NBA 2K11

03.11.2010 13:31, aktual.: 01.08.2013 01:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W człowieku coś łka z radości już gdy trzyma w dłoniach pudełko NBA 2K11 - na nim kultowy Michael Jordan, z charakterystycznie wywieszonym językiem, dynamicznie wchodzący w dwutakt, jak nic na kilka sekund przed zdobyciem decydującego kosza… Raduje się dusza, kiedy się wie, że choć w wirtualnej formie można będzie za moment ujrzeć legendę ponownie w akcji. Sportowa marka, która od lat święci triumfy na przekór Electronic Arts, sygnowana przez najlepszego koszykarza minionego wieku – niezwykle przemyślana strategia marketingowa, tym wyraźniejsze pokazanie całemu światu, kto tu rządzi…

Jeśli na bieżąco śledzicie sytuację na parkietach NBA sięgniecie po ten tytuł bez zastanowienia, czego jednak 2K Games umiejętnie dokonuje to też przyciągnięcie do produktu osób, które po odejściu Jordana wyłączyły telewizory, okazjonalnie zapuszczając w odtwarzaczu wideo Kosmiczny Mecz. Miłość od pierwszego wejrzenia - w grze nie przywita nikogo menu ze skoczną muzyczką. Śledzimy krótki zarys losów człowieka, który stał się legendą, aby po chwili samemu wpłynąć na to, jak historia ta się rozpoczęła. Jest 1991 rok. Chicago Bulls kontra Los Angeles Lakers. Michael pyta nas, czy jesteśmy gotowi po czym wbiegamy na parkiet. Jego pierwsze finały, a przy okazji ostatnie niezapomnianego Magica Johnsona. Pamiętacie to? No jasne. Wielu wkrótce zaczęło wierzyć, że potrafimy latać…

W najbardziej promowanym trybie przyjdzie nam odegrać 10 klasycznych starć na przestrzeni kolejnych lat, w których łatwo nie będzie, należy bowiem dorównać wynikami Jego Powietrzności. Nagroda jednak czeka nas niezwykle słodka – możliwość wprowadzenia Michaela do współczesnych rozgrywek, żeby zobaczyć, jak radziłby sobie w dzisiejszych czasach. Ale zanim o zabawie w My Career, przenieśmy się jeszcze na chwilę do przeszłości, niemal dosłownie. Każdy z historycznych meczy to nie proste wrzucenie naprzeciw siebie określonych drużyn, ale odtworzenie całej otoczki temu towarzyszącej. Gracze prezentują się naturalnie tak, jak w określonym roku, jednak ważniejszy jest komentarz. Spikerzy zasypują nas potężną dawką faktów, omawiają kontuzje (te hen! - dawne), sytuację w lidze.

Obraz

Gorzej, że oprawa graficzna ciut zawodzi. Nie zrozumcie mnie źle – mamy produkcję ładną, z pięknie oddanym ruchem ubrań na zawodnikach, niezwykłą animacją graczy oraz towarzyszącą temu masą smaczków, które wychwycą radośnie ludzie „siedzący” w NBA od lat, ruchy ładnie się łączą, niemniej poszczególne osoby na zbliżeniach wypadają w większości w pewien sposób sztucznie. Michael również. Wszyscy są jak najbardziej rozpoznawalni, tylko miejscami prezentują się słabo. Z bliska, bo rzut „telewizyjny” na akcję wszystko kryje, nawet brzydotę publiczności. Ot, od czasu do czasu kanciasty sędzia poda piłkę, lecz poza tym – jest prawie jak na prawdziwym meczu. Wszelkie przepychanki, krycia, dryblingi, ataki na obręcz wypadają niezwykle realistycznie i tego efektu nie psują nawet okazjonalne problemy z detekcją kolizji obiektów.

[break/]Jak się biega po parkiecie? Jeśli sugerując się oznaczeniem „PEGI 3” na pudełku chcieliście grę dać swojej pociesze to niestety w starciu z cyfrowymi zawodnikami nawet i ośmiolatek sobie nie poradzi (chociaż trafiają się naturalnie też wymiatacze w takim wieku). Kwestia percepcji. Dzieci nie ogarną systemu sterowania, który jest wprawdzie niezwykle intuicyjny, ale wymaga pomyślunku oraz zręczności. Oczywiście zaznajomieni z serią poczują się tutaj szybko jak w domu, niemniej oni również będą musieli opanować kilka niuansów mechaniki IsoMotion. Po okiełznaniu pojedynczego gracza przyjdzie czas na mieszanie zespołowe, wywoływanie pożądanych w danym momencie akcji – kontrola nad tym, co się dzieje jest niezwykła, można kombinować. Tylko do tego całego sportowego równania należy dopisać jeszcze przeciwnika… SI nie da sobie w kaszę dmuchać, przechwytuje większość podań, kryje blisko, pod koszem działa agresywnie - miejscami zdaje się wręcz wiedzieć, co zrobimy. Lecz przez to jest wyzwanie i zarazem chęć pracowania nad sobą, zaspokojenia ambicji. Chyba nie trzeba nadmieniać, iż mecze z różnymi drużynami to zupełnie odmienne przeżycia?

Obraz

Na nudy nikt zbytnio narzekał nie będzie, bo NBA 2K11 oferuje taki rodzaj rozgrywki, na jaki akurat mamy ochotę. Chcemy wziąć udział w konkursie wsadów, albo rzutów za 3 punkty? Nie ma sprawy. Kumpel wpadł? Szybki meczyk to najlepsze rozwiązanie. Mający dużo wolnego czasu przysiądą do opcji Association, z całą transferową otoczką sezonów – co dobre, jest naprawdę realistycznie, a nie same (jak to często bywa) wyssane z palca wyniki, menedżerowie faktycznie myślą. Ewentualnie można poświęcić dłuższą uwagę trybowi My Player, gdzie własnoręcznie złożonego zawodnika poprowadzimy do chwały. Szkoda tylko, że wiele wody w Wiśle upłynie, zanim wkroczy on na parkiety NBA, by tam wymiatać. Lecz potem „karczmy y dziewczęta” – konferencje prasowe, własne buty, reklamy… Do tego wszystkiego zawsze jest jeszcze zabawa Michaelem Jordanem.

Angielski komentarz zachwyca, także z uwagi na umiejscowienie go w określonym kontekście - 2K Games szczyci się tym, że oddali atmosferę prawdziwych zmagań koszykarskich, że to nie wyłącznie puste starcie, lecz czuć również, iż coś się dzieje poza parkietem. Spikerzy niejednokrotnie wracają do raz poruszanych tematów, częściej wywołują teraz graczy po nazwisku. W dźwięki także poszło sporo pary – nagrano odgłosy ze wszystkich aren NBA, pod starcia historyczne odtworzono te charakterystyczne sprzed lat, których obecnie nie usłyszymy. Do tego upewniono się, że tłum brzmi tak, jak powinien, reaguje odpowiednio w zależności od sytuacji na boisku czy nawet fazy meczu, abyśmy czuli, iż oglądamy prawdziwe widowisko w telewizji. Całości efektu dopełnia NBA Today 2.0, czyli „zaciąganie” po sieci między innymi aktualnych danych oraz statystyk drużyn, co wykorzystywane jest potem do porównań, albo podczas reklam w przerwach rozgrywek.

Obraz

Mówi się, że brak konkurencji na rynku powoduje stagnację. W przypadku NBA 2K11 absolutnie nie można zgodzić się z tą tezą. Twórcy mogli spokojnie „odciąć kupon”, a tymczasem oddali nam produkt istotnie wzbogacony, poprawiony (chociaż wciąż nie perfekcyjny - zdarzają się nieprzemyślane zagrania kolegów z drużyny, konsola miejscami jawnie oszukuje, po sieci jest lag), przemyślany oraz realistyczny. Dźwiękowo świetnie, graficznie dobrze, grywalnościowo fantastycznie. Śmiem powiedzieć, że ten jeden tytuł wypełni konsolowcom z zacięciem koszykarskim cały wolny czas, przez co inne zakupione ostatnio produkcje zwyczajnie powędrują na półkę. Zabawa wciąga, zaś ilość opcji nakazuje się zastanawiać, ile jeszcze rzeczy najzwyczajniej w świecie w grze nie odkryliśmy… Dawno żadna sportówka nie dała mi tyle kompleksowej frajdy - Wam również da.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl