New Super Mario Bros. Wii
Hydraulik Mario pojawił się pierwszy raz w 1981 roku, w automatowej wersji Donkey Kong. Ojcem tej kultowej już postaci jest Shigeru Miyamoto i myliłby się każdy, kto uważa, że wąsacz był dziełem przypadku - Japończyk od zawsze chciał stworzyć najlepiej sprzedającą się produkcję dla Nintendo i dać życie bohaterowi, który na wieki zapisze się na kartach historii wideo-rozrywki. Trudno znaleźć kogoś obeznanego w grach, komu obca będzie postać "Mariana". W przypadku każdej kolejnej odsłony platformówki z nim, fani oczekują nadejścia mesjasza. Tymczasem New Super Mario Bros. Wii nie jest grą przełomową, o czym warto powiedzieć już na początku. Rzecz nie zmienia jednak faktu, że Nintendo wydało kawał naprawdę solidnej zręcznościowej przygody. Ciekawej i wciągającej, chociaż zdecydowanie za trudnej dla niedzielnych graczy - ale zacznijmy od początku. Od tego co widać i słychać.
04.01.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:50
Dostajemy klasyczny do bólu platformer w ujęciu 2,5D, który na pierwszy rzut oka nie wybija się ponad przeciętną w żaden sposób. Oprawa czerpie pełnymi garściami z gier serii Super Mario i dopiero po przysunięciu oczu do telewizora można dostrzec, że zarówno trójwymiarowe postacie, jak i tła przygotowane są pieczołowicie oraz schludnie. Produkt oferuje magię barw, dynamiczną rozgrywkę plus miłe dla oka wizualizacje. Fani Mario od razu poczują się jak w domu, pozostali pokręcą jednak nosami - doskonale zrealizowane wizualnie Muramasa podniosło poprzeczkę platformówek tak wysoko, że ze świecą szukać będziemy lepiej wyglądającej pozycji przynajmniej przez najbliższych kilkanaście miesięcy. Mario nie jest w stanie stanąć z nią w szranki. Ale też trudno oczekiwać od Nintendo rewolucji w temacie skaczącego wąsacza. Ot, klasyka w nowoczesnej formie - tak w kilku słowach można podsumować graficzny aspekt NSMB na Wii.
Miłośnicy przejmujących ścieżek dźwiękowych, realistycznych odgłosów i zestawu chwytających za serce melodii będą zapewne zawiedzeni. Oryginalności oprawa audio najnowszej odsłony Mario nie ma za grosz, acz sentyment wyciśnie wyjadaczom serii niejedną łzę. Niektóre dźwięki przypomną pierwsze podrygi hydraulika dostępne na ośmiobitowych maszynach - jeśli nie wiecie czego spodziewać się tutaj przy New Super Mario Bros. Wii wystarczy, że włączycie którąkolwiek z wcześniejszych dwuwymiarowych odsłon. Jest praktycznie dokładnie tak samo. I o ile w pierwszym świecie wszystko, co usłyszycie, traktować przyjdzie Wam z uśmiechem, tak niedługo potem niektóre z dźwięków wbiją się nieprzyjemnie tak głęboko w psychikę, że po ich kolejnym odegraniu będziecie mieli ochotę rzucić padem o ścianę. Chodzi w szczególności o odgłos śmierci…
Poziom trudności New Super Mario Bros. był tematem rozważań, drwin i kpin przez kilka miesięcy poprzedzających premierę gry. Zapowiedziany tryb "autopilota" nie został potraktowany jako ukłon w stronę "każuali", którzy nie skaczą na co dzień z platformy na platformę, o nie - wytrawni gracze uznali motyw za ostateczne „sprzedanie się” Nintendo i uśmiercenie wymagającej umiejętności serii. Lecz tak wcale się nie stało. Początkowe etapy to bułka z masłem i nawet średnio rozgarnięta małżonka da sobie z nim radę. Kiedy jednak pierwszą z cyferek określających nadchodzący poziom stanie się dwójka, radzę mocno zacisnąć nadgarstek na wiilocie, bo może poszybować on w stronę ściany. Nagle ni stąd ni zowąd produkcja sprzedaje nam przysłowiowego "liścia" w policzek i osobiście miałem wrażenie, że hydraulik śmieję mi się w twarz, nabijając się z mojej niekompetencji i kolejnych nieudanych prób pokonania poziomu.
[break/]Wyobraźnia twórców New Super Mario Bros. Wii jest nieopisana. Jeśli pomyślicie, iż nie da się zrobić jeszcze bardziej upierdliwej planszy, Nintendo po chwili wyprowadzi Was z błędu. W pewnym momencie krzywa trudności wzrasta znacząco i niejednokrotnie będziecie musieli nauczyć się etapu na pamięć, aby nie dać się zaskoczyć pułapkom, przeciwnikom, czy też uciekającym spod nóg platformom. Albo bezradnie rozłożyć ręce? Nie, bo na ratunek przychodzi wyśmiewany od miesięcy tryb autopilota, czyli Super Guide. Po utracie ośmiu żyć na danym poziomie gra zapyta się, czy chcemy uruchomić wspomagacz. Jeśli odpowiemy twierdząco, na ekranie pojawi się Luigi, który bez problemu przebiegnie przez etap, zaliczając go błyskawicznie i pokazując jednocześnie, w jaki sposób najlepiej pokonać przeszkody po drodze. Brat głównego bohatera nie ujawni jednak żadnej z rozmieszczonych na planszy ukrytych miejscówek - nie ma więc co liczyć na pomoc w namierzeniu „znajdek”. A jest ich w grze naprawdę dużo.
Mario steruje się w sposób klasyczny, rzec można - staroszkolny. Pilota trzymamy poprzecznie. Krzyżak odpowiada za ruchy, jeden z przycisków za skok, drugi za ciskanie przedmiotami, „broniami” lub przeciwnikami. Nowością będą dwa przebrania – kostium ze śmigłem w hełmie oraz taki pingwina. Pierwszy umożliwia szybowanie w powietrzu (lot rozpoczniecie po potrząśnięciu kontrolerem), oblekając drugi pociskamy zaś w przeciwników kulami lodu, zamrażając ich na kilka chwil. Ale w grze dostępne są również znane z wcześniejszych odsłon przemiany - z grzybkiem powodującym nagły wzrost na czele. Fakt, trochę mało, jeśli chodzi o nowości, zabawa w żadnym wypadku nie wieje jednak nudą. Finezja, z jaką autorzy utrudniają życie, nie pozwala ani na chwilę przysnąć. Choć etapy wizualnie mogą się powtarzać, ciężko powiedzieć, by gra stawała się w którymś z momentów monotonna - jeśli oczywiście nie uznacie za jednostajne przeprowadzanie en-tej próby przejścia któregoś z fragmentów planszy. NSMB. Wii nie oferuje zbyt wielu punktów kontrolnych, warto więc mieć się na baczności i nie lekceważyć nawet najprostszej z pozoru przeszkody.
Kolejnym zapowiadanym wcześniej szumnie elementem jest kooperacja - przy jednej konsoli mogą równocześnie szarpać aż cztery osoby. Zgrzyt napotkacie chcąc podłączyć manipulator inny niż wiilot - ani Classic Controller, ani pad od GameCube nie nadają się do Super Mario Bros. Wii. Z jednej strony łatwo to zrozumieć, bo są etapy, w których koniecznym jest poruszanie wrażliwym na wymachy pilotem, z drugiej jednak nie można zapomnieć, że mało kto posiada w domu aż dwie pary wymaganych kontrolerów. Stąd wsparcie dla pozostałych urządzeń byłoby miły ukłonem w stronę graczy. Sama rozgrywka wieloosobowa to masa frajdy, śmiechu i żartów, aczkolwiek jest kiepskim sposobem na przejście etapu. Zazwyczaj panuje tutaj chaos i zdecydowanie łatwiej oraz przyjemniej bawić się idzie w poziomach polegających na konkurencyjnym zbieraniu monet. Innymi słowy - wspólne pokonywanie gry jest opcją zwyczajnie średnio ciekawą.
Osoby, które wywijają pilotem w Wii Sports czy też oddają się innym mniej lub bardziej prostym czynnościom związanym z "machaniem", nie mają czego szukać w tej platformówce od Nintendo. Autopilot sprawy nie polepsza, bo mniej wytrawny gracz musiałby go używać praktycznie na każdym poziomie. Oprawa nie może równać się z najładniejszymi pozycjami na Wii, ciężko więc sądzić, że Mario miał przenieść się niepostrzeżenie w XXI wiek i rzucić wszystkich na kolana swoim wyglądem. Brawa należą się za to Nintendo za udowodnienie, że nie stracili wyobraźni i ducha walki. Tytuł udanie czerpie garściami z wcześniejszych odsłon serii, nie jest także monotonny. To nad wyraz widoczny ukłon w stronę starych fanów firmy. I jako miłośnicy poczynań "Mariana" kupujcie w ciemno. Inni zaś niechaj pomyślą, sprawdzą - to gra za trudna dla dzieci, a być może i dla Was. Niemniej jedna z najlepszych platformówek ostatnich lat.