Forza Motorsport 6 — Xbox One wciąż najlepszym wyborem dla fanów aut
Forza Motorsport zadebiutowała na pierwszym Xboksie w 2005 roku. Dziesięć lat później na Xboksie One pojawia się szósta już odsłona uznanej serii wyścigowej. Dla szybkiego porównania, bezpośrednia konkurencja z obozu Sony, czyli Gran Turismo, w tym czasie zaliczyła 3,5 (licząc GT5 Prologue) części, w tym jeszcze żadnej na najnowszą maszynę rozrywkową PS4. Z takim tempem wydawniczym trudno uwierzyć, że każde kolejne dzieło reprezentujące markę wykreowaną przez utalentowane studio Turn 10 jest po prostu lepsze od poprzedniego, a twórcy nie poszli w proste odcinanie kuponów, chociaż spokojnie by pewnie mogli. Na pierwszy rzut oka FM6 nie stanowi raczej wielkiego przeskoku jakościowego, niemniej tak jak w autach, magia kryje się tutaj pod maską. Po raz kolejny fani cyfrowej motoryzacji mogą spokojnie powierzać Microsoftowi, który jest wydawcą gry, swoje pieniądze. Pomarudzą pewnie troszeczkę na oprawę graficzną, ale też wybiórczo. Lepszych wyścigów na swą konsolę nie mają.
15.09.2015 16:51
Projekty spod znaku Forzy Motorsport od kilku już edycji są czymś dla szerokiego grona odbiorców. Nie chodzi tu jednak o specjalnie upraszczanie zabawy, aby żółtodzioby mogły bezstresowo kosić zakręty na światowej sławy torach, a starzy wyjadacze musieli przez to kląć pod nosem. Siłą tytułu są od dawna rozbudowane opcje konfiguracyjne. Profesjonaliści zwyczajnie zdecydują się na powyłączanie wszystkich ułatwień, z charakterystyczną linią optymalnego prowadzenia samochodu po trasie na czele i systemami wspomagającymi kierowcę, podkręcając też zmyślność rywali, a co za tym idzie zarabiając w wyścigach więcej pieniędzy. Dostaną symulator. Inni zechcą być prowadzeni za rączkę, ale też będą mogli już po jakimś czasie zarobić na potężniejsze, wypatrzone auta, zwłaszcza jeśli będą mieli szczęście. W czasie gry zdobywa się doświadczenie, a każdy kolejny poziom za kółkiem to udział w loterii, z pojazdami czy potężnymi zastrzykami gotówki do zgarnięcia. Milion kredytów na start naprawdę pozytywnie nastraja do kolejnych kilkuset godzin sunięcia po asfalcie. Podzieloną na pięć zestawów różnorodnych zawodów kampanię trzeba co prawda przechodzić w sumie po kolei, niemniej jest jeszcze między innymi jazda dowolna, aby można było poznać wcześniej miejscówki oraz możliwości tego, co w garażu. Do tego dochodzi masa wyzwań w legendarnych autach, także powiązanych (choć w mniejszym stopniu niż poprzednio) z popularnym niedawno programem motoryzacyjnym Top Gear.
Mechanikę zabawy urozmaicono tu i tam. Nigdzie nie wyleciało przewijanie akcji o kilka sekund, więc niespodziewane kraksy pod koniec wyścigów nie spędzą nowicjuszom snu z powiek. Dodano do tego ciekawy system kart modyfikujących rozgrywkę. Kupuje się je w pakietach, zaś im zestaw droższy tym teoretycznie lepsze karty skrywa. Jedne są jednorazowe, inne wielokrotnego użytku. W większości gwarantują większą kasę w zamian za lekkie utrudnienia albo poprawiają jakieś parametry, dając powiedzmy o kilka procent lepszą przyczepność. Niby niewiele, ale wprowadza to do zabawy pewien słodki element RPG i taktycznego planowania. Zarazem wcale nie trzeba z tego korzystać. Doświadczeni gracze za to wiele czasu spędzą przy dogrywaniu drobnych parametrów wozów, zmieniając ustawienia układu napędowego, silnika czy rozstaw osi. Dla lubiących tuning, FM6 to malutki raj, z podglądem telemetrii na powtórkach, jak również dzieleniem się mozolnie wybadanymi konfiguracjami aut online. Można wysłać swoje ustawienia, pobrać cudze, a poza tym rzecz jasna zupełnie osobna sprawa to zabawa w wizualne modyfikowanie, w tym charakterystyczne dla serii malowanie na warstwach. Różnych fantazyjnych skórek do pobrania z Xbox Live mamy prawdziwe zatrzęsienie.
Jest czym i po czym jeździć. Mówimy tutaj o około 460 dokładnie odwzorowanych pojazdach znanych marek plus ponad 25 torach, w różnych wariacjach oraz z dodaną gdzieniegdzie wersją nocną lub deszczową. To ostatnie to prawdziwa rewelacja. Realistycznie zachowujące się krople na szybie przedniej oraz bocznych, rozpływające się pięknie po odepchnięciu wycieraczkami, a zabryzgujące cały widok po wjechaniu w kałuże, są świetnym efektem graficznym. Woda przekłada się jednak też na warunki na trasie. W kałuże z impetem wjeżdża się wyraźnie tracąc przyczepność, a wrażenie potęguje system niezależnie pracujących silniczków w padzie. Do tego gromadzi się ona na asfalcie tam, gdzie faktycznie by była. Wszystko zawsze w płynnych 60 klatkach na sekundę w Full HD, co ma jednak swoją cenę. O ile do wykonania aut trudno się przyczepić, a najdrobniejsze detale wnętrz można zbadać w osobnym trybie sklepowym ForzaVista, tak czar pryska po przełączeniu się w trakcie wyścigu na widok inny niż z kokpitu. Kolory stają się dużo jaśniejsze, niż zza wirtualnej szyby, pokrytej dodatkowo odblaskami. Nagle tekstury czasem tracą na jakości, drzewa na poboczu są zlepkiem dwuwymiarowych powierzchni i potrafią brzydko wskakiwać na swoje miejsce przed oczami, opony ochronne są kanciaste, dopingująca kierowców publiczność to niemrawe klony, zaś lekkie stuknięcie z boku w zderzak rywala powoduje nagłe i niewytłumaczalne pojawienie się ogromnej rysy na całej jego długości. Poza tym strasznie sterylnie wypadają budynki w trakcie rywalizacji w miastach. Szkoda, bo pierwszy wyścig w Rio de Janeiro, gdy w słońcu powoli zza rogu wyłania się legendarny posąg Jezusa na wzgórzu, zaparł mi dech w piersiach. Powinno tak być cały czas, tymczasem napięcie, wbrew naukom Hitchcocka, nie rośnie potem właśnie za bardzo.
Pomarudzić wypada trochę także na sztuczną inteligencję. Powraca system Drivatar, czyli gra za każdym razem pobiera sobie z chmury między innymi dane przyjaciół z listy, by obdarzyć podobnymi cechami ich duchy, z którymi będziemy rywalizować. Daje to ponownie super wrażenie jazdy z kimś znanym, chociaż nawet nie musimy być wtedy online. Z drugiej strony SI potrafi głupieć. Zdarza się, że spycha na bok na zakrętach i niesportowo uderza z impetem w bok. Co ciekawsze, kiedy dla zgrywy stanąłem autem prostopadle do drogi na jej środku, część konsolowych przeciwników nie potrafiła mnie ominąć. Stuk, wycofać i jeszcze raz puk. Absurd. Przy okazji okazało się, że prowadzący kabriolety nie mają kierownic, machają tylko dłońmi w powietrzu. Do samego modelu jazdy nie mam większych zastrzeżeń, są różnice w prowadzeniu poszczególnych pojazdów o odmiennych osiągach i napędzie na przód czy tył. Trochę nie łapałem poczucia pędu tak do 150 kilometrów na godzinę, ale lekarstwem na to była przesiadka do bolidu Formuły 1. Przypomnę, że frajda z jazdy w dużej mierze zależy od ustawień gry i dobranego stopnia trudności wyzwania. Ogólnie to mimo wszystko najwyższa w tej chwili półka. Warto zauważyć, że system gry bierze pod uwagę takie drobnostki jak temperatura powietrza nocą oraz zimny asfalt lub nierozgrzane opony w wyścigu.
Spodobało mi się udźwiękowienie menusów oraz ekranów dogrywania, bo nuty nawiązują w jakimś dziwnym sensie do niezapomnianych motywów ze strzelanek Halo, w których się zakochałem. Podczas wyścigów jest już gorzej. Muzyka słabo motywuje do walki, więc w trakcie powiedzmy takich zawodów pokazowych (osobna rywalizacja z użyciem wybranych aut i na określonych warunkach) wsłuchiwałem się raczej w pierwszorzędny ryk silników. Naturalnie najwięcej zabawy jest nie w starciu z 24 duchami kierowców, lecz żywym przeciwnikiem online lub ewentualnie kolegą na podzielonym ekranie. Fajnie powinny wypaść ligi, z ponoć inteligentnym systemem podziału biorących udział w rywalizacji według umiejętności, a nawet zamiłowania do siania zamętu na drodze i regularnymi startami. To jednak okaże się dopiero po tym, jak gra trafi do większej liczby posiadaczy Xboksów. Podglądacze mają tryb widza, więc mogą się rozsiąść w fotelu, by pooglądać najlepszych, a na bardziej rozrywkowe spotkania przygotowano wyścigi typu drag i zabawę w berka lub inaczej powiedziawszy infekcję, przenoszoną poprzez stuknięcie uczestnika wydarzenia. Forza Motorsport 6 nie jest produkcją perfekcyjną, ale tego chyba nikt realistycznie patrzący na świat się tak naprawdę nie spodziewał. Jest za to ciekawym krokiem naprzód ku ideałowi, znającemu złoty środek między symulacją, a czystą zabawą. Obawiam się tylko, że na prawdziwy skok graficzny poczekamy do kolejnej już generacji konsoli Xbox…