MadWorld
Wii - niepozorna biała konsola Nintendo przyzwyczaiła nas już do produkcji skierowanych raczej do młodszych odbiorców. Wśród tasiemców z imieniem wąsatego hydraulika w tytule, pełnych niekiedy prymitywnej zabawy, czy kolejnych odrestaurowywanych z GameCube’a staroci, z doroślejszych pozycji zawitało tutaj raptem kilka gier z serii Resident Evil. Jakże więc wielkie było moje zdziwienie, gdy na tę właśnie platformę firma SEGA pospołu z Platinum Games zapowiedziały jakiś czas temu specyficzny produkt wprost ociekający krwią oraz flakami... Rodzice pochowajcie lepiej gdzieś swoje pociechy, bowiem na Wii oto ukazało się MadWorld. Tak, wypuszczenie takiej gry na „rodzinną” stacjonarkę Nintendo nie mogło obyć się bez głośnego echa i skandali, przez co w reklamę najnowszego dziecka nie trzeba było pompować gigantycznych pokładów gotówki.
23.03.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:52
Historia tu przedstawiona jest banalna aż do bólu. Tajemniczy wirus dopadł miasto Varrigan. Natychmiast zostały podjęte środki ostrożności i metropolię objęto kwarantanną. Mosty doń prowadzące zniszczono, a całość dodatkowo obudowana murem tak wielkim, że nikt kto znalazł się w środku nie zdoła się przedostać na zewnątrz. Dalej sprawą zająć się miał rząd, lecz jak to w polityce bywa wyszło nie tak jak wyjść miało i czarne stało się czarnym, a białe białym - zamiast szukać lekarstwa na zarazę w zamkniętym obszarze stworzono niezły show dla dorosłych. I wcale nie mam tu na myśli czegoś na wzór porno edycji Gwiazdy tańczą na lodzie... Zasady Death Watch, bo tak się ów spektakl nazywa, są proste - wejść do pogrążonego w chaosie Varrigan i przeżyć. Wewnątrz naturalnie tylko czeka na nas horda wrogów, których pokonać należy najbardziej finezyjnie jak tylko potrafimy, gdyż całą akcję dodatkowo obserwować będą z rozsianych gęsto tu i ówdzie kamer sędziowie.
Gracz zostaje wrzucony w buty typa o imieniu Jack. Sporych rozmiarów zakapior generalnie pojawia się w tym opanowanym przez zło i występek mieście jako jeden z uczestników krwawego turnieju, choć po krótkiej chwili okazuje się, że jego obecność tutaj nie jest wcale taka do końca przypadkowa… Motyw zabawy jest prosty - na drodze staną całe masy przeciwników, którzy z wielką przyjemnością przyjmą na klatę każdy nasz morderczy cios, a gdy już przez nich przebrniemy będziemy musieli stawić czoła kontrolującemu dany obszar metropolii bossowi. Warto wyjaśnić, że jeżeli w głowach zarysował wam się obraz otwartych przestrzeni rodem z Grand Theft Auto to niestety nic z tego, bo MadWorld jest do bólu liniowe. Do celu doprowadzi nas zawsze jedna droga, a całe miasto podzielone zostało na sektory. Każdy z nich kontrolowany jest przez innego szefa, którego należy roznieść w pył, jeśli chcemy daną strefę ukończyć. Niemniej taka plejada psycholi, mutantów i opryszków może śmiało konkurować z bohaterami spod ciemnej gwiazdy znanymi choćby z Red Dead Revolver od Rockstar czy też Dead Rising ręki deweloperów Capcom.
Równocześnie gracz nie powinien jednak zapominać, że program Death Watch to „komercha” i najważniejsza jest tak naprawdę finezja, bowiem nasze poczynania będą w końcu oceniane przez z pewnością wysoce wykwalifikowane w dziedzinie zadawania bólu jury. Aby w ogóle mieć możliwość stawienia czoła głównemu bossowi i ukończenia danej areny trzeba zgromadzić odpowiednio wysoki dorobek punktowy. Każdy martwy oprych to oczko więcej, lecz zabijanie w prosty (by nie powiedzieć prostacki) sposób widzom się przecież nie spodoba. Dlatego też przeciwników będziemy musieli wysyłać na tamten świat w bardziej wymyślnych mękach. Im dłuższa kombinacja często komicznych ciosów na oprychu, tym bliżej jesteśmy do kolejnego sektora. Wszystkie ruchy dozwolone - i o to chodzi!
[break/]Bohater posiada spory wachlarz ruchów, a otoczenie, które naszpikowane jest co i rusz kolcami, a także przeróżnymi ostro zakończonymi narzędziami, otwiera niezły zasób możliwości rozwałki. Sterowanie Jackiem za pośrednictwem wiilota oraz „gruchy” wypada niezwykle intuicyjnie. Gałką poruszamy się, przycisk Z to skakanie, zaś przytrzymany autonamierza on nas na najbliższego wroga. Każdy przedmiot czy przeciwnika możemy podnieść trzymając A. Potem bezradnemu rzezimieszkowi da się choćby zadawać ciosy głową machając Nunchukiem, co w ostateczności doprowadzi do eksplozji jego czaszki w przepięknej fontannie krwi. Mało tego – dusząc B włączamy piłę łańcuchową, która wysuwa się z mechanicznej dłoni Jacka. Tym przydatnym urządzonkiem śmiało potniemy ofiarę na kawałki w pionie i w poziomie, a kąt szatkowania zależy od tego, jak akurat będziemy machać kontrolerem. Chociaż to rozwiązanie najprostsze w grze, przez co również najniżej oceniane. Należy się bardziej starać…
Stąd wracamy do kwestii interaktywnego otoczenia. Z ziemi podnosimy np. oponę, tę nakładamy na niczego niespodziewającego się przeciwnika oczywiście unieruchamiając go, potem z krawężnika wyrywamy sobie pobliski znak drogowy, który ostatecznie ciskamy w szyję delikwenta. Soczyste rozbryzgi i gratuluje, do tego momentu uzbieraliście jakieś 35000 punktów. Tylko typ nadal żyje, więc co teraz? Przecież nie pozwolimy biedakowi tak zwyczajnie się wykrwawić. Możemy gościa jeszcze śmiało kilkakrotnie nabić na przykład na wystający akurat ze ściany szpikulec lub też wrzucić do kosza na śmieci. A ten zamknie się i przepołowi wroga na pół. I 50000 ląduje na koncie. Jakieś ograniczenia? Tylko chora wyobraźnia.
Żeby nie było nudnawo, Platinum Games przygotowało dla grających w MadWorld również etapy, w których pojeździmy motorem oraz cały zestaw specjalnych krwawych konkurencji, które jeszcze bardziej urozmaicą zabawę w trybie solo oraz – także tu dostępnym - kooperacji. Prowadzone przez komicznego, używającego co rusz słowa na „F” czarnoskórego alfonsa tzw. Blood Bath Challenges to zadania głównie czasowe, gdzie w błyskawiczny sposób uśmiercić należy jak największą liczbę przeciwników. W tym z nieocenioną pomocą przyjdzie nam np. gigantyczny silnik odrzutowy albo pociąg z napędem rakietowym, pod który nasze ofiary będziemy raźno wrzucać. Bardziej krwawe konkurencje przyniosą nam dodatkowe punkty i jeszcze więcej frajdy z rzeczy tak prymitywnej jak zadawanie bólu.
Gra w żadnym miejscu nie stara się być realistyczna, stąd też nie odrzuciła mnie od siebie jak niegdyś Manhunt. W MadWorld Jack oraz cała pokręcona ekipa zamieszkująca Varrigan zostali przerysowani, przez co brutalność w tym tytule nie szokuje, lecz najnormalniej w świecie bawi – więc jest „zdrowo”, pozwy sądowe na bok. Nie mamy tutaj zabójstw przy pomocy worka foliowego czy też kawałka szkła, nie czaimy się nigdy w cieniu – zastąpiono rzecz wielkimi turbinami, śmiercionośnymi koszami na śmieci plus bezustanną akcją. Co więcej, realistyczne wykończenia w grach nie przynosiły mi dotąd frajdy takiej, jak obecne tutaj niemal niewyobrażalne animacje łamania ogłuszonego przeciwnika na pół, czy wyrywania jego głowy wraz z kręgosłupem. W stylu Mortal Kombat…
[break/]Jeśli o oprawę graficzną tytułu chodzi, produkcja nie oślepia gigantyczną paletą kolorów, pastelowych obiektów tonących w ciepłych promieniach słońca. Nie, mamy stylizowany, surowy, czarno-biały wystrój, który rozświetla jedynie czerwień krwi naszych ofiar. Niezwykle trudno tu mówić o jakości tekstur, bowiem po prostu ich nie doświadczymy w formie, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Niemniej sam bohater, podobnie jak otaczające go środowisko, fantastycznie do siebie pasują, a cały obraz przywodzi na myśl film Sin City czy też serię komiksów Batman Black & White. Naszej eksploracji miasta często towarzyszyć będą również zaczerpnięte właśnie z opowiastek graficznych napisy typu CRASH!, SLAM!, tudzież BOOM! określające, co w danej chwili dzieje się wokół Jacka. Na szczęście w całym zgiełku kamera mocno trzyma się pleców naszego bohatera, przy każdym ewentualnym QTE (klepanie przycisków widocznych na ekranie) robiąc dynamiczne najazdy. Krótko mówiąc jest prosto, estetycznie i wszystko widać.
Przy tak specjalnie ubogiej stylistyce graficznej część audio w MadWorld staje się chyba największym atutem gry. Ścieżka dźwiękowa to głównie ostre kawałki (choć nie zabrakło również Hip-Hopu), a każdy z nich naszpikowany jest tekstami o przemocy, krwi oraz zabijaniu - a więc do tego, co dzieje się na ekranie muza pasuje jak ulał. Na osobny akapit zasługują uwagi komentatorów, które przewijają się przez całą grę. Zrobione na wzór tych słyszanych w czasie różnego rodzaju rozgrywek sportowych i wzbogacone o kolosalną ilość wulgaryzmów, epitetów i slangu ulicznego, doskonale budują one klimat rywalizacji oraz często komicznie oceniają nasz występ: „Po tym co widzieliśmy jesteśmy już pewni, że Jack miał trudne dzieciństwo”. Jak nic miał.
Podsumowując, MadWorld to tytuł, który można śmiało podawać za kontrargument w ocenianiu Wii jako konsoli skierowanej ściśle do młodszego gracza. Produkcja ta jest wyjątkowa i pojawiła się na rynku akurat wtedy, gdy z pewnością znajdzie sporą rzeszę odbiorców – po prostu podobnych tytułów na stacjonarkę Nintendo można na rynku ze świecą szukać. Nie, to nie jest gra dla dzieci. Starszym użytkownikom konsoli zdecydowanie przypadnie do gustu przez zawarte tutaj pokłady czarnego humoru. Z uwag końcowych to bardzo spodobało mi się, że gra stale zmusza nas do ruchu przed ekranem, ponieważ na każdym kroku zwyczajnie trzeba machać kontrolerami. Nadmienić też wypada, iż chociaż poziomem produkt odstaje od pozycji na takiego Xboksa 360, tak artystyczny wystrój i specyficzny, surowy dobór barw ucieszy niejedno oko. I zachęci do zabarwienia tych białych, nudnawych ścian na krwisto czerwony kolor…