwirtualizowany pulpit Windowsa 7– i pozostawał ślepy i głuchy, bez dostępu do kamery imikrofonu MacBooka. Jednocześnie nic nie wskazywało na problemy zwtyczką.
Gdzie tkwił problem? Szukając rozwiązania, postawiłem maszynęwirtualną z Windowsem 10 pod VMware Playerem na linuksowym hoście izainstalowałem na nim Citrix Receivera 4.10 for Windows. Wtyczki HDXnie trzeba instalować, ponieważ jest domyślnie wetknięta wwindowsową wersję. Uruchamiam, żona się loguje, wszystko działa.Wizja mrocznego rozwiązania: będzie na Maku uruchamiałazwirtualizowanego Windowsa 10 by w nim uruchomić wirtualny pulpitWindowsa 7 w kliencie Citrixa? Brzmi przerażająco. Kochanie, achcesz Windowsa 10 na Maku? – To może weźmiemy rozwód? Mojażona naprawdę nie chce Windowsa i jest szczęśliwa ze swoimMakiem.
Uszkodzona „rzecz”
Szukam dalej. A może coś nietak jest z wersjami Citrixa? Ostatecznie zastosowana wersja Citrixana Maka była nowsza niż zalecana przez firmę wersja Citrixa naWindowsa. Spróbujmy cofnąć się w czasie, do wcześniejszejwersji. Citrix na swojej stronie oferuje wersje jeszcze z 2016 roku,od 12.3 – ale tak daleko nie pójdziemy, weźmy poprzednią.Instalator wersji 12.7 oczywiście w paczce .dmg. W środku zamiastprostej makowej instalacji poprzez przeciągnięcie ikony, pełenskrypt instalatora. Kliknięcie – nic z tego. Instalator wyświetlakomunikat, że zainstalowany jest Citrix Receiver w nowszej wersji itej już zainstalować nie można.
OK, spróbujmy odinstalować tęnajnowszą wersję 12.8. W paczce .dmg jest deinstalator. Podwójnekliknięcie… hmm… jakiś dziwny komunikat o uszkodzeniurzeczy, macOS nakazuje wysunąćobraz dysku. A jak mamodinstalować klienta Citrixa?
Powiedzmy sobie szczerze: jeślichodzi o zarządzanie oprogramowaniem, macOS był, jest i długojeszcze będzie żałosną porażką. Nie ma tu żadnegocywilizowanego menedżera pakietów, który pozwoliłby wygodniesprawdzić co jest zainstalowane i jednym poleceniem to usunąć.Jest jeszcze gorzej niż w Windowsie, którego przycisk Usuwaniaprogramów zwykle działa, mimo że pozostawia przy tym sporo śmieci.Na szczęście istnieje niezależne rozwiązanie na Maka. Toaplikacja AppCleaner, która pozwala łatwo i wygodnie usunąćzainstalowane wcześniej aplikacje, a w dodatku jej autor nie żądaza tę niesamowitą funkcjonalność 20 dolarów (niestety to norma wświecie Apple – płać za każde, nawet trywialne narzędziesystemowe).
Ja ci to odinstaluję!
AppCleaner znalazł CitrixReceivera i go odinstalował. Sukces! Próbujemy zainstalowaćstarszą wersję. Ups, coś nie tak. Instalator tym razem narzeka, żew systemie zainstalowana jest nowsza wersja wtyczki HDX i prosi o jejwcześniejsze odinstalowanie. Dobrze, ale jak? AppCleaner nie widzi wsystemie już żadnej wtyczki. Typowe dla macOS-a miejsca zlokalizacjami oprogramowania puste. *Gdzie to cholerstwojest? *
Przypomniałem sobie o skrypciedeinstalatora w paczce .dmg klienta Citrixa. Może tak samo będzie zwtyczką HDX? Pobrałem ją ze strony, otwieram, faktycznie, skryptdeinstalatora jest. Klik klik… Rzecz „UnInstallHDXRealTimeMediaEngine” jest uszkodzona i nie można jej otworzyć.Wysuń ten obraz dysku – stwierdził macOS. Naprawdę? Pobieramraz jeszcze .dmg, próbuję z inną wersją, nic nie pomaga, zakażdym razem ten sam komunikat o uszkodzeniu.
Czas zakasać rękawy, bo sytuacja jestmroczna, a żona pyta, kiedy dostanie Maka z powrotem. Czym jest tendeinstalator? To po prostu paczka z programem, która powinna usuwaćjakieś pliki wtyczki HDX. Przyglądam mu się bliżej – Pokażzawartość pakietu w Finderze. Zawartość nie zaskakuje: plikwykonywalny, jakaś plista konfiguracji, katalogi lokalizacjijęzykowej, a w nich… skrypt powłoki. Klikam plik wykonywalny –znów komunikat o uszkodzonej rzeczy. Klikam skrypt powłoki –drugi komunikat. Ostrzeżenie, że to aplikacja skryptowa pobrana zInternetu. Czy na pewno chcę ją otworzyć? Tak. Nie działa, brakuprawnień administracyjnych. Ale zaraz, coś mi zaświtało wgłowie.
Po co komu głupie ikony, jak jest konsola?
W OS X Mountain Lion (10.8) Applewprowadziło mechanizm Gatekeeper – zabezpieczenie, które wymuszapodpisywanie kodu i weryfikuje pobrane aplikacje przed ichuruchomieniem. A tak naprawdę był on już wprowadzony wcześniej, wOS X Lionie (10.7), ale o zgrozo bez interfejsu graficznego, działałpo prostu jako polecenie powłoki spctl. Zderzyłem się z nim kiedyśprzy próbie instalowania jakichś niepodpisanych rozszerzeń kernelana Hakintoszu.
Ten interfejs graficzny dla spctlznalazł się w Preferencje systemowe > Ochrona i prywatność,wyświetlając trzy opcje: Dopuszczaj aplikacje pobrane z: App Store,App Store i od zidentyfikowanych deweloperów, dowolnego źródła.Wraz z wydaniem macOS-a Sierry ta trzecia opcja przepadła – i samo tym napisałemw 2016 roku newsa. Okazuje się jednak, że nie przepadła do końca.Spctl działa dokładnie tak samo jak działał kiedyś, można gowyłączyć.
No to dobrze, wyłączamy.Terminal, polecenie sudo spctl --master-disable, hasło żony (tak,znam je, ona zna moje). Przechodzę do Preferencji, niespodzianka:znów w interfejsie graficznym trzy opcje, pozwalam na instalację zdowolnego źródła. Nieśmiało klikam deinstalator wtyczki HDX.Działa – uruchomił się i zrobił swoje.
Potem było już z górki:instalacja starszej wersji Citrix Receivera, starszej wersji wtyczkiHDX – okazało się, że z firmową infrastrukturą działająbezbłędnie, rozmowy przez Skype w Windowsie 7 na macOS-ie niestanowią żadnego problemu. Praca z domu gdy tylko trzeba.
Helpdesk zrobił swoje, helpdesk może iść spać
Jak podsumować to wszystko?Ponad dwie godziny zmarnowałem na próby usunięcia z macOS-aaplikacji, której usunąć się normalnie nie dało, bo jejdeinstalator nie był podpisany. Co gorsze, system operacyjnywprowadzał mnie w błąd, bezsensownymi komunikatami o „uszkodzonejrzeczy”. Czysta złośliwość ze strony Apple. Komunikaty obłędach Windowsa czasem może są lakoniczne, czasem bezsensowne(słynny Error: The operation completed successfully), ale nigdywcześniej, nigdzie indziej nie spotkałem się z próbą celowegowprowadzenia użytkownika w maliny. I nie, to nie jest przypadek,ludzie ten problem mają od dawna, zgłaszają go na różnychforach, tymczasem w macOS High Sierra wciąż takie komunikaty możnaprzeczytać.
I co z tym miałby zrobić zwykłypracownik korporacyjnego helpdesku? Ja też bym pewnie nic niezrobił, gdyby nie jakieś wspomnienia doświadczeń z Hakintoszem.Powodzenia, panowie z Apple w walce o pozycję w segmenciebiznesowym. Sprzęt faktycznie robicie najlepszy… ale wciąż chyba macOSnie nadaje się do poważnej pracy,by zacytować klasyka.