Army of Two: The 40th Day
Army of Two: The 40th Day to kontynuacja wypuszczonej przez Electronic Arts w 2008 roku strzelaniny z widokiem z perspektywy trzeciej osoby, nastawionej na kooperację graczy. Przy okazji prac nad częścią drugą, producent postanowił zaprosić znanych już bohaterów Salema i Riosa również na przenośny sprzęt – wybór padł na PlayStation Portable. Co ciekawe, tytuł ten nie jest okrojonym portem wersji z dużych konsol, lecz w pewnym sensie samodzielnym produktem. W jaki sposób przenieść bardzo intensywną akcję na mały ekran zdecydowanie słabszego urządzenia? EA wpadło na pomysł przedstawienia akcji w zupełnie inny sposób. I tak stylizowana na wydaną w ubiegłym wieku serię Alien Breed pozycja to klasyczna do bólu strzelanka.
19.01.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:50
Para twardzieli, dających się wynająć każdemu, kto za militarne usługi jest w stanie zapłacić konkretne pieniądze, ląduje na akcji w Szanghaju. W pewnym momencie miasto zostaje niespodziewanie zaatakowane. Budynki zaczynają się walić, okolica staje w ogniu, a do naszych dzielnych bohaterów otwierają ogień zamaskowani karabinierzy. W tym chaosie, którego panowie początkowo nie są w stanie ogarnąć, muszą odnaleźć porwaną koleżankę (znaną głównie z głosu pomagającego w wykonywaniu misji), torując sobie drogę tysiącami pocisków, aby potem pomyśleć co dalej. Dla wyposażonych w złowrogie maski herosów to chleb powszedni, dlatego przeciwnicy kładą się jak delikatna trawa przy słabym wietrze... Brzmi znajomo? Bo użytkownicy PSP otrzymali tę samą historię, co posiadacze Xboksów 360 i PS3. W przenośnej wersji występują nawet te same dialogi. Kieszonkową odsłonę charakteryzują jednak dwie bardzo ważne kwestie – gra jest nieporównywalnie mniej rozbudowana, a akcję przedstawiono z lotu ptaka.
Grafika w tym Army of Two: The 40th Day budzi mieszane uczucia. Na pierwszy rzut oka wszystko prezentuje się świetnie. Oświetlenie w pozytywnym sensie skojarzyło mi się z God of War: Chains of Olympus, mamy dokładnie odwzorowane środowisko, ładnie opracowane, przerysowane modele postaci. Taki Rios wypada nieco zabawnie - gracze przyzwyczajeni do wielkiego, dopakowanego twardziela zobaczą umięśnionego, odrobinę niezdarnego grubaska. Generalnie cała gra utrzymana jest w takiej konwencji. Niestety wybuchy to już przeciętność, a po kilku etapach wszelkie zachwyty zwyczajnie opadną, bowiem kolejne rejony zaczynają trącać monotonią. Sam kod działa płynnie, choć niekiedy AoT PSP zdarzy się delikatnie przyciąć. Także uczucia, co do oprawy można mieć mieszane. Udźwiękowienie? Przejmujące, podniosłe melodie udanie nakręcają akcję, a dialogi prowadzone pomiędzy głównymi bohaterami potrafią rozśmieszyć. Eksplozji i odgłosy fruwającego ołowiu również cieszą uszy.
Sposób sterowania wybranym bohaterem może przez pierwsze kilka minut sprawić trudności. Analog odpowiada za poruszanie się, klawisze geometryczne za kierunkowanie ognia - czyli po wciśnięciu trójkąta strzelicie w górę, kółka w prawo, a wduszenie obu przycisków skieruje ogień w prawy górny róg ekranu. Po ograniu się sprawa wygląda naprawdę wygodnie, zaś przy obecnym delikatnym autonamierzaniu większość wystrzelonych przez Was pocisków faktycznie trafi do celu. Electronic Arts zapomniało niestety o granatach – nie znajdziecie odpowiedniego przycisku odpowiadającego za ciskanie ładunkami wybuchowymi. Przy pomocy spustów sprawicie, że Salem bądź Rios użyje ataku pięścią, zrobi fikołka tudzież schowa się za przeszkodą. Krzyżak odpowiada za zmianę broni oraz określanie, w jaki sposób ma zachowywać się kompan – pasywnie lub aktywnie, podążać za nami czy czekać. Szkoda, że w praktyce nie jest z tym za kolorowo...
[break/]Skok z fikołkiem i strzał ze strzelby z bliska sprawdza się nieźle, ale już prucie zza osłony nie bardzo. Pamiętacie system aggro z Army of Two? W kieszonkowej dwójce EA chciało wprowadzić coś podobnego. Postać skupiająca ogień wroga podświetla się na czerwono, a wtedy druga powinna zajść przeciwnika od tyłu. Powyższe jest jednak o tyle trudne, że nie ma dobrego sposobu na wystawienie na wabia konsolowego kompana, a kiedy Wy przyjmiecie ogień na klatę, towarzysz nie wpadnie na pomysł podejścia do oprawców z innej strony. Tu daje o sobie znać największa bolączka gry - fatalna do granic absurdu sztuczna inteligencja. Towarzysz sterowany przez PSP to jeden z największych imbecyli, z jakim od lat grałem. Nie reaguje odpowiednio na wydawane komendy, jego obecność sprowadza się często tylko do zajmowania miejsca na ekranie. Stoi jak kołek, kiedy ostrzeliwujecie okolicę. Potrafi się zblokować i trzeba się po niego wracać. A przeciwnicy? Kaczki na strzelnicy. Warto pamiętać, że nie ma tu punktów kontrolnych i autozapisu. Wspominam o tym, bo po kilku niezbyt rozgarniętych akcjach wirtualnego kompana opadły mi ręce i wyłączyłem odruchowo konsolę.
Arsenał jest imponujący, jednak zdecydowanie się na jedną, daną pukawkę nie utrudni nikomu zasadniczo rozgrywki. Bronie można ulepszać, lecz nie wpływa to w specjalny sposób na skuteczność dzierżonej spluwy. Kombinacja karabinu i strzelby świetnie zdaje egzamin i nie ma konieczności kupowania wyrzutni rakiet, czy też innych gadżetów. W pojawiających się co jakiś czas sklepach nie znajdziecie amunicji - ta nigdy się nie kończy. Trzeba niestety też polegać na automatycznej zmianie magazynka, bo nie ma przeładowywania pod przyciskiem. Jedyną możliwością uleczenia ran jest pomoc partnera i tu EA strzeliło małą gafę – jeśli to my bandażujemy rannego towarzysza, pociski wroga nie pozwalają na kontynuowanie pomocy, ale gdy to on podbiegnie w tym celu do nas, żaden ogień nie zmusi go, by sobie dał spokój. Niestety w większości przypadków występuje pierwszy scenariusz - kompan ma oczywiście dziwną tendencję do wchodzenia w zasięg spluw i ataków rakietowo/bombowych. Narzekaliście na Sheevę z Resident Evil 5? Nie walczyliście ramię w ramię z kieszonkowym Riosem lub Salemem.
Army of Two: The 40th Day oferuje na PSP tryb rozgrywki wieloosobowej, po którego wybraniu konsola rozpocznie poszukiwania siostrzanej maszynki z uruchomiona grą. W menu znajdziecie również zakładkę Ekstra, gdzie co bardziej dociekliwi znajdą statystyki, zestawienie zaliczonych wyzwań (coś na kształt osiągnięć z Xboksa 360) oraz listę autorów. Wielka szkoda, że nie można obejrzeć obrazków koncepcyjnych oraz dodatkowych materiałów od EA. Tytuł nie oferuje niestety coraz popularniejszej ostatnimi czasy opcji instalacji na karcie pamięci, nie rońcie jednak łez – na prędkość ładowania nie można narzekać i skoro radziliśmy sobie z brakiem takiej opcji od lat, to teraz też nie ma co wydziwiać.
Army of Two: The 40th Day w odsłonie na PSP to specyficzna pozycja. Z jednej strony łatwo odnaleźć z w niej mnóstwo błędów oraz niedociągnięć, a przecież skoro producentem nie jest podrzędna firma, tylko wielki koncern, powinien on był to zrobić dobrze, bez większych wpadek. Tymczasem beznadziejność sztucznej inteligencji rozbraja, zaś monotonia rozgrywki daje się we znaki już po kilkunastu minutach. Zaskakująco niemniej pierwsze posiedzenie z grą zakończyłem po blisko dwóch godzinach. I wróciłem do zabawy tego samego wieczora - bo szarpie się w to całkiem przyjemnie. Taka klasyczna strzelanka, pozwalająca cofnąć się myślami do pozycji sprzed lat. Bezmózgie eliminowanie kolejnych niezbyt rozgarniętych przeciwników odstresowuje, a prosta i liniowa zabawa pozwala zapomnieć o trudach codzienności. Przenośne przygody Salema i Riosa świetnie nadają się na podróż środkami komunikacji, głośną imprezę lub nudny film w kinie – to gra tylko dla tych, którzy szukają nieskomplikowanej, przyjemniej rozrywki.