Kupujesz, giniesz i koniec, czyli szykujmy się na jednorazowe gry
Dotychczas za gry jednorazowe uznawało się takie, do których po ich przejściu już nie chciało się wracać i potem zazwyczaj bez wyrzutów sumienia się je odsprzedawało, jeśli tylko było można. Coraz więcej niezależnych twórców kombinuje jednak obecnie z ideą odcinania nabywcy od produktu w momencie śmierci jego wirtualnego bohatera. Kupujesz, giniesz, koniec. Projekt One Life to sieciowa strzelanka też z jednym życiem.
21.10.2015 | aktual.: 21.10.2015 12:15
One Life
W powstające w rosyjskim studiu Kefir! Games dziele mamy naprawdę zżyć się ze swoim najemnikiem i dbać o niego, jak o własną skórę, bo zgon będzie faktycznym Game Over. Tytuł powstaje z myślą o platformie Steam i po śmierci postaci ma się na niej dezaktywować. Zostanie jednak na liście w bibliotece, więc nie będzie można go przykładowo ponownie kupić. Nikomu nie broni się zakładania nowych kont oraz nabywania na nich gry, aby znowu móc się chwilę pobawić, ale czy warte to zachodu? Zasadniczo więc zabawa sprowadza się do przeżycia, przy czym brak opcji odrodzenia się wymusza zupełnie inne podejście do rozgrywki. Należy mieć się stale na baczności.
Tłem dla gry są całkiem szczegółowo zrobione zrujnowane miejsca, opanowane przez zainfekowane tajemniczym wirusem mutanty, kierujące się szczątkową sztuczną inteligencją, a także zamieszkiwane przez innych graczy. Groźniejsi są oczywiście ci drudzy. Co ważne, taka kulka w głowę nie oznacza tutaj natychmiastowego kopania grobu na wirtualnym cmentarzu, gdyż to od oprawcy zależy nasz jednorazowy los. Dobije, wcześniej dając na nas upust nagłej potrzebie fizjologicznej, czy może wysłucha błagań i odratuje? Jest też opcja zamknięcia kogoś w klatce we własnym wielkim kontenerze na kółkach, aby słuchać próśb internetowego przeciwnika o wolność. Taki kanarek dla skrzywionych psychicznie. Jeżeli planujecie wejść jednak do tego świata, lepiej zrobić to z przyjaciółmi. Razem zawsze raźniej, poza tym da się współdzielić zebrane przedmioty wykorzystywane do tworzenia przydatnych rzeczy i wspólnymi siłami rozbudowywać mobilną bazę. Z ciał wypadają rzecz jasna przydatne śmieci.
Jak na eksperyment, cena na szczęście nie jest zaporowa. W przedsprzedaży ustalono ją na niecałe 10 dolarów. Zastanawiające jednak czy twórcy nie zapomnieli czasem o prostym fakcie, że na Steam od jakiegoś czasu można domagać się zwrotu pieniędzy za grę bez podawania przyczyny. Dwie godziny, które da się bez strachu przeznaczyć na testy, spokojnie wystarczą na zaznajomienie się z produktem, a jeśli zginiemy Valve nam to zrekompensuje. Pomysł na tzw. perma-permadeath, kiedy śmierć istotnie oznacza koniec zabawy, także do nowych nie należy, chociaż wcześniej zarezerwowany był raczej dla gatunku RPG, który reprezentuje przykładowo projekt Upsilon Circuit.