Dissidia 012[duodecim] Final Fantasy
Niecałe dwa lata temu do Europy trafiła pierwsza gra z serii Dissidia: Final Fantasy. Bijatyka okazała się hitem (sprzedała w prawie dwóch milionach egzemplarzy), nie jest więc żadnym zaskoczeniem, że Square Enix postanowiło iść za ciosem i uraczyło graczy nowym tytułem, o jakże wiele mówiącej nazwie Dissidia 012[duodecim] Final Fantasy. Wedle zapowiedzi, mieliśmy otrzymać podrasowaną wersję pierwowzoru. Zamiast zmieniać rozgrywkę, którą wiele osób uznawało za bliską perfekcji, postawiono na poszerzenie zawartości. Czy to wystarczy, żeby projekt powtórzył sukces poprzedniczki?
30.05.2011 | aktual.: 02.09.2013 14:45
„Jedynka” opowiadała historię odwiecznej wojny bóstwa niezgody – Chaosa, z boginią harmonii Cosmos. Wcielaliśmy się w wojowników walczących po tej drugiej stronie, reprezentowanych przez głównych bohaterów kolejnych części Final Fantasy. Pokonując coraz mocniejszych przeciwników zdobywali kryształy, umożliwiające ostateczne rozprawienie się ze złem i powrót do światów, z których przybyli. Wątek w Dissidia 012 przedstawia fakty te wydarzenia poprzedzające. Liczba w nazwie oznacza dwunastą potyczkę między bogami, my zaś pokierujemy losami kilku postaci pozostałych jeszcze na polu walki. Twórcy oddali nam do dyspozycji sześciu nowych herosów - Kaina z części czwartej, Tifę z siódmej, Lagunę reprezentującego „ósemkę”, Yunę, którą kierowaliśmy w odsłonie dziesiątej, Vaana z „dwunastki” oraz Lightning - bohaterkę ostatniego FF. Oprócz tego w trakcie gry odblokujemy parę kolejnych postaci oraz zagramy Chaosem. Ponadto, po zaliczeniu dwunastego cyklu dostajemy opcję rozegrania kampanii z poprzedniej edycji plus scenariuszy skupiających się na pobocznych wątkach.
Niestety, podobnie jak w pierwszej odsłonie, opowiedziana historia stanowi najsłabszy elementem produkcji i osoby oczekujące niezwykłego rozmachu nie mają tu czego szukać. Odnosi się wrażenie, że została dodana tylko po to, by było jakiekolwiek uzasadnienie dla kolejno rozgrywanych starć. Z przeróżnych opowieści odwołujących się do walki dobra ze złem, ta zaprezentowana w Dissidii jest zwyczajnie jedną z najbardziej płytkich, a rozmowy postaci pokazują ich charakter w mocno przejaskrawiony sposób. Yuna sprawia wrażenie osoby, którą uratuje jedynie przepisanie Prozacu, Laguna jest tak wyluzowany, jakby ostatni rok spędził wśród rastafarian, zaś Lightning stara się być bardziej opryskliwa, niż dzisiejsza młodzież z gimnazjum. Aczkolwiek fani Final Fantasy docenią na pewno subtelne aluzje do poszczególnych gier, takie jak choćby wypowiadanie kwestii będących parafrazą tych słyszanych w poprzednich częściach sławetnej serii RPG.
Zmienił się trochę sposób przemierzania świata - pojawiła się przede wszystkim wielka jego mapa. To lustrzana kopia tego, co już znamy i jest nazywana po prostu Światem B. W poszczególnych rozdziałach kampanii będziemy podróżować po wyznaczonych obszarach, gdzie oto napotkamy pojedynczych przeciwników, zaopatrzymy się w sklepach prowadzonych przez Moogle oraz naładujemy specjalne moce, aby wreszcie korzystając z rozmieszczonych tu i ówdzie portali udać się w miejsca walk. Nadal są to statyczne plansze z nieprzyjaciółmi, zaś naszym celem jest zabicie bossa lub osiągnięcie pola kończącego miejscówkę. Nie ma ograniczenia liczby ruchów, dostaniemy za to bonusowe punkty Kupo, jeśli pokonamy kilku wrogów pod rząd. Zdobywaniu punktów zostały podporządkowane również nasze specjalne umiejętności - zamiast czarów mających pomagać w boju, dysponujemy głównie umiejętnościami pozwalającymi na konfrontację z wrażymi siłami w odległych końcach mapy.
[break/]Ukończenie opowieści to zaledwie początek przygody z Dissidią 012. Pragnący wyzwań mogą skorzystać z trybu Arcade oraz walczyć z kolejnymi, losowo wybranymi adwersarzami. Koloseum zostało zastąpione labiryntem - nadal zbieramy medale i wymieniamy je na nagrody, zaś sama gra sterowana jest dociąganymi kartami. Tym razem jednak starć nie toczymy w nieskończoność, lecz dzięki pojawiającym się od czasu do czasu kartom-drzwiom przechodzimy do kolejnego pomieszczenia w ramach krużganku, starając się znaleźć wyjście. Ponadto mamy jeszcze do dyspozycji rozbudowane muzeum, gdzie to gromadzone są wszystkie bonusy, jest również prosty edytor powtórek, pozwalający na zabawę w operatora kamery. Całość da się wyeksportować do pliku wideo, aby delektować się nią na PSP swoim, tudzież pochwalić światu naszymi umiejętnościami.
Same pojedynki nie różnią się za bardzo w stosunku do tych z pierwowzoru. Postacie mogą wykonywać dwa rodzaje ataków - pierwszy służy odbieraniu przeciwnikowi punktów "odwagi", a drugi zadawaniu obrażeń z użyciem tych zebranych uprzednio. Ponownie świetnie wyważono stopień trudności wyzwań. Ważne jest planowanie oraz dobre poznanie umiejętności danego bohatera, jak też wroga. Zupełnie inaczej będziemy walczyć z dość powolnym Jechtem, potrafiącym zadać gigantyczne obrażenia wręcz, niż ze zwinnym Tidusem. Do dyspozycji tradycyjnie ogromna ilość oręża, przeróżne zbroje oraz biżuteria, które odpowiednio wykorzystane pomogą nam w wygranej. Przy okazji - miłośnicy sagi Final Fantasy będą zachwyceni możliwością skorzystania z broni, którymi walczyli z zastępami potworów różnych w poszczególnych częściach serii.
Nowość w 012 to asysty. Do większości starć nie stajemy samotnie. W kampanii otrzymamy z góry narzuconych wspólników pasujących do aktualnie opowiadanej historii, będziemy mogli jednak samemu dobrać kompanów w pozostałych trybach. Atakując wroga, nabijamy pasek pozwalający na uruchomienie pomocnika. Kiedy osiągniemy połowę, dostajemy opcję wezwania przyjaciela, by ten wykonał atak na punkty odwagi, zapełniony zaś w całości pozwala na akcję odbierającą punkty życia. W każdej walce istnieje możliwość wielokrotnego skorzystania z asysty, opanowanie ich użycia stanowi więc klucz do zwycięstwa. Szczególnie wartościowe jest łączenie ataków asystenta z naszymi, co pozwala na zadanie większej ilości obrażeń. Alternatywnie idzie skorzystać ze wsparcia defensywnie i zablokować razy od rywali. Jak widać, ta z pozoru niewielka zmiana dodaje wiele nowych możliwości w warstwie strategicznej rozgrywki.
Co dobre, Square Enix postanowiło poprawić wyważenie walk. Znacznie zmniejszyła się rola materii Ex, a także powiązanych z nią ataków na wzór Limit Breaków - w Duodecim musimy mocno oszczędzać, by móc z nich skorzystać w kluczowych walkach z bossami. Przycięto również dodatkowe obrażenia przyznawane za miotanie nieprzyjaciółmi o ściany czy też za akcje krytyczne. Większość starć jest dłuższa, bardziej przemyślana, zmalała szansa na wygranie pojedynku jednym szczęśliwym atakiem. Z drugiej strony należy nieźle uważać, gdy przeciwnika mamy akurat bliskiego śmierci - każda jego ofensywa zakończona sukcesem daje mu możliwość wykonania ataku z użyciem asyst. Czasem już unosimy się radością, a tu nagle oto nas znoszą na tej przysłowiowej tarczy...
[break/]Oprawa nie zmieniła się praktycznie nic, co niekoniecznie jest wadą, gdyż niewątpliwie pierwsza część potrafiła w tej materii oczarować. Zarówno postacie, jak i otoczenie, zostały wykonane bardzo schludnie, ataki zaskakują feerią barw, zaś wszystko to jest pokazywane przez sprawnie działającą kamerę - rzadko się zdarza stracić orientację w przestrzeni, co w przypadku bijatyki jest kluczowe. Artyści zadbali ponadto o dopieszczenie bohaterów poprzez stworzenie im nowych strojów - oprócz tych znanych ze starej Dissidii, każdy dostanie jeszcze jedno alternatywne wdzianko. Udźwiękowienie stoi na wysokim poziomie. Tradycyjnie podczas walk słyszymy motywy z serii Final Fantasy, acz większość utworów pochodzi z poprzedniej odsłony, więc niektórzy ponarzekają na brak nowości.
Lekko na marginesie - kontrowersyjną decyzją może być udostępnianie wielu elementów w postaci DLC. Już przed premierą zostaliśmy uraczeni płatnym demem produktu, do pełnej wersji dodającym Aeris jako asystę. Jeśli ktoś chciałby zebrać kompletną garderobę dla swoich podopiecznych, tak jest zmuszony nabyć kolekcjonerskie wydania większość gier na PSP z najnowszego katalogu Square Enix - tylko w nich są kody na kupno ciuszków. Pozostałe kostiumy można mieć za jedno euro za sztukę. Również za dodatkowe utwory grające w tle podczas pojedynków przyjdzie nam zapłacić, co jest dosyć niemiłą niespodzianką, bowiem jak wspominałem większość nut dostępnych w grze pochodzi z pierwszej Dissidii. Nie wątpię, że wielu fanów Final Fantasy przełknie tę gorzką pigułkę, ale mamy do czynienia chyba z lekko nieuczciwym zagraniem.
Czy to samo ale nie tak samo gwarantuje hit? Mamy do czynienia z niezwykle rozbudowaną pozycją, która pozwoli na ponowne spotkanie ulubionych herosów. Samo przejście trybu opowieści zajmuje kilkadziesiąt godzin. Czas ten ulega wydłużeniu do kilkuset, jeżeli ktoś ma ambicję, żeby odkryć wszystkie sekrety, zdobyć wszystkie wyzwania i rozwinąć wszystkich bohaterów. Osoby, które pokochały pierwszą część będą się czuły niczym ryba w wodzie, szczególnie, iż dostajemy opcję importu postaci z pierwszej odsłony wraz ze zdobytymi punktami doświadczenia oraz umiejętnościami. Jeśli ktoś jeszcze nie zagrał, też powinien spróbować - uniwersalny stopień trudności pozwoli na przyjemną zabawę także osobom nie będącym mistrzami bijatyk. Pozostaje jeszcze ta garstka, co to nie potrafiła się do bijatykowej odnogi Final Fantasy nigdy przekonać - ci ominą tytuł szerokim łukiem. Pozostali powinni przynajmniej produkcję tę sprawdzić.