God of War: Wstąpienie
Wieści o próbach wprowadzenia multiplayera do serii God of War chodziły od dawna i nie będę ukrywał, że kiedy wreszcie zapowiedziano wzbogacone o tryby sieciowe Wstąpienie nastawiałem się z tego względu na słabą kampanię z udziałem Kratosa. Duch Sparty wyrżnął już w pień prawie wszystkie ważne greckie bóstwa, a jego historia pozornie się zakończyła (chociaż pozostawiono nam iskierkę nadziei), więc postanowiono zrobić to, co było najbardziej wygodne – cofnąć się w czasie. Zanim wymalowany na czerwono twardziel zakręcił ostrzami na łańcuchach przeciwko Aresowi, okazuje się, że jakiś czas spędził w niewoli trzech furii, które bawiły się jego psychiką. Wątek główny przyznacie sami dużo mniej atrakcyjny, niż walka z całym Olimpem – ale tytuł broni się mocno grywalnością. To jednak nie miłość od pierwszego wejrzenia…
21.03.2013 | aktual.: 01.08.2013 01:45
Jeśli możecie, odpuśćcie sobie wersję polską. Lokalizacja produktu wypada niby nieźle, niemniej główna „atrakcja” Bogusław Linda miał do przeczytania zaledwie kilka linijek tekstu, zaś przełożenie scenariusza na nasz język zaowocowało niestety niepożądanym efektem pogłębiającego się zagubienia. Już sam fakt, że fabuła rzuca nas między wydarzeniami bieżącymi i tym, co było w przeszłości, utrudnia ogarnięcie w sumie prostych zależności, a tłumaczenie tylko sprawy komplikuje. Warto też mieć na uwadze, że tytuł nie idzie w ślady God of War III, lecz raczej pierwszej gry z serii – unika się na wstępie rozczarowania wachlarzem dostępnego oręża oraz poziomem serwowanej odbiorcy „na oczy” brutalności. Jasne, jest miażdżenie czaszek butem, rozcinanie na pół, wybebeszanie, odcinanie nóg czy wykrawanie mózgów, ale to wszystko w porównaniu z poprzednią odsłoną sagi na PlayStation 3 są widoki zdecydowanie ułagodzone.
Dostajemy do dyspozycji charakterystyczne ostrza plus podnoszone raz na jakiś czas bronie pomocnicze, jak porzucone miecz, maczuga lub włócznia, a może trafić się i powiedzmy tarcza. Główną rolę w walce pełni magia od bogów, oparta na ogniu, piorunach, lodzie oraz duszach, rozwijana za gromadzone czerwone kule. Z każdym kolejnym ciosem ładujemy widoczny w rogu ekranu pasek furii, żeby po jego zapełnieniu zacząć zadawać spektakularne (także wizualnie) obrażenia. Dochodzi do tego opcja użycia umiejętności specjalnej związanej z wybranym akurat bóstwem, ale uwaga – razy zbierane od wrogów kasują po części wskaźnik, stawiając nas znowu w gorszej sytuacji. Udanie wpłynęło to na urozmaicenie starć, bo trzeba teraz o wiele więcej myśleć oraz unikać ataków, a nie tylko zajadle klepać przyciski. Przydaje się sztuczka z wbijaniem jednego łańcucha we wroga, aby przynajmniej szybko zrzucić go w przepaść. Później w zabijaniu pomoże przywoływanie klona Kratosa i miejscowe spowalnianie akcji.
W tym miejscu wetnę się może z narzekaniem na rzeczy, które bardzo psują pierwsze chwile z Wstąpieniem. Zabawa z czasem z wykorzystaniem amuletu uroborosa niejednokrotnie pomaga też przejść dalej, bowiem w zależności od potrzeb postarzamy albo odnawiamy wybrane partie etapów, co prezentuje się niezwykle efektownie. Raz jednak po takiej akcji zablokował mi się w miejscu kąt kamery i wgranie na nowo punktu kontrolnego nie pomagało, bowiem gra zdążyła zrobić automatyczny zapis z błędem. Musiałem powtarzać cały rozdział. Występują również nagminnie problemy z brzydkim przenikaniem się obiektów, jak też doczytywaniem danych z płyty – zacina się na kilka sekund muzyka, a konsola zdążyła mi nawet w pewnym momencie tak porządnie się zwiesić, że bez odbudowywania systemu plików PlayStation 3 się nie obyło… Odpuściłem przez to tytuł na jeden wieczór. Gdybym dał wtedy całkiem spokój plułbym sobie w brodę, bo wciągnęło mnie potem tak, że siedziałem, aż po prostu gry nie skończyłem.
[break/]Walka walką, lecz po mniej „staroszkolnym” Tomb Raiderze większy nacisk na skakanie po gzymsach Kratosem, wspinanie się na ściany i rozgryzanie zagadek logicznych, zaskakująco pozytywnie mnie zaskoczył. Aż chce się wysilać szare komórki, aby znaleźć wyjście z kolejnych pomieszczeń, kiedy rozwiązywanie problemów jest tak pięknie sensowne, a widoki w tle uprzyjemniają karkołomne próby dotarcia w określone fragmenty etapów. Sprytnie poukrywano też rzeczy do odnalezienia. Skala świata potrafi w ujmujący sposób przytłoczyć, acz trzeba wytknąć, iż twórcom zdarza się zbytnio skupić na efektowności – kamera często odjeżdża, ukazując ogrom lokacji, akurat w samym środku zażartego starcia z przeciwnikami. Można to jednak wybaczyć, poznając więzienie zbudowane w ciele pradawnego tytana, przemierzając majestatyczny posąg Apollona albo wprawiając w ruch skomplikowane machiny zrobione przez Archimedesa. Przysiągłbym, że niekiedy część miejscówek się powtarza, ale to by było chyba czepialstwo...
Graficznie nie jest tak dobrze jak w God of War III, produkcja trzyma jednak wysoki poziom, z którego Sony Santa Monica jest przecież znane. Olbrzymie, szczegółowo przygotowane otoczenie doceniłem powyżej, robią wrażenie potężni bossowie, wyrywanie przez nich całych fragmentów etapów i zabawa płaszczyznami (raz coś jest sufitem, raz podłogą), ale mniej wpadają w oko przeciwnicy. Wytniemy w pień całe stada robali, owadopodobnych nieprzyjaciół, uzbrojonych po rogi kozłów, słoni, zaś gołym biustem błysną meduzy oraz pokraczne empusy, zatęsknicie jednak na pewno do projektów wrogów z poprzednich odsłon. Zdarzy się okazjonalnie słabsza tekstura, a przesadne oświetlenie areny czasem oślepi, utrudniając dostrzeżenie niebezpieczeństwa. Świetnie wypadają wszelkie mechanizmy, przyjemnie też zjeżdża się bohaterem „na nożu” po pochyłych powierzchniach – takie swoiste tory z przeszkodami to ciekawa nowość. Od strony muzycznej mamy różnorakie zawodzenie na mityczną grecką modłę. Nie mogło zabraknąć oczywiście motywu przewodniego serii, który znów zapada w pamięć.
Tryb multiplayer nawet w umiejętny sposób połączono fabularnie z kampanią i wyjaśniono, czemu czempioni Aresa, Zeusa, Hadesa lub Posejdona mordują się dla (wymiernej) łaski swoich bogów. Jest system awansowania, odblokowywanie różnych opcji taktycznych w zależności od wyznawanego w danej chwili bóstwa (umiejętności, relikty, magia), wypada się też zdecydować na miecz, młot lub włócznię - każda broń ma inne ataki. Nabywa się biegłość w posługiwaniu nimi, jak również w używaniu poszczególnych elementów pancerza, które w różnym stopniu wpływają na współczynniki postaci. Trzeba się wgryźć w system, a później podczas bijatyki ku chwale Olimpu zwracać uwagę na zachowanie przeciwników. Ważne są kolory – świecący na czerwono rywal szykuje cios, którego nie da się zablokować, gdy jest biały nie zadamy mu obrażeń, a niebieska poświata (głównie po nieudanej kontrze) zachęca do wyprowadzenia morderczego kombosa. Z początku dezorientuje pozorny chaos na wielopoziomowych mapach, ale w tym szaleństwie jest metoda. Potwory gdzieś w tle, liczne pułapki, ukryte skrzynie i przedmioty pomocnicze dokładają się do frajdy. Bawi też opcja co-op, kiedy z partnerem mierzymy się z kolejnymi falami przeciwników. Zabici to ekstra czas.
God of War: Wstąpienie polecam wielbicielom dobrych gier, nawet niekoniecznie orientujących się w pełni w historii Ducha Sparty. Według mnie jest to pozycja obowiązkowa dla pełnoletnich posiadaczy PS3, pomimo kilku nieciekawych wpadek programistycznych plus nie zawsze celnie dobranego poziomu trudności (szczególnie mam tutaj na myśli dłuższy końcowy segment walk z kolejnymi zastępami wrogów, niemniej będzie na to łatka). Chociaż prezentowana historia nie przebija scenariuszy poprzednich odsłon sagi, wbrew moim obawom wątek fabularny okazał się strawny, a nawet dosyć smaczny - z uwagi na urozmaicenie rozgrywki. Zabawa wieloosobowa też nie została dorzucona na siłę i zapewni wiele godzin rozrywki tym, którzy są fanami bijatyk na arenach wypełnionych atrakcjami. Jeśli nastawialiście się do projektu negatywnie, postarajcie się grę przynajmniej pożyczyć. Nie tylko dla dostępu do nadchodzącego demka The Last of Us...