Lexus ES - pierwsze auto z kamerami zamiast lusterek w oficjalnej sprzedaży
Oto i on – pierwszy samochód osobowy z cyfrowymi lusterkami, który trafił do oficjalnej sprzedaży. Co prawda na chwilę obecną wersja z takim rozwiązaniem trafi na rynek w Japonii, ale nie da się ukryć, że jest to pierwszy krok w stronę cyfryzacji lusterek. Choć brzmi to dość dziwnie.
25.10.2018 17:51
Lexus zaprezentował niedawno nowy model ES nie tylko na Salonie Samochodowym w Paryżu, gdzie auto miało swoją europejską premierę, ale również na innych rynkach, między innymi w rodzimej Japonii. Co ciekawe, Kraj Kwitnącej Wiśni musiał czekać trochę dłużej niż reszta świata, ale w zamian Japończycy dostaną coś specjalnego – cyfrowe lusterka. Zamiast tradycyjnych elementów szklanych pojawią się niewielkie kamery oraz ekrany, na których będzie widać to, co dzieje się za autem. Ma to swoje plusy i minusy, ale o tym za chwilę.
Zaprezentowany model to już siódma generacja ES-a, bazująca na nowej płycie podłogowej GA-K, która jest wykorzystywana między innymi do produkcji modelu Toyota Camry czy RAV-4. Pod maską wersji na rynek japoński pojawi się między innymi napęd hybrydowy, bazujący na czterocylindrowej jednostce 2,4-litra. Jednak nie to wzbudza największe zainteresowanie, a niewielkie kamery zamontowane w miejscu tradycyjnych lusterek. Jak to działa w praktyce? Cóż – bardzo prosto.
W niewielkich i aerodynamicznych obudowach kryją się kamery, które przekazują obraz na 5-calowe ekrany umieszczone u podstawy słupków A wewnątrz pojazdu. Technologia ta już od dawna pojawiała się w projektach, koncepcjach i zapowiedziach, ale dopiero teraz dostała zielone światło na rynku w Japonii. Jeśli to rozwiązanie się sprawdzi, zapewne odpowiednie regulacje pojawią się na rynkach w innych krajach. Warto wspomnieć, że jakiś czas temu do sprzedaży trafiła ciężarówka wyposażona w kamery zamiast lusterek.
Swoją drogą w Polsce może być o to trudno, bo skoro okazało się, że elektroniczny hamulec postojowy montowany w wielu nowoczesnych autach jest nielegalny, to przepchnięcie projektu cyfrowych lusterek może graniczyć z cudem. Co do hamulca „ręcznego” oraz problemu z jego legalnością, wystarczy zajrzeć do rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia, a konkretniej do zapisów paragrafu nr. 14. Mimo wyraźnych zapisów, auta tego typu są dopuszczane do ruchu. To pokazuje, jak przestarzałe i nieaktualne przepisy mamy w naszym kraju.
Wróćmy jednak do cyfrowych lusterek w Lexusie ES. Pod względem funkcjonalnym, to rozwiązanie może mieć zarówno mnóstwo zalet, jak i wad. Kwestie estetyczne zostawmy na boku, bo jednym się to spodoba, innym nie. Moim zdaniem auto wygląda tak, jakby ktoś te lusterka po prostu ukradł i zostawił elementy montażowe. Z drugiej jednak strony nie można zapominać o walorach aerodynamicznych, bowiem lusterka tradycyjne, jakkolwiek by nie były opływowe, generują większy opór powietrza, niż miniaturowe kamery.
Kolejną zaletą jest możliwość rozszerzenia rzeczywistości (widok nocny, zaznaczanie i śledzenie elementów na ekranie itp.) i praktycznie brak podatności na warunki atmosferyczne typu deszcz czy śnieg. Kamera głęboko schowana w obudowie praktycznie zawsze będzie sucha i czysta, czego nie można powiedzieć o tradycyjnych lusterkach. Poza tym ekran jest wewnątrz pojazdu, więc nie jest podatny na zabrudzenia. Mało tego, nie jest narażony na uszkodzenia mechaniczne w takim stopniu, jak szklany element ale… jeśli już zostanie uszkodzony, koszt naprawy może być kosmiczny. O ile zwykłe lusterko możemy wymienić samodzielnie w przypadku prostszych modeli bez podgrzewania itp., tak wymiana uszkodzonej kamery wraz z całym osprzętem to zadanie dla ASO. A to wiadomo z czym się wiąże.