Kinectimals

Redakcja

11.01.2011 11:04, aktual.: 01.08.2013 01:47

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zawitał u nas niedawno nowy domownik. Niewielki, puchaty, z miłym usposobieniem. Nie linieje, nie wymaga regularnego karmienia czy pojenia. Nie trzeba po nim sprzątać, ani wyprowadzać go na spacer. Jedyne, czego potrzebuje, to dużo miłości, czułości i czasu na zabawę, zaś w zamian zaoferuje wirtualną przyjaźń aż po grób. Tudzież do momentu przejścia gry czy znudzenia nią, chociaż tego ostatniego nie przewiduję - przynajmniej w przypadku młodszych smyków. Tak, „futrzane” Kinectimals to był przede wszystkim prezent dla córeczki. Symulator puchatych zwierzaczków stanowi wymarzony podarunek dla dziecka. Nigdy byście nie uwierzyli, że dwulatek sam potrafi się zalogować, włączyć grę i czerpać z niej mnóstwo przyjemności.

Tytuł, zaprezentowany na zeszłorocznych targach E3, podzielił publiczność na dwa obozy. Jedni byli zachwyceni możliwościami interakcji ze zwierzem, inni zwyczajnie machnęli na to wszystko ręką. Cóż, dojrzalsi gracze w większości nie odnajdą się w infantylizmie oraz zalewającej ekran słodyczy, niemniej pozycja ta świetnie wykorzystuje możliwości Kinecta i może być właśnie tytułem do demonstracji sprzętu. Szczególnie, że wykonanie stoi na bardzo wysokim poziomie - studio Frontier Developments spisało się na piątkę. Nie jest to w sumie dziwne, bowiem mają oni już doświadczenie przy pracy z Wii, gdzie opanowali niekonwencjonalne sterowanie, zaś z fauną zetknęli się w Dog's Life na PS2, czyli opowieści o… psie.

Gra przenosi nas na tropikalną wyspę o nazwie Lemuria. Tam spotkamy swojego przewodnika - dziwnego, latającego i przypominającego wiewiórkę stworka imieniem Bumble. Wspomina on stare czasy, kiedy właścicielem rajskiej krainy był pewien kochający zwierzęta pirat. Niestety zaginął on, a włochaci podopieczni są z powodu tej straty teraz bardzo nieszczęśliwi. Musimy zastąpić dawnego posiadacza zapomnianego skrawka lądu, spróbować odkryć tajemnice ukryte gdzieś w głębokiej dziczy oraz rzecz jasna zająć się zabawą z kociakami. No i oczywiście odpowiedzieć na pytanie, gdzie zaginął poprzednik. Zaczynamy w Futrzakowie, aby wybrać uroczego kompana. Początkowo dostępnych mamy pięć gatunków kociaków: lew afrykański, czarna pantera, gepard, tygrys plus leopard.

Obraz

Nie jesteśmy uwiązani do jednego zwierza, bo w dowolnej chwili da się go wymienić na innego. Fajnie, że każdy maluch wykazuje unikalne zachowania. Tygrys jest słodki i ufny, pantera skrada się tak, jakby była w trakcie polowania, za to lew wypada niezwykle władczo, do tego potrafi "ryknąć". Naturalnie wszystko pozostaje w tonacji zabawy, nie uświadczycie realizmu rodem z National Geographic. Pupila idzie nazwać, wypowiadając imię do mikrofonu Kinecta, jednak nie zauważyłem, by miało to jakieś przeniesienie na późniejszą grę – zwierzak wołany, czy też nie, i tak ciągle podbiega. W trakcie wychowywania „cyfrzaków” odblokujecie kolejnych towarzyszy, więc stadko powiększy się szybko o nowych przyjaciół. Wersje limitowane Kinectimals, oprócz pluszaków, posiadają opcję przeniesienia unikalnego „przytulasa” do wirtualnego świata za pomocą skanowalnego kodu. Przy czym w sieci już łatwo napotkać obrazy odpowiadające poszczególnym bonusom…

[break/]Podopieczni prezentują się przesłodko, zostali doskonale zanimowani. Futro wygląda jak prawdziwe, reaguje na podmuchy wiatru i odpowiednio błyszczy się w słońcu. Pysk zwierzaka wyraża emocje może nieco za bardzo podobne do ludzkich, ale trzeba pamiętać o grupie docelowej odbiorców. Kotki wydają też z siebie bardzo realistyczne dźwięki – mruczą, „gadają” po swojemu. Gra oferuje do tego zróżnicowany świat, dopracowany pod względem graficznym. Na zielonej polanie skaczą zające, na piaszczystej plaży przechadzają się kraby, a w starych ruinach wesoło hasają lemury. Patrzący na ekran telewizora może niemal namacalnie poczuć tropikalny klimat bezludnej wyspy lub deszczowego lasu. W parze z wrażeniami estetycznymi idzie przyjemna dla ucha ścieżka dźwiękowa. Melodie są relaksujące, zaś zwierzaki „pomiaukują” żwawo. Jedyny problem taki, że brakuje polskiego dubbingu. Lokalizacja odbyła się wyłącznie w sposób tekstowy.

Obraz

W każdej lokacji dostajemy do wyboru całą gamę zabaw ze swoim pupilem. Możemy grać z kotem w siatkówkę plażową czy piłkę nożną, rzucać mu freesbie lub sombrero, strzelać do niego z pistoletu wodnego, albo celować butem w kraby. Zwierzak pojeździ na zdalnie sterowanym samochodzie, pomoże łapać motyle w siatkę i wykona wyuczone sztuczki, a za to Wy go nakarmicie oraz umyjecie. Wybór interakcji mamy spory. Za wszystkie aktywności przyznawane są punkty, które wypełniają podzielony na pięć części pasek odkrywcy. Każda prowadzi do odsłonięcia nowej konkurencji w rejonie, przykładowo celowania piłką do ogromnych baniek (co wcale takie proste nie jest), tudzież napełniania wodą ogromnych żab. Przechodzenie poszczególnych zmagań nagradzane jest medalami, prezentami oraz pieniędzmi, za które nabywa się nowe zabawki dla kociaka plus sprzęty do umeblowania domu. Zaliczenie wszystkich konkurencji w danym obszarze skutkuje odkryciem następnego fragmentu wyspy.

Sterowanie ruchami nie jest zbytnio męczące, a oprócz kilku wyjątków wypada intuicyjnie. Spocimy się trochę przy kopaniu piłki czy na torze przeszkód, ale ogólnie jest spokojnie i całkiem bezstresowo. „Bycie” kontrolerem w przypadku tej produkcji sprawia dużo satysfakcji, szczególnie milusińskim. Jak wspominałem, moja dwuletnia córa świetnie sobie daje z wszystkim radę, porusza szybko po menusach, wykonuje bez problemu sztuczki ze swoim kociakiem. Kiepsko wypada chyba tylko rzucanie różnymi przedmiotami. Ciężko jest wyczuć, jak powinniśmy ustawić rękę, by rzecz poleciała tak, jak chcemy, a zdarza się też, iż magicznie przylepia się ona do dłoni. Niemniej jako pewną przeciwwagę dodam, że kierowanie samochodem dopracowano tutaj o niebo lepiej niż w Joy Ride.

Obraz

Tak, tytuł ten skierowany jest do dzieci, zafascynowanych puchatymi zwierzątkami - i właśnie pod tym względem go oceniam. Dorosły może szybko znudzić się powtarzalnymi konkurencjami, niskim poziomem trudności oraz ogólnym przesłodzeniem Kinectimalsów. Nie jest to pełnoprawny symulator kociaków, bowiem chociaż są podstawy opieki, nie musimy ich karmić, ani poić... Za to nasza pociecha odnajdzie tutaj to, co już nas "pryków" tak nie bawi – słodkiego kiciusia "do kochania", proste minigierki, tajemnicę do odkrycia, meblowanie domku i intuicyjne sterowanie. A wszystko przyprawione naprawdę ładną, sielską grafiką tropikalnej wyspy. Drobne błędy nie wpływają na odbiór całości. Kinectimals to idealny prezent dla kilkuletniego szkraba, a w szczególności dziewczynki. Może znajdzie się też jakiś dorosły, który odnajdzie w sobie dziecko i przygarnie kotka?

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl