Need for Speed: The Run

Kilkanaście miesięcy temu, kiedy uważano, że z serii Need for Speed od Electronic Arts nic już dobrego nie będzie, pojawiły się plotki o odsłonie marki w klimatach GTA - chodziło o możliwość opuszczenia pojazdu oraz przesiadania się do lepszych aut. Czemu o tym wspominam? O niepotwierdzonym projekcie słuch zaginął, wyścigowa saga zdołała na nowo zyskać zaufanie fanów kolejnymi wyśmienitymi odsłonami i nagle ujawniono The Run - grę o dziwnie znajomo brzmiących założeniach… Wyraźny powrót do dawnego pomysłu zaowocował produkcją w starym, denerwującym i pełnym błędów stylu.

21.11.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:46

Mamy znów dorabianie na siłę scenariusza. Wcielamy się w niejakiego Jacka Rourke, (ponoć) niezłego kierowcę, który dostaje propozycję nie do odrzucenie od dawnej przyjaciółki Samanthy – mafia chce go zabić, bo winny jest pieniądze, ale kumpela wyłoży kasę, by chłop wygrał tytułowy wyścig przez całą Amerykę i gdy zdobędzie tym samym 25 milionów dolarów, ona odpali mu dziesięć procent, a także spłaci gangsterów. Wątek pozbawiony jest niestety całkowicie emocji. Bohater zgrywa rozentuzjazmowanego twardziela, lecz co krok ktoś wyrzuca go z trasy czy rozwala mu auto, zmuszając niejednokrotnie w sposób niezwykle sztuczny do mozolnego nadrabiania straconego czasu. Całość zabawy opiera się na wyprzedzeniu 200 rywali, z których poznamy bliżej zaledwie garstkę. Postacie drugoplanowe przewijają się w cieniu, pojawiają na jedno, dwa starcia - pokpiono sprawę nie pogłębiając chociaż trochę bardziej ich rysu psychologicznego.

Zmarnowano potencjał tkwiący w historii, tak samo jak zbyt po macoszemu potraktowano interaktywne scenki przerywnikowe, mające za zadanie ją dopowiadać. Nie udało się poprzez te kilka sekwencji klepania wyświetlanych na ekranie kombinacji klawiszy przekazać głębszych treści. Jasne, młodszym graczom spodobają się akcje typu ucieczka ze skasowanego auta na kilka sekund przed staranowaniem gruchota przez nadjeżdżający pociąg, czy strącenie po wysokim wyskoku furką prującego do nas z karabinów helikoptera (w ilu filmach to widzieliśmy?), lecz tak naprawdę fragmenty te nie wnoszą nic. Stanowią wyłącznie wymówkę do zmiany samochodu na teoretycznie szybszy. W co byśmy jednak nie wsiedli, źle zaprojektowana rozrywka w końcu do głębi podirytuje.

Obraz

The Run oszukuje w najgorszy możliwy sposób. Na wyższych niż łatwy poziomach trudności, przeciwnicy pozwolą wyprzedzić się łaskawie praktycznie wyłącznie w określonych momentach, inaczej nie dościgniemy ich nawet cały czas dusząc turbo dopalenie - co prezentuje się zwyczajnie komicznie, gdyż pojazdami o dużo słabszych od naszego parametrach poruszają się niczym rakieta. Nielicznych skrótów na trasie nie tylko można, acz wręcz trzeba stąd używać. Ponadto, zostawieni daleko w tyle rywale nagle przed samą metą wyskakują często błyskawicznie z tyłu, niczym przysłowiowy Filip z konopi. Rozumiem, że starano się, by na każdym etapie danego odcinka trasy czekało na nas jakieś wyzwanie, ale te programistyczne skróty rzucają się w oczy strasznie. Do tego wszelkie patrole rzecz jasna ścigają bohatera - innych piratów drogowych w sumie nie widzą…

[break/]To jednak nie koniec problemów z grą. EA chwaliło się zastosowaniem silnika Frostbite 2, słynącym z destrukcji otoczenia i powpychano wstawki ukazujące teoretycznie jego moc – są wybuchy, padają mosty, rozsypują się filary, w górach suną lawiny. Przekłada się to jednak w większości przypadków wyłącznie na chaos na szosie oraz powtarzanie odcinka po nieoczekiwanej kraksie. Trafiono z uczuciem przejeżdżania przez większy, wiarygodny świat, które natychmiast psute jest niemniej przez tragiczną detekcję zjeżdżania z drogi "w krzaki". Margines zahaczenia autem o pobocze w skrajnych przypadkach nie istnieje i kląłem jak szewc, gdy po lekkim zarzuceniu tylnej osi na brzeg asfaltu potrafiło mnie przenieść do ostatniego punktu kontrolnego. Kiedy indziej trzy razy pod rząd uświadczyłem animacji natychmiastowego skasowania auta - magia na resorach.

Obraz

Graficznie produkt wypada nieźle, chociaż na pewno technologia u jego podstaw nie rozwija w pełni skrzydeł. Krajobrazy cieszą różnorodnością, aczkolwiek poza tymi śnieżnymi nie wspominam w jakiś bardziej tęskny sposób żadnego z 10 głównych odcinków wyścigu. Ale oko potrafi zatrzymać się na pięknie oświetlonych oraz oteksturowanych terenach (wzorowanych na prawdziwych miejscówkach), które przemykają po bokach. Niestety, uczucie pędu pojawia się z niewiadomego powodu dopiero w okolicach 250-300 kilometrów na godzinę - przy mniejszej prędkości jazda bywa według mnie nienaturalnie zbyt wolna. Są ponadto problemy ze stabilnością działania aplikacji, bo program wychodził mi często bez powodu na pulpit, pomimo najświeższych sterowników w systemie. Cóż, bywa… Dźwiękowo bez rewelacji. Dobrane utwory brzmią, jakby robione były na jedno kopyto, tylko przy ostrych starciach do boju zagrzewa nas dynamiczna muzyka. Dialogi to mały kicz.

Co do roboty poza wątkiem głównym? Dostajemy szereg wyzwań z nagrodami na przebytych w The Run trasach, dynamikę cyfrowych przeżyć gwarantuje zaś oczywiście system Autolog, niemniej uwaga koncentruje się raczej na opcji multiplayer. W starciach po sieci najszybciej zdobędziecie doświadczenie i z kolejnymi poziomami kierowcy przydatne (oraz te mniej) bonusy. Rozgrywka prezentuje się prosto – wystarczy grzać, ile fabryka w tłokach dała. Pełno kraks, złorzeczenia przez mikrofon, chaos, zadyma… Przyznam jednak, że szarpanie wieloosobowe stanowi miłą, chwilową odskocznię od codziennych obowiązków, szczególnie, iż stopniowo odblokowywane są kolejne playlisty o innych zasadach.

Obraz

Tak czy siak, ostatecznie Need for Speed: The Run strasznie rozczarowuje. Przejazd z zachodniego na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych w przesłabym trybie fabularnym zajmuje raptem maksymalnie trzy godziny, lecz dorzucono do tego dające całkiem sporo radości multi plus wyzwania – i tylko tak coś ciekawszego z tego wyszło. Historia woła o pomstę do nieba, szumnie zapowiadane wysiadanie z auta odbywa się automatycznie, a w sumie takie ukazanie akcji jest bezcelowe. Straszą błędy, sztuczna inteligencja przeciwników irytuje, podobnie jak to, że rywale wprost oszukują. System cofania gracza do punktów kontrolnych szwankuje po całości. Frostbite 2 projektu nie uratowało – ekipa Black Box musi przyjąć do wiadomości, że oddali niegdyś pałeczkę marki w dużo zdolniejsze ręce i lepiej wyraźnie dla nas wszystkich, by tak zostało…

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)