Kapitan Morgane i legenda Złotego Żółwia

25.07.2012 13:07, aktual.: 01.08.2013 01:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Fani przygodówek na pewno kojarzą Blondynkę w opałach od Wizarbox. Jeżeli podobały się Wam poprzednie dzieła studia, to niczym tropikalna ryba w karaibskich wodach poczujecie się uruchamiając grę Kapitan Morgane i legenda Złotego Żółwia, bowiem ponownie pokierujemy poczynaniami sympatycznej bohaterki, tyle że w XVII wieku. Ciekawostką jest, iż produkcja pojawiła się w naszym kraju wyłącznie w cyfrowej formie na platformie muve.pl rodzimego dystrybutora Cenegi. Demonstrować ma między innymi prostotę obsługi systemu i faktycznie nie napotyka się żadnych problemów przy pobieraniu lub instalacji. Tylko czy warto wydać 50 złotych na tytuł bez pudełka?

Historia pióra zaprawionego w fachu Stevena Ince’a trzeba przyznać wciąga, aczkolwiek wiele pomysłów powyciągano z innych dzieł o podobnej tematyce, z The Secret of Monkey Island na czele. Morgane od dziecka chciała zostać przywódcą bandy piratów, tak jak jej tata. Po zaginięciu na morzu wuja dziewczyny, potem zaś śmierci matki, ojciec zabrał ją na swój statek, gdzie dorastała. W swe siedemnaste urodziny bohaterka musi udowodnić, że będzie w stanie przejąć obowiązki, zostając faktycznie zastępcą kapitana. Najpierw kompletuje załogę, a potem pierwsze zadanie, którego się podejmuje, to zbadanie legendy o tytułowym Złotym Żółwiu. Przy okazji chodzą wieści, iż niegdyś zmyty z pokładu przez sztormową falę wujek Eduardo jednak żyje, więc na drugim planie jest jego odnalezienie. Rzecz jasna wątki w końcu się splotą.

Obraz

Gra nie stara się być rewolucyjną, przede wszystkim stawiając na dobrą zabawę. Fabułę pchamy naprzód oczywiście poprzez odpowiednie wykorzystanie napotykanych przedmiotów, przyglądanie się otoczeniu plus rozmowy z różnorakimi postaciami. Co dobre, rzeczy do zebrania są wyraźnie dostrzegalne, zaś zagadki w większości przypadków po prostu logiczne. Niby nic, a ważne. Wystarczy chwila konsternacji i rozejrzenie się po tym, co mamy (lub jeszcze nie mamy) w kieszeni, żeby poradzić sobie z napotkanym kłopotem. Czasem w roli wspomagacza skorzystamy także z usług członków załogi. Popływamy również po morzu – w sumie poznamy 5 kolorowych wysp, zaś dzięki podręcznej mapie nie jesteśmy skazywani na bezcelowe bieganie z miejsca na miejsce. Czasem zdarzy się wziąć ponadto udział w jakiejś mini-gierce (przykładowo pojedynek lub partyjka na jednorękim bandycie), co dosyć urozmaica zabawę.

[break/]Graficznie ręcznie rysowane tła pełne szczegółów w połączeniu ze starannie, choć nieco karykaturalnie wymodelowanymi w 3D postaciami, potrafią skłonić do uśmiechu, niemniej zabrakło mi automatycznego dobierania poziomu oprawy do mocy obliczeniowej komputera. Przyzwyczajony już do przygodówek z minimalnymi możliwościami dostosowania opcji wyświetlania nie zdziwiłem się brakiem odpowiednich ustawień w menu, nieco krzywiąc na domyślną rozdzielczość oraz kanciastość obiektów, tymczasem jak najbardziej wrażenia wizualne da się (a nawet trzeba) poprawić, jednak z poziomu osobnej aplikacji. Ciasne i przewijające się przez wiele ekranów lokacje nagle zrobiły się obszerne, jednoplanszowe, a przy tym cieszące oko. Ponętne, acz proste kształty Morgane uwypuklił antyaliasing.

Obraz

Można przyczepić się do pójścia na łatwiznę w przypadku scenek przerywnikowych, gdzie zamiast zaawansowanej animacji komputerowej prezentuje się kilka nakreślonych naprędce kadrów niczym z komiksu, lecz ogólnie stylizacja nie na technologiczny hit, lecz raczej hołd starusieńkim przygodówkom z trójwymiarowymi elementami, wychodzi produkcji na dobre - podobnie jak charakterystyczne podejście do udźwiękowienia. W tle karaibskie rytmy, a bohaterowie wypowiadają się z osobliwymi akcentami, radośnie „łamiąc” słowa (przodują tutaj członkowie rodu bohaterki i jej przyjaciele). Aż szkoda, że nie zdecydowano się na pełne przetłumaczenie projektu, bo moglibyśmy otrzymać niezłą komedię w pirackich klimatach – jest jedynie dobrze zrobiony przekład w postaci napisów.

Obraz

Otrzymaliśmy ujmujący za serce produkt, idący w parze z przeszłymi poczynaniami Wizarbox (czasem może nawet nazbyt, bo niektóre lokacje wypadają tu dziwnie znajomo…), który nie frustruje, a dzięki starannie przemyślanym, możliwym do rozwiązania „na rozum” sytuacjom polecić go warto młodszym graczom. Wypada także chyba podkreślić, że kobieca bohaterka nie emanuje przesadnym seksapilem, więc żadnego młodziana nie „skrzywi” psychicznie – niechaj rodzice śpią spokojnie. Czy kupić? Lepiej by młodzież pogłówkowała przez te dziesięć godzin, niż tylko spędzała czas na różnorakich MMO. Ja, mając swoje lata, bawiłem się świetnie, acz widziałbym grę mimo wszystko raczej w nieco niższej cenie.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl