Google zdławi rosyjską propagandę, gdyż sami nie odróżnimy jej od prawdy
Od zwycięstwa Donalda Trumpa w wyścigu o prezydenturę StanówZjednoczonych fraza „fake news” nie znika z nagłówków mediówgłównego nurtu. Dzieje się tak zresztą nie tylko w USA, właściwienie ma dziś zachodniego państwa, które nie walczyłoby z(delikatnie mówiąc) „postprawdą”, czy też jak niektórzyotwarcie to nazywają, „rosyjską propagandą”. Być może jużwkrótce problem zniknie. Na front walki z „fake news” wkraczabowiem samo Google, które właśnie ogłosiło, że pozycja treścipochodzących z rosyjskiej sieci telewizyjnej RT oraz serwisuinternetowego SputnikNews zostanie sztucznie obniżona w wynikachwyszukiwania.
22.11.2017 | aktual.: 22.11.2017 13:22
Eric Schmidt, przewodniczący Alphabet Inc., firmy-parasolarozciągniętego nad Google ogłosił podczas Halifax InternetSecurity Forum, że największa na świecie wyszukiwarka internetowamusi sobie jakoś poradzić z rozpowszechnianiem dezinformacji, wszczególności tych, które produkowane są przez państwowąrosyjską machinę propagandową. Google opracowuje więc metodywykrywania takich operacji, a następnie obniżania w wynikachwyszukiwania pozycji witryn, które stanowią tuby propagandowe.
To nie cenzura, to rankingNastępnie Schmidt wymienił z nazwy dwa serwisy, które uważa zatakie tuby. To RT, czyli rosyjska globalna sieć telewizyjna,należąca do agencji prasowej TV-Novosti, oraz Sputnik, globalnaagencja informacyjna należąca do państwowego rosyjskiego operatoramedialnego Rossija Siewodnia. Cenzura? Nic z tych rzeczy. EricSchmidt nie jest zwolennikiem cenzury, nie będzie banował żadnychserwisów. On jest zwolennikiem rankingów – czyli tego, co właśnieGoogle robi. To bardzo dobre pytanie, jak umieścić względemsiebie w rankingu A i B, prawda? A my to właśnie robimy najlepiejjako możemy dla milionów rankingów każdego dnia– stwierdził przewodniczący Alphabet Inc.
To jednak może nie wystarczyć,należy spodziewać się wyścigu zbrojeń, ponieważ wszyscy ci,którzy próbują manipulować informacją, niebawem zdobędąjeszcze lepsze narzędzia. Google będzie więc czujne, nieustannieulepszając swoje algorytmy wykrywania propagandy.
Rosjanie zareagowali nadeklaracje Schmidta dość wstrzemięźliwie, w Mountain View nieodnotowano wciąż żadnych operacji Specnazu. Jedynie redaktornaczelna Sputnika, Margarita Simonian stwierdziła, że dobrzemieć nagranie, na którym Google gwałci wszelką logikę irozumność: jeśli fakty pochodzą z RT, nie są dopuszczone,„ponieważ Rosja” – i to mimo też, że nagrano wypowiedźprzedstawicieli Google zeznających przed Kongresem, że nie znaleźliżadnych oznak manipulacji na swojej platformie, ani naruszeńregulaminu przez RT.
Dla Google nie jest to jednaknajwyraźniej problem. Eric Schmidt, który przecież jeszcze wzeszłym roku nazywał panią Hillary Clinton swoją wieloletniąprzyjaciółką i był jej doradcą podczas kampanii prezydenckiej, a jak wynika z dokumentów ujawnionych w wyciekuopublikowanym przez Wikileaks był też doradcą w kampanii BarackaObamy, uważa, że „prawdzie” trzeba pomóc. Z doświadczeńostatniej kampanii prezydenckiej wynika, że opinia publiczna niejest w stanie samodzielnie odróżnić „fake news” od prawdy,szczególnie gdy ma się do czynienia z silnym przeciwnikiem,próbującym aktywnie rozpowszechniać dezinformację –powiedział zgromadzonej publiczności.
Wolność Słowa* (tam, gdzie ma zastosowanie)
Decyzja Google nie spotkała się zkrytyką w USA. CNN w ogóle nie podjęło tematu, Fox opublikowałzdawkowego newsa, New York Times opublikował dodatkowe wyjaśnieniaze strony rzeczniczki Google, Andrei Faville. Stwierdziła ona, żeSchmidt odniósł się do zainicjowanych w kwietniu tego rokuwysiłków, mających na celu obniżenie w wynikach wyszukiwanialinków prowadzących do treści niskiej jakości, fałszywych lubcelowo wprowadzających w błąd, a zarazem podkreślania tychtreści, które należy uznać za wiarygodne. Faville dodała też,że Google nie ustawia ręcznie rankingu poszczególnych witryn,lecz analizuje ich atrybuty, by automatycznie przypisać im pozycjęw wynikach.
Nie jest to jedyna otwarcieantyrosyjska akcja w ostatnich dniach w Stanach Zjednoczonych. Wpaździerniku Twitter ogłosił, że nie będzie już przyjmowałżadnych reklam od RT i Sputnika, a z początkiem listopada RTAmerica zostało zmuszone do zarejestrowania się jako „obcy agent”w amerykańskim Departamencie Sprawiedliwości. W praktyce oznaczato, że sieć musi ujawniać swoje finanse i oznaczać emitowaneprzez siebie treści specjalnymi etykietkami.
Działania przeciwko Sputnikowi mogąjeszcze być jednak jakoś zrozumiałe. W końcu rok temu brytyjskidziennikarz Edward Lucas z The Economist określił Sputnika jakooręż w wojnie cybernetycznej z Europą i USA (…) dla któregopracowanie jest gorsze niż bycie pijarowcem firmy tytoniowej.Znacznie bardziej zaskakują takie działania, jak usunięcie wzeszłym tygodniu z YouTube kanału RussianFaith. Kanał ten poświęcony był zarówno tematyceogólnochrześcijańskiej, jak i w szczególności renesansowiprawosławia w Rosji.
Autorzy kanału, który powstał nie z finansowania rosyjskich władz, lecz dzięki datkomwiernych, otrzymali informację, że publikowane przez nich treścinaruszają wytyczne dla społeczności. Podejrzewają, że ich kanałzostał usunięty za zamieszczoną w jednym z klipów krytykę„gejowskiej teologii” – a coś takiego przecież jest niedopuszczalne z perspektywy liberalnej doktryny amerykańskich elit.
Aktualizacja
Jak donosi Reuters, Google otrzymało od rosyjskiego regulatora mediów Roskomnadzoru list z żądaniem wyjaśnień w tej kwestii. Szef Roskomnadzoru, Aleksander Żarow, zapowiedział, że po otrzymaniu odpowiedzi zastanowi się nad dalszymi krokami, ma jednak nadzieję, że uda się uniknąć konieczności zastosowania działań odwetowych.