NBA 2K13
Seria NBA 2K od kilku już lat nie ma zwyczajnie na rynku konkurencji. 2K Games spokojnie mogłoby wprowadzać kosmetyczne tylko poprawki w kolejnych odsłonach wirtualnej koszykówki oraz robić na tym łatwą kasę, ekipa nie spoczywała jednak na laurach i z roku na rok dostawaliśmy projekt jeszcze bardziej dopakowany, pod wieloma względami. Cóż, kiedyś dobra passa musiała się wreszcie skończyć. Najlepszy symulator sportu na parkiecie zalicza spadek formy, chociaż pozostaje niekwestionowanym liderem w swojej dziedzinie. Próbując dotrzeć do szerszego grona odbiorców, zdecydowano się związać zbyt blisko grę z popkulturą. W efekcie tego, zamiast ciekawych akcji w wykonaniu znanych legend parkietu już w filmiku otwierającym, na pierwszy plan wychodzi tu popisujący się rymami Shawn Corey Carter…
12.10.2012 | aktual.: 01.08.2013 01:45
Z bólem przyznaję, że po raz pierwszy nie pochłonął mnie klimat. Dotychczas produkt pozostawiał mnie bez tchu niemal od pierwszych sekund obcowania z nim, a teraz nic. Słabe wprowadzenie to jedno, logo z dodanym wielkimi literami napisem o tym, że dzieło wyprodukował Jay Z razi w następnej kolejności, a ostatecznie drażni nietrafiona moim zdaniem ścieżka dźwiękowa, dobrana przez czarnoskórego współwłaściciela zespołu Brooklyn Nets. Jęki w utworze przewodnim doprowadzały mnie do szewskiej pasji… Zadawałem sobie pytanie, na co komu ta cała „medialna” otoczka? Justin Bieber występujący w specjalnej drużynie gwiazd, obok podskakujących z piłką Bow Wowa i Seana Kingstona, którym towarzyszy Pauly D? Tak, bohater z reality show Ekipa z New Jersey. Postawienie ich na równi z Jordanem czy powracającym po długoletniej przerwie na łono gier Charlesem Barkleyem to swoiste świętokradztwo.
Kochający ten sport gracz, negatywnie nastawiony do dzieła od samego początku, z łatwością zauważy kolejne wady NBA 2K13. Ze świecą szukać ciepło przyjętego trybu rozgrywania starć historycznych. Tego rodzaju „kampanii” nie uświadczymy. Według mnie to duża strata, choć niewątpliwie dostępne w grze od zawsze tryby, rozwinięte odpowiednio, nie pozwolą się nudzić. Znowuż jednak nagle człowiek bardziej trzeźwym okiem zauważa, ile oto trzeba się przekopywać przez menusy, aby dotrzeć do poszukiwanych rzeczy. Jak irytująca jest niemożność przewijania pewnych scenek oraz szybkie przerywanie wydarzeń, co szczególnie uciążliwe staje się w przypadku prowadzenia stworzonego od podstaw zawodnika po szczeblach NBA. Obniżono również standardowy poziom trudności, więc mniej dostajemy w kość, a do tego udziwniono sterowanie, kiedy sprawowało się nieźle.
Odpowiednie opanowanie tego, co było dotąd, na pewno nie należało do rzeczy najprostszych, ale akcje wypracowane na padzie na treningach przed konsolą przez ostatnie lata weszły w końcu w krew, więc nie było problemu z popisami pod koszem. Tymczasem zmusza się gracza do ogarnięcia mechaniki na nowo. Ogromnie znaczenie zyskuje prawy analog, który wraz z modyfikatorem (L2 w przypadku PlayStation 3) odpowiada teraz za wszystkie kluczowe ruchy podczas meczu. Da się co prawda powalczyć z opcjami i spróbować „powrotu do przeszłości”, lecz skoro to nowy standard, wypadałoby go jednak okiełznać. Niestety kręcenie kółek prawym kciukiem nie zawsze wywołuje pożądane reakcje zawodnika. Sporo zależy od danej akcji, ale w dużej liczbie przypadków zachowanie kierowanej postaci nie szło jednak w parze z moimi zamiarami...
[break/]Zabawę we wszelkich trybach napędza zdobywanie wirtualnej waluty, którą spożytkujemy na rozwój własnej, wykreowanej od zera postaci, albo przykładowo zainwestujemy w swoją drużynę marzeń. Obok elementów czysto kosmetycznych, jak nowe buty czy fryzury, nabyć da się również chociażby charakterystyczne zagrania. Tak jak swoim stylem popisują się podczas meczu największe gwiazdy, o co zadbali twórcy, tak też nasz zawodnik może wyraźnie odróżniać się od pozostałych. Sprawność poprawimy ponadto pod okiem speców na obozach treningowych, no i oczywiście podczas kolejnych spotkań. Sama rozgrywka jest płynna oraz dynamiczna, jak zawsze zresztą. Poszczególne ruchy zazwyczaj pięknie się łączą, wygląd rzutów zależy teraz bardziej od bieżącej sytuacji, w której się znaleźliśmy – czyli inaczej wygląda to przykładowo przy ryzyku bloku. Z dalszego ujęcia na boisko wszystko prezentuje się graficznie nieźle, ale z bliska…
Zdarzają się lekkie przeskoki w łączeniu animacji, niemniej przede wszystkim razi zachowanie graczy, kiedy praktycznie nic nie robią. Przy zwykłych przejściach z miejsca na miejsce zaobserwować da się przemarsz robotów, a nie „żywych” ludzi – chodzi głównie o sztywno trzymane kończyny. Twarze także nie robią większego wrażenia, poza oczywiście obliczami legend. Prowadzenie własnej kariery oznacza z kolei liczne, przebrzydkie zwyczajnie wywiady, czy udziały w naprawdę słabo oteksturowanych, przydługich wydarzeniach. Dobrze, że angielski komentarz sportowy przynajmniej nie zawodzi. O ścieżce dźwiękowej po części już się rozpisywałem – upchnięcie obok siebie Jay’a Z, Rihanny, Nasa, U2 czy Coldplay nie motywowało mnie do podjęcia wirtualnej piłki i szybkiego rajdu na kosz przeciwnika. Już bardziej skłaniałem się ku odpaleniu własnych nut w tle…
Pod kątem czysto sportowym, wciąż mamy do czynienia z wyjątkową grą, dającą sporo frajdy, jeśli ktoś zechce tylko spędzić przy niej całe godziny na szlifowaniu swoich umiejętności. Wprowadzone jednak zmiany nie do końca dały korzystny efekt. Z jednej strony sprawniej rozgrywa się mecze w sieci, zaś znane tryby rozbudowano, z drugiej jednak sterowanie opanować trzeba od nowa, a do tego NBA 2K13 to jedna wielka „raperska” reklama, z dorzuconymi na siłę „gwiazdkami” w osobnej drużynie młodzieżowych idoli. Grafika oraz interfejs też się zestarzali. Produkcja wypada słabiej w porównaniu z poprzednimi odsłonami serii, nie cofając się może strasznie w rozwoju, ale demonstrując brak pomysłów na przyszłość, co też dobre nie jest. EA odpuściło sobie temat NBA, przekładając reanimację swej serii dopiero na przyszły rok. Czym wtedy zaskoczy 2K Games?