Kinect Adventures
Kinect już gości w domach wielu szczęśliwych (bo kupić „gadżet” łatwo nie jest) posiadaczy Xboksa 360 w Polsce. Microsoft, wzorem Nintendo oraz ich Wii Sports, nie pozostawił nabywców tego drogiego urządzenia na lodzie i do pudełka z „kamerką” dokłada zbiór minigierek. Dobre posunięcie, zważywszy że za sprzęt zapłacimy w granicach 600 złotych - w ten sposób od samego początku jest też w co szarpnąć. Kinect Adventures to tytuł stworzonym przez Good Science Studio, powołane do życia specjalnie do wykonania startowej pozycji na nową zabawkę. Udanie pokazuje wady i zalety świeżego zakupu.
21.12.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:47
Płytka zawiera przy okazji wymaganą aktualizację interfejsu konsoli, co przyda się osobom bez dostępu do Internetu. Gdy już Kinect stanie pod (lub nad) telewizorem, radzę przygotować sobie sporo miejsca, odsunąć meble i kanapy, a także zwrócić uwagę na to, czy nie chcemy czasem grać pod żyrandolem – chrońmy się przed kontuzjami. Kolejną sprawą jest zaproszenie paru znajomych, bowiem Kinect Adventures jest pozycją typowo imprezową. Bawiąc się samemu szybko dopada nas monotonia oraz znużenie, chyba że pragniemy zdobywać kolejne osiągnięcia. Ciekawa sprawa to „wstawienie” do gry awatarów - gdy dobrze skonfigurujecie urządzenie, zostaniecie automatycznie rozpoznani i Wasze „alter ego” pojawi się na ekranie. Z kwestii „przestrzennych” - do komfortowej obsługi potrzeba przynajmniej 1,8 metra od urządzenia dla jednego gracza, do około 2,5 metra dla dwóch (nie licząc miejsca wymaganego do ruchów na boki i w tył). Posiadacze małych lub gęsto zastawionych rupieciami wszelkimi kącików powinni w tym momencie zastanowić się nad sensem wydawania kasy na sprzęt.
Dobra, przygotowania za nami, więc wita nas menu gry. Z miejsca zauważycie dostęp do trzech dem innych produkcji „ruchowych” - Your Shape - Fitness Evolved, Kinect Joy Ride oraz Dance Central, ale co kogo z początku obchodzą testówki… Grę obsługujemy w całości ruchami, poszczególne opcje zatwierdzamy krótkim przytrzymaniem widocznego na ekranie wskaźnika w interesującym nas akurat miejscu - może nie do końca intuicyjne, niemniej idzie się szybko przyzwyczaić. Do wyboru mamy oto tryb przygody, trening plus próby czasowe, odblokowywane w trakcie naszych postępów w rozgrywce. Dodatkową opcją jest przeglądanie zdjęć, robionych przez Kinecta podczas najbardziej szalonych wygibasów, a które można sobie potem udostępniać przez portal Kinectshare na serwisy społecznościowe. Poza tym, przejrzycie jeszcze zdobyte podczas gry zabawne statuetki, dla których istnieje możliwość nagrania własnego podkładu głosowego. Acz niestety nie przy koncie Live założonym na Polskę…
Na początku wypada zacząć od treningu. W przystępny sposób zapoznamy się tu ze wszystkimi pięcioma konkurencjami, grając w coraz trudniejsze i bardziej wymagające plansze. Za postępy otrzymujemy monety, których ilość przekłada się na medale - brązowy, srebrny, złoty i platynowy. Pierwsza zabawa polega na zatykaniu wszystkimi kończynami (głową także!) nieszczelności, które fundują nam nieprzyjazne rybki. Znajdujemy się bowiem w szklanym akwarium na dnie oceanu, gdzie tylko od naszej zręczności zależy to, czy wypełni je woda. Gra jest szybka i dynamiczna, wymagająca czasem niezłych kombinacji, bo fauna dziurawi nam szkło nie tylko z przodu, ale też z boków, czy pod nogami. Szkoda, że zdarzają się niedokładności w odczytywaniu ruchów oraz dużo czasu zajmuje odpowiednie ułożenie kończyn. Kolejna konkurencja to spływ pontonem. Tutaj, w czasie dryfowania w dół strumienia, głównie manewrujemy na boki oraz skaczemy nad przeszkodami, zbierając rozrzucone wzdłuż trasy dobra. Trzeba pamiętać, by „kicać” odpowiednio wcześniej. Bezwładność pontonu też daje się we znaki.
[break/]Dalej jest „zbijak” - jak najszybsze czyszczenie klocków, poruszających się we wszystkie strony, za pomocą silnych serwisów. Czasem trafi się na specjalny sześcian, zwielokrotniający piłki i pozwalający na ekspresowe zakończenie gry. Sytuację kontrolujemy całym ciałem, szybkim wymachem kończyn regulujemy siłę uderzenia. Ponownie należy reagować z odpowiednim wyprzedzeniem, gdyż w tej zabawie odczuwalne jest opóźnienie przetwarzania ruchów... Chętni na tor przeszkód, po którym poruszamy się drezyną? Przyśpieszamy skacząc, ale do tego musimy co chwila unikać przeszkadzajek, schylać się, łapać monety rozrzucone po trasie. Trudniejsze poziomy to istna mordęga dla mniej zaprawionych fizycznie, bo kombinacje, które wykonujemy, są częste i szybkie. Ostatni rodzaj zmagań to wreszcie rozwalanie mydlanych baniek, wylatujących z podłogi, sufitu oraz ścian wirtualnego pokoju. Jesteśmy w stanie nieważkości, wymachując ramionami latamy po pomieszczeniu. Poza drezyną, w każdą z konkurencji da się grać w kooperacji – aby dołączyć, wystarczy wejść w pole widzenia Kinecta.
Tryb przygody to z kolei kombinacja wszystkich dyscyplin, podzielony został na stopnie trudności. Im dalej się zapędzimy, tym wyższe wymagania stawia przed nami Adventures, aby zaliczyć poziom i przejść do kolejnych zadań. Będą to przykładowo określona ilość medali lub zaliczenie etapów na czas, albo uzbieranie odpowiedniej ilości diamentów. W międzyczasie zdobywamy „żywe statuetki”, które możemy publikować, ubranka plus akcesoria dla awatara, tudzież po prostu osiągnięcia. Jak wspominałem, mikrofon zablokowano dla naszej lokalizacji, co ogranicza zabawę w temacie nagrywania głosu dla danego zwierzaczka czy scenki… Ambitni, brnąc dalej, poodblokowują próby czasowe, umożliwiające bicie rekordów. Poziom zabawy nie jest tutaj wygórowany i nie powoduje frustracji – rzecz w sam raz dla osobników wesoło imprezujących w gronie znajomych.
Pamiętając, że jest to typowa produkcja „grupowa”, na dodatek dodawana „za darmo”, nie spodziewajcie się cudów pod względem oprawy graficznej. Można o niej powiedzieć tyle, iż zwyczajnie spełnia swoją rolę. Bardziej już trzeba się przyczepić monotonii – tras do spływu pontonem oraz dla jazdy drezyną jest kilka, różniących się szczegółami, zaś cała reszta dyscyplin odbywa się ciągle w tych samych lokacjach. Twórcy powinni byli nieco urozmaicić otoczenie, by do gry jednak nie wkradała się za szybko nuda... Zmaganiom towarzyszy garść skocznych motywów muzycznych, które niemniej po pewnym czasie zaczynają irytować. Same dźwięki to też nic nadzwyczajnego – ot, pasujące do sytuacji „sample”, czasem w grze odezwie się lektor w trakcie wstawek przerywnikowych. Spolszczenie? W formie napisów - głosy pozostały w oryginalnej, angielskiej wersji.
Opisywany zestaw minigierek świetnie nadaje się jako pierwsza „przygoda” z Kinectem - to dobra opcja do zaprezentowania sprzętu na imprezie i pokazania jego możliwości. Kompilacja stworzona została głównie pod rywalizację dwóch graczy, pojedynczy uczestnik zabaw szybko się znudzi powtarzalnością konkurencji. Niektóre dyscypliny mają problemy z odczytywaniem ruchów oraz opóźnieniami, zaś oprawa audiowizualna nie zachwyca, acz i tak jest nieźle, jak na „darmowy” produkt. Kinect Aventures można skończyć w kilka godzin - wszystko zależy od kondycji fizycznej. Potem pokurzy się aż do kolejnego spotkania towarzyskiego...