Evolve — nie każda potwora znajdzie swojego amatora
Strzelanka wieloosobowa, w której naprzeciw siebie wcale nie staje równa liczba zawodników z dwóch drużyn, to rzecz nieczęsto spotykana. Po niemałym sukcesie obu odsłon Left 4 Dead, Turtle Rock Studios nie bało się jednak zaryzykować i obmyśliło kolejną niecodzienną produkcję. Evolve opiera się na sieciowej rywalizacji jednego wielkiego potwora z grupką kosmicznych łowców, uzupełniających się świetnie umiejętnościami. Wielkość oraz siła mierzy się tutaj z potężnymi broniami, pułapkami oraz gadżetami umożliwiającymi przeżycie ludziom, co przy wczuciu się w poszczególne role i umiejętnie rozgrywanych meczach daje potwornie dużo radości. Problem w tym, że bez zgranej paczki przyjaciół cała ta układanka szybko się rozsypuje, znacznie irytując.
18.02.2015 12:00
Bohaterów podzielono na cztery podstawowe klasy, w ramach których wraz z postępami w grze odblokowuje się alternatywne postacie z innym oprzyrządowaniem. Ogólnie jednak role pozostają standardowe. Jest ciężkozbrojny, piekielnie odporny na ciosy, biorący na siebie ataki wrogiego monstrum. Do tego dochodzi wsparcie, rozkładający sidła traper, plus oczywiście słaby lekarz. Możliwości poszczególnych osób bardzo mocno się zazębiają, przy czym medyk pełni kluczową rolę. Może trzymać się bezpiecznie z dala i używać snajperki, a w sytuacjach krytycznych szybko podleczyć towarzyszy. Tymczasem ogromna większość graczy biega nim jak jakimś Rambo, pakując się w sam wir walki, szybko ginąc i tym samym drastycznie zmniejszając szanse całej drużyny. Ludzie nie mają też pojęcia co robić jako traper, a rozkładanie głupiego pola siłowego, aby uniemożliwić ucieczkę rannemu potworowi, to przecież podstawa. Inna sprawa to pułapki środowiskowe, typu mięsożerne roślinki, które mocno uprzykrzają życie. Jeśli w jakąś wdepnęliśmy, a w pobliżu nie ma żadnego kompana (choć powinien być, bo bieganie w grupie to też mus), czeka nas szybki zgon. Rzecz jasna wyuczenie się, jak działa plecak rakietowy, także bywa wielkim problemem…
Po stronie potworów do wyboru są trzy krwiożercze istoty, również odblokowywane stopniowo. Rozmiar ma znaczenie, zwłaszcza na początku. Każda poczwara może dwukrotnie ewoluować, wystarczy zabijać zwierzynę na fikcyjnej planecie Shear, gdzie toczy się akcja, po czym ją zjadać. Stadium początkowe to chowanie się po krzakach i szukanie czegoś na ząb, bo wtedy jesteśmy po prostu dużo słabsi od łowców. Na drugim poziomie można nawiązać już mniej więcej równorzędną z nimi walkę, ale to dopiero ten trzeci pozwoli nam mocno dać im popalić. Dysponuje się wtedy nie tylko najdłuższymi paskami życia i pancerza (który regeneruje zjadanie trupów), lecz też już mocno rozwiniętymi mocami specjalnymi. Na starcie oznacza to potężny atak z wyskoku, rzut głazem, szarżę lub zianie ogniem, jednak od drugiego potwora zabawa rozkręca się na dobre. Cthulhupodobny Kraken staje się nagle w porównaniu do podstawowego Goliatha olbrzymim zagrożeniem, a ostatni do wyboru Wraith jest aż zbyt potężny. Potrzebny jest naprawdę niezwykle zgrany zespół, by móc stawić mu jakoś czoła, a o taką ekipę trudno. Nawet normalnie całkiem zmyślny system dawania przegrywającym forów w następnej rundzie, w tym akurat przypadku bardzo niewiele zmienia…
W Evolve można bawić się solo, rozgrywając mecze ze sztuczną inteligencją, ale to przede wszystkim gra sieciowa. Początkujący zapewne będą łączyć się w grupy, by pognać za sterowanym przez komputer potworem, lecz zabawa zaczyna się na dobre, kiedy zaangażuje się do niej pięciu graczy, czyli także ktoś w roli kolosa. Rozgrywa się mini-kampanie, w których kolejno zmieniają się założenia misji. Tych jest ledwie garść typów, ale o dziwo na początek wystarcza. Mamy tropienie potwora, ratowanie (lub zabijanie) kolonistów, likwidowanie (tudzież ocalanie) jaj plus niszczenie albo obronę bazy. Sukces w poszczególnych partiach scenariusza wpływa na przebieg dalszych wydarzeń. Przykładowo, po ocaleniu kolonistów, wesprą nas oni później ogniowo albo uruchomi się system wieżyczek. Jeśli zginą, potwór będzie miał więcej ciał do zjedzenia, a przy okazji może uwolni kilku brzydkich pomagierów, by wraz z nimi ruszyć na łowców. Gra się przy tym wszystkim nie na fragi, czyli liczbę zabójstw, lecz oszacowane straty w ludności cywilnej. Po pięciu rundach następuje wielka kumulacja punktów doświadczenia, więc warto wysiedzieć do końca. Niestety nie zawsze to możliwe.
Kod sieciowy zawodzi. Dłuższe czekanie na dobranie graczy to norma, a podczas zabawy lagi też potrafią dać się we znaki. Przed oczami migają sylwetki łowców ze słabym połączeniem, tak jak w pierwszych wieloosobowych strzelankach sprzed lat. Gorzej, iż zbyt często Evolve po prostu wszystkich rozłącza, co w przypadku rundy finałowej oznacza utratę sporej porcji doświadczenia, a co za tym idzie ogromną stratę czasu. Nagrody zbierane podczas poszczególnych etapów naprawdę nie są wielkie. Do tego postacie potrafią wnikać w ściany, kiedy potwór zabije je mocnym ciosem, skąd nie za bardzo jest jak je wyratować. Jak na projekt przygotowany na bazie najnowszej odsłony technologii CryENGINE, tytuł przy swoich wszystkich potknięciach graficznych nie robi na PC większego wrażenia. Owszem, rozległe lokacje, zalatujące filmowymi Predatorami czy Obcymi, pełne charakterystycznej fauny (zabijanie wybranych stworów potrafi czasowo wzmocnić różne atrybuty) i flory, potrafią zachwycić, zbyt mocno kuleje jednak wspomniana detekcja kolizji, kłują w oczy spadki płynności i zwyczajnie brzydkie tekstury, a także szybko wyraźne stają się braki w łączeniu animacji, zwłaszcza trójki potworów. Z drugiej strony, te same miejscówki prezentują się diametralnie inaczej z punktu widzenia monstrum oraz maluczkich łowców. To akurat jest bardzo fajne.
Rozumiem, co twórcy chcieli osiągnąć, jak wypromować pracę zespołową, jednak daleko idące wyspecjalizowanie klas wychodzi Evolve na razie na złe. Wystarczy, by jedna osoba z ekipy nie wiedziała, jak się ma zachowywać, aby popsuć wszystkim zabawę. Nie pomaga tu również dziki pęd ku odblokowaniu kolejnych postaci (poprzez używanie określonych broni) oraz innych bonusów... Premiera była niedawno, więc mam nadzieję sytuacja poprawi się w miarę wgryzania się ludzi w grę, na co gorąco liczę. Naprawdę akcje w wykonaniu współpracujących ze sobą kolegów na długo pozostają w pamięci, więc specjalnie nie chcę przekreślać tytułu już na starcie. Kod sieciowy i zrównoważenie potworów muszą zostać jednak szybko poprawione. Sporo mówiło się ponadto o masie płatnych dodatków dla produktu, niemniej z DLC typu nowa skórka dla monstrów mało kto korzysta, więc w sumie było dużo krzyku o nic. Jeżeli macie z kim regularnie grać i nie musicie koniecznie bawić się 16 na 16 i więcej osób, polecam dzieło Turtle Rock Studios. To faktycznie ciekawa ewolucja gatunku, aczkolwiek na pewno nie dla każdego.