Chronicles of Riddick: Assault on Dark Athena

To miłe, gdy można dostać dwie gry w cenie jednej. Tym bardziej miłe, jeśli jedna z nich jest reedycją jednej z lepszych strzelanin poprzedniej generacji konsol. A już na pewno najładniejszej i z najbardziej gęstym, sugestywnym klimatem. Jeśli ktoś nie miał możliwości zapoznania się z wydanym w 2004 roku The Chronicles of Riddick: Escape from Butcher Bay, to teraz jest doskonała okazja, by to nadrobić. Warto zobaczyć, co tak elektryzowało graczy te pięć lat temu, a i niejednego zelektryzuje nawet dzisiaj. Warto poznać historię Riddicka i pomóc mu w karkołomnej ucieczce z paskudnego Butcher Bay. Warto, bo w przypadku tej gry można mówić o klasyce gatunku, o jakości, na poziom której mało komu udaje się dzisiaj podskoczyć. No i warto, bo w końcu mamy okazję dowiedzieć się, co działo się z Richardem B. Riddickiem bezpośrednio po wydostaniu się z najbardziej rygorystycznej paki w galaktyce.

Redakcja

28.05.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:52

Nie dajcie się zmylić pozorom – Assault on Dark Athena to nie tylko zwykły dodatek, ale pełnoprawna kontynuacja, której przejście zajmuje około ośmiu godzin (do czego należy doliczyć kolejne osiem potrzebne na ukończenie „jedynki”). Gra w udany sposób podejmuje wątek zakończony w Escape from Butcher Bay. Ciągłość wydarzeń zostaje zachowana, lecz obie historie nie są ściśle ze sobą powiązane – tak więc znajomość epizodu więziennych wakacji Riddicka nie jest konieczna do połapania się w fabule. Starczy wiedzieć, że ten kosmiczny gangol co prawda zdołał wydostać się z Butcher Bay, ale od razu znalazł się na pokładzie Dark Athena – statku pełnego bezlitosnych najemników. Czyli z miejsca wpadł w kolejne bagno, w którym będzie musiał nieźle się szamotać, by ujść z życiem. Na szczęście ma potężnego sprzymierzeńca. Mrok.

Jeśli jesteście zaznajomieni z EfBB, to wiecie, że Riddick zyskał tam zdolność widzenia w ciemnościach. Sprawiło to, że role się odwróciły. Zwierzę stało się łowcą, wykorzystującym mrok do bezszelestnego wykańczania przeciwników. I to nie tylko klawiszy w Butcher Bay, a również strażników Dark Athena. Statek ten nie jest zbyt dobrze oświetlony, w dodatku sporo tam zakamarków, w które można wejść i cierpliwie poczekać na okazję do wyeliminowania zagrożenia... Zdecydowanie działa to na korzyść gry – sprawia, że nie mamy do czynienia ze strzelaniną jakich wiele, a czymś na pograniczu FPS-a ze skradanką z perspektywy pierwszej osoby. Plucia ołowiem jest tu stosunkowo niewiele; dopiero gdzieś w połowie gry ten element zaczyna przeważać. Wcześniej naszą najskuteczniejszą bronią jest cień i para zabójczych ostrzy (których można używać też w bezpośrednim zwarciu). Świetny zamysł. Zabawa w prawdziwego łowcę, przemykającego z jednego ciemnego kąta w drugi, jedynie co jakiś czas zostawiającego za sobą krwawe ślady. Niestety, jedna niedopracowana składowa mocno rzutuje na doznania płynące z gry.

Obraz

Mowa o sztucznej inteligencji przeciwników, która zahacza o dno. Chociaż nie, ona nieśmiało puka nawet gdzieś spod niego. Większość wrogów stanowią tak zwane Drone'y, czyli ludzie zmienieni w bezuczuciowych strażników pilnujących bezpieczeństwa statku. Owszem, można ich głupotę tłumaczyć tym, że więcej mają wspólnego z robotami-zombie (jakkolwiek niedorzecznie by to nie brzmiało) niż z ludźmi, ale... mnie tak naprawdę nie obchodzi, czemu są idiotami. Mnie tylko obchodzi, że czasem mogę przebiegnąć im niemal przed nosem, a oni i tak nie zauważą. Albo że wystarczy wleźć w jakieś nieoświetlone miejsce, by po chwili stracili trop i wrócili do swojego beztroskiego maszerowania po korytarzach statku. Co najśmieszniejsze, ci goście miewają też odchył w drugą stronę – odkrywają w sobie gen jasnowidza, bez żadnej podpowiedzi zgadując gdzie znajduje się Riddick. Nieraz zdarzyła mi się sytuacja, że byłem doskonale schowany przed wzrokiem strażników, a ci nagle, jak poparzeni, przybiegali w miejsce mojej kryjówki. Oczywiście najpierw otwierali ogień, a potem i tak nie zadawali pytań. Ja za to musiałem przechodzić fragment od nowa. Frustrujące.

[break/]Czasem zamiast po cichu się zakradać i mordować od tyłu, chciałoby się wytoczyć jakieś cięższe działa. Po prostu wystrzelać w pień wszystkich w zasięgu wzroku. Assault on Dark Athena daje taką możliwość dość rzadko, co zaliczam na plus. Niemożność podniesienia broni przez Riddicka uzasadniono bardzo sprytnie – mianowicie tym, że jest ona na stałe przytwierdzona do Drone'ów. Zatem jeśli chcemy sobie postrzelać, to należy zasłonić się ciałem nieżywego strażnika i skorzystać z jego pukawki. Kłopot w tym, że wtedy nie da się przemieszczać, a do tego naboje dość szybko się kończą i znów trzeba czmychać w gęstą ciemność. Nadaje to całej zabawie pikantnego smaczku, zmuszając nas do ostrożnej gry, a jednocześnie nie odbierając jej nic z dynamiki. Lecz nie myślcie sobie – nie jest tak, że cały czas trzeba korzystać ze spluw Drone'ów, skradać się lub bić gołymi pięściami. Nieraz przyjdzie nam nosić pokaźny arsenał broni, którym można urządzić huczną bonanzę. Tyle że wcale nie jest to takie rajcujące.

Obraz

Strzelanie w Assault on Dark Athena jest po prostu nijakie, mdłe. Przeciwnicy w dziwny sposób reagują na otrzymane obrażenia: do samego końca twardo stoją na nogach, jakby nic sobie nie robiąc z dziurawiących ich ciała kul. Często można mieć złudzenie, że w ogóle się w nich nie trafia. To zdecydowanie nie przystoi grze wydanej w 2009 roku. Na szczęście tego typu niedociągnięcia są w pewnym stopniu rekompensowane kilkoma niezłymi motywami. Zdalne kierowanie ruchami Drone'a, zasiądnięcie za sterami mecha czy też walka z Alpha Drone'ami to momenty, w których gra się z pianą na ustach. Szkoda tylko, że jest ich tak mało – gdyby przeważały one, a nie te mniej ciekawe, niedopracowane epizody, Assault on Dark Athena byłoby tytułem o klasę lepszym. Zatem czym się broni, jeśli nie elementami skradankowymi, sprowadzonymi do parteru przez SI przeciwników, oraz mało efektownymi wymianami ognia? Spokojnie, ma asa w rękawie.

Obraz

Tym asem niewątpliwie jest klimat. Duszny i gęsty jak smoła, choć o porównaniu z Escape from Butcher Bay nie ma tutaj mowy. Klaustrofobiczne korytarze spowitego mrokiem statku najemników to nie ta liga, co międzyplanetarne więzienie o najostrzejszym rygorze. Tam atmosfera autentycznie przytłacza. Krwawe walki w ringu, brudne układy z innymi więźniami, skrzywieni psychicznie strażnicy... To wszystko mocno daje po pysku. Mimo to Dark Athena również jest bardzo dobrze zaprojektowanym środowiskiem, gdzie nie brakuje różnych zwyrodnialców (na czele z panią kapitan), miejsc przyprawiających o ciarki na plecach, a także ciekawych postaci, które spotkamy na swojej drodze. Rozgrywka w dużej części opiera się na podobnym schemacie, co EfBB. Gracz jest pozostawiony sam sobie, nie otrzymuje zbyt wielu podpowiedzi ani wskazówek. Wszystkie potrzebne informacje trzeba uzyskiwać od drugoplanowych postaci, które dodatkowo przydzielają nam misje niezbędne do progresu. Co prawda są to głównie zadania w stylu: „idź, zabij, weź i przynieś z powrotem”, ale przynajmniej jakoś urozmaicają nieustanne parcie do przodu, ku wolności.

[break/]No i jeszcze jedno. Dialogi z tymi wszystkimi postaciami to pełna rewelacja. Nie tyle ze względu na treść rozmów, co elektryzujące głosy aktorów. Prym wiedzie oczywiście Vin Diesel, który przemawia ustami Riddicka. Przy dobrym nagłośnieniu jego głęboki baryton może zatrząść szybami w pokoju. Warto posłuchać, z jakim stoickim spokojem i jednocześnie przejmującym tonem wypowiada swoje kwestie. Inni aktorzy nie pozostają daleko w tyle. Lance Henricksen, Xzibit czy Cole Hauser również tchnęli sporo życia w „swoich” bohaterów, którzy nie tylko brzmią, ale i wyglądają doskonale. Modele postaci, ich mimika i animacja to pierwszy sort. Co do innych składowych wizualiów... Cóż, nieco odbiegają od dzisiejszych standardów. Czuć, że oba tytuły trzymają się na pięcioletnim szkielecie. I choć grafika miejscami jest naprawdę świetna (głównie dzięki oświetleniu), to jednak przeważają elementy po prostu przeciętne. Do tego dochodzą nieraz paskudne tekstury i chrupiąca animacja, składając się na gry ładne, a zarazem brzydkie. Ładne pod kątem większości projektów, brzydkie pod kątem techniki ich wykonania.

Obraz

Zresztą, podobnie można można powiedzieć o całym pakiecie The Chronicles of Riddick. Niby dobry, niby nie. Z jednej strony dostajemy bardzo poprawną, lekko zmienioną względem oryginału reedycję klasycznego i wciąż świeżego Escape from Butcher Bay. Z drugiej – nie do końca udaną kontynuację, która wydaje się grą trochę niedzisiejszą. Zastosowane w niej mechanizmy świetnie sprawdzają się w aEfBB - tam faktycznie skradanie ma więcej sensu, podobnie jak elementy „erpegowe”, czyli nawiązywanie dialogów z postaciami, wypełnianie dla nich zadań itd. Jednak w Assault on Dark Athena to wszystko nie współgra tak dobrze, nie tworzy tak perfekcyjnej mieszanki. Przy tym nie tak klimatycznej, choć jej atmosfera i tak jest mocno ponadprzeciętna. Choćby dlatego warto sięgnąć po Kroniki Riddicka. Składają się na nie dwie absolutnie nietuzinkowe produkcje, które mogą oczarować swoją ciężką, duszną aurą. Trzeba tylko przymknąć oko na sporo niedociągnięć, do czego mimo wszystko zachęcam.

Obraz

Na koniec jeszcze uwaga - ekipa Starbreeze już raz pokazała, że ma problemy z pisaniem kodu sieciowego. W ich skądinąd świetne The Darkness praktycznie nie dało grać się przez Internet – opóźnienia były aż tak duże. W przypadku The Chronicles of Riddick sprawa ma się lepiej, choć nie idealnie. Lagi potrafią być mocno dokuczliwe, do tego założenie gry nieraz trwa za długo. Po prostu brakuje chętnych do zabawy. Poza kilkoma standardowymi trybami, wartym odnotowania jest Pitch Black, gdzie jeden gracz jako Riddick bawi się w kotka i myszkę z resztą zawodników – Drone'ów. Skradanie, podcinanie gardeł, świecenie latarkami i tropienie jak najbardziej wskazane. Całkiem sympatyczna sprawa, ale raczej tylko do sprawdzenia, niż do nałogowego grania. Zbyt mało chętnych na serwerach, zbyt duże opóźnienia, za mało ciekawie.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)