Maślane oczy Gatesa, Ponosova i Putina
Kontrowersyjna historiaAleksandra Ponosova, rosyjskiego dyrektora liceum na dalekim Uraluw którego placówce uczniowie korzystali z 12 komputerów znielegalnym oprogramowaniem firmy Microsoft, wydaje się nie miećkońca. Głos w sprawie zdążyli zabrać już przedstawiciele Microsoft(zapewniając że postępowanie zostało wszczęte przez rosyjskiewładze i korporacja nie inspirowała go ani nie ma zamiaru ścigaćdyrektora z powództwa cywilnego), przedstawiciele rządu rosyjskiegow osobie samego prezydenta Putina (który określił ją jako"kompletny bezsens"), byłego prezydenta Mikhaila Gorbacheva iobecnego deputowanego Dumy Alexandra Lebedeva (którzy opublikowalilistotwarty do Billa Gatesa), a także sąd, który w pierwszymorzeczeniu w lutym sprawę odrzucił uznając że szkody dla producentaoprogramowania były nieznaczące.
01.01.1999 02:24
Jak to więc możliwe, że temat ciągniesię dalej i po apelacji tak dyrektora (który nie czuje się winny,broniąc się brakiem świadomości tego że dostarczone przezzewnętrznego integratora OEM komputery miały sfałszowane licencje)jak i prokuratora, w drugiej instancji zapadł właśnie wyrok szacujący straty Microsoft na 260 tys.rubli (ok 10 tys. USD) i nakazujący dyrektorowi zapłatę 5000 rubli,czyli niecałych 200 USD będących - jak twierdzi ukarany - połowąjego miesięcznego wynagrodzenia? Jest to możliwe, bo mimo że całe zamieszanie uważa za absurdzarówno Microsoft, rząd rosyjski oraz sam dyrektor, wszystkiestrony przybierają minę niewinnego kota ze Shreka, którego maślaneoczy ze pewnej sceny w bajce stały się nie tyle symbolemniewinności i bezbronności, co zawadiacką próbą manipulacji. Microsoft, którego cały model biznesu opiera się przecież naposzanowaniu (czytaj egzekwowaniu) praw autorskich, pompującmiliony dolarów w lobbing jest jak najbardziej mimo swoichzapewnień pośrednim inicjatorem całej sytuacji i co więcej, mimo żewizerunkowo nie leży ona w jego interesie, jest przecież zupełnieoczywiste że korporacja jest za bezwzględnym ściganiem piratów nietylko z luksusowych przedmieść Los Angeles, ale i z bazarów wChinach czy ze szkół na Uralu. Co między wierszami przyznaje zresztą odpowiedź na list Gorbacheva i Lebedeva, jaką w imieniukorporacji wystosowała do autorów Olga Dergunova, dyrektorzarządzający rosyjskiego oddziału. I mimo że specjaliści Microsoftod PRu robią teraz niewinne miny i próbują przedstawić dyrektorajako biedną ofiarę bezwględnego rosyjskiego wymiarusprawiedliwości, to wszyscy wiedzą że tak być musi - cywilizacjazawitała bowiem za Ural nie tylko w formie nowej technologii, ale irachunku biznesowego. Z kolei władze rosyjskie zdają się z równym cynizmem wskazywaćpalcami wszędzie - od urzędów za Uralem po Redmond koło Seattle -tylko nie na siebie. W to, że sprawa została zainspirowana przezlokalnego prokuratora nikt już chyba nie wierzy po tym, jak mimomedialnego rozdmuchania sprawy i wyroku który mógłby temat zakopaćdoszło jednak aż do apelacji i skazania dyrektora. Szum medialny wtej sprawie Rosji bowiem z pewnością nie zaszkodzi, a wręczprzeciwnie - w związku ze staraniami o wstąpienie do ŚwiatowejOrganizacji Handlu (WTO) rząd za wszelką cenę stara się wykazaćinicjatywę i pokazać, że w Rosji prawa autorskie i licencyjne sąprzestrzegane. A wiadomo, że dużo prościej i mniejszym kosztem dlawłasnej gospodarki można zrobić to za Uralem niż w centrumMoskwy... Trzeci "niewinny" w sprawie to sam dyrektor Ponosov, któregozapewnienia o braku wiedzy brzmią raczej średnio przekonywująco.Kontrowersje w jego przypadku może budzić tylko fakt, że komputerydostarczyła szkole firma będąca integratorem OEM i to ona wpierwszej kolejności złamała prawo fałszując licencje. Niemniej, wkonsekwencji tego działania także i szkoła Ponosova dopuściła sięwykroczenia wykorzystując oprogramowanie z naruszeniem prawa izasłanianie się tutaj niekompetencją dyrektora nie powinno stanowićargumentu za jego niewinnością w sprawie, a raczej za pozbawieniemgo stanowiska. Przecież, jesli szkoły nie było stać naoprogramowanie Microsoft, co może być zupełnie zrozumiałe mimowszystkiego czym Microsoft chwali się na swojej stronie Unlimited Potential - Transforming Education, z powodzeniemmogła sięgąć po alternatywne rozwiązania ze stajni OpenSource. Jeśli jednak zgłębimy się w problemy finansowe i zaczniemy liczyćile biedna szkoła zaoszczędziła na fałszywych licencjach i ilemogłaby zaoszczędzić na Linuxach, oczom naszym ukaże się typowosłowiański obrazek... rosyjskie media donoszą bowiem, że szkołakupiła komputery od znajomego pana dyrektora, wydając na nie nieblisko trzy razy tyle (26 tys. rubli za sztukę), ile znajomyzapłacił kupując je od partnera Microsoft (8 tys. rubli za sztukę).Bez wątpienia przy takiej "marży", gdyby nie zbytwiele maślanych oczu i lepkich palców, przy odrobinie rosyjskiejkreatywności udałoby się zmieścić w niej i licencje dla Billa, iwódkę dla przyjaciół młodzieży...